Barbara Szynol zadzwoniła do redakcji rozgoryczona informacją o planach władz województwa, które chcą pomagać opolskim rodzinom, oferując im co miesiąc po 1600 zł na każde dziecko przez pierwsze lata.
- Równocześnie urzędnicy od 10 lat nie potrafią pomóc matce samotnie wychowującej pięcioro dzieci - żali się opolanka.
Najmłodsza jej pociecha ma 3 latka, najstarsza - 16. Żadne z nich, podobnie jak ich mama, nie ma meldunku. 10 lat temu kobieta nielegalnie zajęła należący do miasta pustostan. Z mieszkania komunalnego, które zajmowała razem z mężem zanim od niego odeszła, wymeldował ją administrator.
Obecne mieszkanie ma 36 metrów. W dużym pokoju stoją dwa piętrowe łóżka, mała kanapa, meblościanka, piecyk i dwie suszarki z ubraniami. W drugim pomieszczeniu, które pełni rolę kuchni, pokoju dla mamy i korytarza, mieści się też wnęka na kabinę prysznicową i zlew. Toalety, do której wchodzi się z tarasu, zimą nie da się ogrzać.
- Kiedy zajęłam to mieszkanie, doniosłam sama na siebie do urzędu miasta - wspomina Barbara Szynol. - Dostałam sądowy nakaz eksmisji, pod warunkiem wskazania przez gminę lokalu socjalnego. Wniosek o przyznanie go złożyłam w 2002 roku i czekam do dziś - relacjonuje pani Barbara.
Zofia Twarduś, naczelnik wydziału zarządzania zasobem komunalnym w Urzędzie Miasta Opola, tłumaczy, że ruch w mieszkaniach socjalnych jest niewielki. Rocznie zwalnia się maksymalnie dwadzieścia takich mieszkań, gdy ich lokatorzy umierają lub wyjeżdżają.
- W sumie mamy ok. 400 mieszkań socjalnych, a w kolejce na nie czeka około 300 rodzin. Dotychczas żaden lokal nie nadawał się do zamieszkania przez matkę z pięciorgiem dzieci - wyjaśnia pani naczelnik.
Barbara Szynol twierdzi, że wskazywała urzędnikom wolne mieszkania, w których pomieściłaby się ze swoją gromadką. Zofia Twarduś utrzymuje, że nie były to mieszkania socjalne.
Paradoksalnie miasto wystawia kobiecie rachunki za czynsz za zajmowany nielegalnie lokal. Ta w akcie buntu ich jednak nie płaci. Miasto nie może wyrzucić rodziny, bo nie ma gdzie - i koło się zamyka. - Policzyłam kiedyś z dziećmi, że dalibyśmy radę spłacić zaległość w ratach, niech tylko przyznają nam w końcu mieszkanie - deklaruje opolanka i wspomina, że kilkakrotnie interweniowała w tej sprawie u prezydenta Ryszarda Zembaczyńskiego.
Wzięła sobie nawet do serca jedną z jego rad i zaczęła się uczyć, żeby podnieść niepełne zawodowe wykształcenie, ale cały czas liczy na to, że oprócz dobrych rad dostanie też upragnione mieszkanie.
- Chyba że zamysłem urzędników jest odczekanie kolejnych dwóch lat, kiedy najstarsze dziecko osiągnie pełnoletność. To umożliwi miastu wyeksmitowanie go, a potem dwóch młodszych synów - obawia się matka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?