Opolanka walczy o dziecko uprowadzone przez ojca. Pomaga jej Rutkowski

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Kobieta nie widziała dziewczynki od półtora roku, choć sąd zdecydował, że to z nią ma być mała. Były partner nic sobie z tego nie robi, dlatego na pomoc wezwała Krzysztofa Rutkowskiego.

- Nie ma dnia, żebym nie oglądała zdjęć Saruni. Tak bardzo ją kocham i martwię się, czy ma dobra opiekę - płacze Anna Pogorzelska z Opola. Z poprzedniego związku ma również 4,5-letniego synka, ale on został przy niej. - Opowiadam mu o Saruni, pokazuję zdjęcia, żeby jej nie zapomniał. Przecież to jego rodzona siostrzyczka.

Dziewczynka ma dziś 3,5 roku, ale pani Anna nie widziała jej od 18 miesięcy.
Początkowo opolanka wychowywała dzieci z partnerem, choć razem nigdy nie mieszkali.

- Mieszkania mieliśmy małe, były partner wychowywał chorego syna, ja też miałam nastoletnie dziecko z poprzedniego związku, więc uznaliśmy, że tak jest wygodniej - wspomina kobieta.

Anna urodziła ich wspólnego syna, później córkę, ale sielanka nie trwała długo.

- Partner powiedział, że chce żebym rodziła mu tyle dzieci ile Pan Bóg da, najlepiej co roku. Ofuknęłam go, bo on od ponad 20 lat jest na rencie, ja zarabiam grosze, więc wiedziałam, że nie stać nas na kolejne szkraby - opowiada. - Wtedy on stwierdził, że jeśli będziemy rodziną wielodzietną, to ludzie będą się nad nami litować. Powiedział, że zaprosimy media, to na pewno znajdzie się ktoś, kto wesprze nas finansowo, pomoże wyposażyć mieszkanie, może nawet da jakiś dom. Nie mogłam uwierzyć, że on mówi to poważnie. Później dowiedziałam się, że o nim i jego synu było już kiedyś głośno w mediach i faktycznie otrzymali od ludzi sporą pomoc.

Pani Anna postawiła na swoim. Kiedy okazało się, że kolejnych dzieci nie będzie, były partner wypchnął ją za drzwi jego mieszkania i stwierdził, że skoro nie chce rodzić to jest mu niepotrzebna.

- Gdy córka miała rok, przeszła w Katowicach operację. Były partner zabrał ją ze szpitala i od tego momentu nie wpuszczał mnie do mieszkania, choć wystawałam pod jego drzwiami codziennie - opowiada ze łzami w oczach. - Sąd zdecydował, że to ze mną powinny przebywać dzieci, ale on nic sobie z wyroku nie robi. Wywiózł małą 200 kilometrów stąd i za żadne skarby nie chce jej oddać. Prokurator postawił mu zarzut uprowadzenia dziecka i przetrzymywania go wbrew mojej woli, ale sprawa odbędzie się dopiero pod koniec sierpnia. Jestem zrozpaczona, bo nie wiem, co dzieje się z moim dzieckiem.

Opolanka poprosiła o pomoc w odzyskaniu dziecka Krzysztofa Rutkowskiego, właściciela biura detektywistycznego.

- Wszedłbym do tego domu i pokazał organom ścigania jak wygląda przymusowe odebranie dziecka - zapewnia właściciel biura, ale zaraz zapowiada, że tym razem siły nie użyje. - Drzwi wyłamać nie możemy, bo zaraz nas aresztują. Musimy wymyślić taką formę, która będzie legalna, ale i skuteczna - zapowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska