Opolanka: w laboratorium pomylili wyniki badań, później mnie szantażowali

Redakcja
- Laboratorium dało mi wyniki, które należały do innej osoby. Zgadzało się tylko moje imię i adres - skarży się Bożena Sikorska.
- Laboratorium dało mi wyniki, które należały do innej osoby. Zgadzało się tylko moje imię i adres - skarży się Bożena Sikorska. Sławomir Mielnik
Kobieta dostała nie swoje wyniki badań. Gdy poskarżyła się na laboratorium, otrzymała pismo, że jeśli nie wycofa skargi... sprawa trafi do prokuratury.

Bożena Sikorska, źle się czuła dlatego postanowiła zrobić badania tarczycy, z którą od wielu lat miała problemy. - Nie miałam skierowania, dlatego wybrałam się do Medycznego Laboratorium Diagnostycznego NZOZ Korlab&BB-Med., które mieści się w szpitalu wojskowym przy ul. Wróblewskiego w Opolu i sama za badania zapłaciłam - wspomina opolanka. - Pani, która pobrała mi krew spisała dane z dowodu, skasowała 21 złotych i powiedziała, że za dwa dni mam przyjść po wyniki. Kobieta wspomina, że gdy we wskazanym terminie zgłosiła się, aby je odebrać, usłyszała, że jeszcze ich nie ma, ale że ma się po nie zgłosić jeszcze tego samego dnia, około godz. 19.

- Tego wieczoru pani z laboratorium znowu odesłała mnie z kwitkiem powiedziała, że mam przyjść za dwa dni.

Sikorska była zła, że w laboratorium każą jej przychodzić po wyniki, których nie ma, dlatego, tym razem poprosiła, aby pracownica na piśmie potwierdziła jej, że nie dostała wyników i określiła kiedy może się po nie zgłosić. - Ledwo zdążyłam wrócić do domu, dzwonił już telefon z laboratorium. Kobieta, która dała mi to potwierdzenie płakała do słuchawki i prosiła, żebym je oddała, bo szefowa zagroziła, że wyrzuci ją z pracy - opowiada Bożena Sikorska. - Nie chciałam, żeby miała przeze mnie problemy, dlatego powiedziałam, że odbierając wyniki oddam to zaświadczenie i na tym rozmowa się skończyła. Nie minęło 20 minut i ta kobieta zadzwoniła do mnie jeszcze raz. Powiedziała, że ma już wyniki i umówiłyśmy się, że przyniesie mi je do domu - relacjonuje.

Zgodnie z umową po tym, gdy Sikorska je dostała, oddała zaświadczenie. Kobieta ucieszyła się, gdy zaczęła analizować wyniki, bo wskazywały na to, że jej tarczyca pracuje jak należy.

- Ale spojrzałam na nie jeszcze raz i osłupiałam. Zgadzało się nazwisko i adres, ale imię, data urodzenia i PESEL już nie. Wyglądało to tak, jakby część danych należała do mnie, a część do 77-letniej (wywnioskowała to po dacie urodzenia) kobiety - opowiada i dodaje, że następnego dnia zadzwoniła do laboratorium, które wykonywało badanie. - Poradzono mi, żebym je powtórzyła, bo wynik raczej nie należy do mnie. Tak zrobiłam i faktycznie był inny - mówi.

Opolanka poskarżyła się na zaistniałą sytuację szpitalowi wojskowemu, od którego laboratorium dzierżawi pomieszczenia. Przeżyła szok, gdy dostała pismo z laboratorium, że jeśli w ciągu 7 dni nie wycofa skargi, to... sprawa trafi do prokuratury, bo, jak uzasadniano, to Sikorska, zgłaszając się na badania, podała cudze dane.

- Oczekiwałam słowa przepraszam i zapewnienia, że dołożą starań, aby taka sytuacja więcej się nie powtórzyła, a laboratorium zrobiło ze mnie oszustkę i do tego próbowało szantażować - denerwuje się. - Sama złożyłam w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, bo uznałam, że dając mi cudze wyniki laboratorium poświadczyło nieprawdę.

Laboratorium zapewnia, że to nie u nich doszło do pomyłki. Jak się tłumaczy z pisma, które pacjentka odebrała jako szantaż? Czytaj w papierowym wydaniu "Nowej Trybuny Opolskiej"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska