Opolanki po rozwodzie. Dlaczego rozpadły się ich małżeństwa?

Katarzyna Kownacka
Przysięgały przed Bogiem miłość, wierność i że ich nie opuszczą aż do śmierci. Złamały przysięgę. Wybrały spokój i własne szczęście po rozwodzie.

Zdrada, inna miłość, domowa przemoc, alkohol, który zabija wszelkie więzi, brak pożądania albo prozaiczne niedopasowanie charakterów - powodów, przez które rozpadają się związki, jest tyle, ile nieudanych małżeństw. Niejeden opisano w książce czy filmie.

Najbardziej znaną literacką rozwódką jest Judyta z "Nigdy w życiu" Katarzyny Grocholi. Zdradzona i pozostawiona znajduje w sobie tyle siły, by od nowa ułożyć sobie życie, wybudować dom i znaleźć miłość.

Polki ją pokochały - zarówno tę z kartek powieści, jak i tę, w którą wcieliła się w filmie nakręconym na podstawie książki Danuta Stenka. Dlaczego? Bo w każdej z nas coś z niej jest.

Alina, 51 lat, mieszkanka jednego z opolskich miast, 28-letni staż małżeński, 2 lata po rozwodzie

- Zdrad u nas jak w tej książce nie było. Za to był alkohol. Przez 15 ostatnich lat non stop. W domu śmierdziało menelem - przepitym, niedomytym. Do tego ciągle awantury - opowiada. - O co? Nawet nie wiem. O wszystko. Że źle się ubieram, źle dom prowadzę. A w ostatnich latach mój były mąż przestał wracać do domu - na noc, na kilka dni. Zamiast machnąć ręką, niepokoiłam się. Nie tylko o niego. Wiedziałam, że po pijaku wsiada do samochodu i bałam się, że kogoś zabije.

Sama nie wiem, czemu tkwiłam w tym małżeństwie. Może dlatego, że mieliśmy duże długi: kredyt na dom, komornika za niepłacone ZUS-y pracowników w warsztacie mechanicznym męża. Cała moja wypłata szła tylko na spłaty kredytów.

Któregoś dnia, już po tym, jak złożyłam pozew, wzięłam ekipę, wywiozłam pod nieobecność męża cały sprzęt z warsztatu, posprzątałam teren i sprzedałam 16-arową działkę w centrum miasta, na której stał budynek. Pieniędzy starczyło akurat, żeby spłacić wszystko co do złotówki. Zostałam z gołą pensją, ale na czysto.

Potem trzeba było przetrwać dwa miesiące do rozprawy rozwodowej. Mój były mąż dostał szału. Pił bez przerwy, awanturował się, chodził po sąsiadach i opowiadał, że musi mnie śledzić, bo na pewno kogoś mam. Założył mi nawet podsłuch w telefonie. A jak wracał w nocy do domu, to dobijał się do drzwi pokoju, w którym się zamykałam. Policja założyła mi niebieską kartę.

Po rozwodzie była jeszcze sprawa o eksmisję i karna o znęcanie się. Jak na to patrzę po czasie, to zastanawiam się, czemu nie zrobiłam tego kilka lat wcześniej.

Książkowa Judyta, gdy po rozwodzie została bez mieszkania, wybudowała sobie dom. Alina swój postanowiła gruntownie wyremontować i odświeżyć. - Zaczęłam nowe życie, oddycham pełną piersią. Pewnie, że boję się samotności, zwłaszcza tej za kilka lat. Dzieci są już dorosłe, wyprowadziły się z domu, więc jestem sama. Ale nikogo szukać nie będę. Jak się trafi, to będzie, jak nie, to nie. Póki co wolę ciszę w samotności niż codzienny hałas awantur.

Elżbieta, 55 lat, mieszkanka małej podopolskiej miejscowości, 30 lat małżeństwa, 4 lata po rozwodzie

- Sama już nie jestem. Jak książkowa Judyta znalazłam kogoś nowego, z kim postanowiłam się zestarzeć. Mimo że zaczęłam nowe życie, ciągle pamiętam rozkład polnych ścieżek w okolicy domu, w którym mieszkałam z poprzednim mężem. Przez lata godzinami w środku nocy chodziłam po nich, żeby poczekać, aż zaśnie pijany. Uciekałam w pola, żeby nie obrywać i nie słuchać wyzwisk.

Lato czy zima - okoliczne pola i pobliski las były przyjaźniejsze niż własny dom. Jesienią i zimą w szopie trzymałam dodatkową parę butów i kurtkę, bo kiedy mąż znów chciał bić, nie było czasu się ubierać. Zamiast się ratować, wstydziłam się. Chciałam to ukryć przed wszystkimi.

Byłam z nim już tylko ze względu na dzieci, rodzinę, w której rozwody się nie zdarzały, wiarę. W końcu związałam się z moim mężem przed Bogiem na dobre i na złe. Raz, wiele lat temu, próbowałam odejść. Nawet zaczęłam się pakować. Dzieci były już w miarę duże - najstarsza z córek miała 15 lat, najmłodsza 9.

Mąż zaczął wtedy przepraszać, prosić o jeszcze jedną szansę. Uwierzyłam, bo chyba mimo wszystko przez te lata ciągle go kochałam.

Alkoholowe ekscesy wróciły jednak bardzo szybko. Były kolejne razy, kolejne ucieczki w pola i do lasu, setki wyzwisk i upodleń.

Często szło o seks. Mąż miał duży temperament. Ja wcale nie jestem oziębła, ale pijany, śmierdzący i nieprzyjemny partner w łóżku to okropna rzecz. Więc mi się dostawało, że nie spełniam małżeńskich obowiązków.

Dystansu i pewności siebie nabrałam dopiero, gdy wyjechałam do pracy w Niemczech. Po pierwsze - wreszcie zaczęłam zarabiać przyzwoite pieniądze i przestałam się czuć jak utrzymanka. Po drugie - na dłużej uciekłam z domu. Na początku jeszcze wyglądało na to, że te moje wyjazdy mogą pomóc uratować małżeństwo. Ale przy trzecim czy czwartym powrocie znów był alkohol i awantury.

Tylko dla odmiany zamiast słyszeć, że jestem nieudacznikiem, słyszałam, że potrzebne są moje pieniądze, nie ja.

Pozew rozwodowy wysłałam dokładnie w Wielki Piątek pięć lat temu. Rozwód dostałam błyskawicznie, po trzech tygodniach. 25 kwietnia minie od tego wydarzenia równe pięć lat. Kiedy wracałam ze sprawy rozwodowej, byłam tak ogłuszona tym, co się stało, że wsiadłam nie w ten pociąg. Nie mogłam uwierzyć w to, że w pół godziny ktoś powiedział nam: koniec. I ot tak unieważnił pół mojego życia.

Kiedyś zastraszona, ciągle zmęczona, nie dbała o siebie. Dziś, jak Judyta, lubi iść do fryzjera czy kosmetyczki. Pójść na spacer w parku albo na kawę do koleżanki. - Polubiła kolor czerwony, jak Judyta. Szare garsonki wymieniła na krwistoczerwone sukienki.

Dominika, opolanka, 43 lata. Za sobą ma 14-letnie małżeństwo, rozwiodła się 9 lat temu

- Nie ma co udawać, że jest dobrze, jeśli nie jest - to nauczka, jaką wyciągnęłam ze swojego małżeństwa. Nim zawrę kolejne, muszę mieć stuprocentową pewność, że robię dobrze. Mój były mąż jest cholerykiem. Nie bił, ale myślał, że krzykiem załatwia się wszystko. A ja nie cierpię, gdy ktoś podnosi głos.

Poza tym przez te wszystkie lata Michał nie wykazał odrobiny kreatywności. Traktował nasze małżeństwo jak oczywistość - jest i ma być. No i w łóżku było zupełnie obojętnie. Od lat nie czułam pożądania, a seks nie sprawiał przyjemności. Nie było w tym ognia. Do tej pory się zastanawiam, czy nie powinnam mu o tym powiedzieć. Uznałam jednak, że będzie mu przykro, a teraz to już nie mój problem.

Pierwszy raz o tym, że powinnam się rozwieść, pomyślałam jakieś sześć lat po ślubie. Brakowało mi odwagi, do końca zresztą. To Michał złożył pozew. Myślał, że mnie tym postraszy i się obudzę, będę zabiegać, żeby go wycofał. Tymczasem zrobił mi przysługę. Ku jego zaskoczeniu chętnie się zgodziłam.
Jako powód rozwodu w sądzie podał to, że… zaczęłam studia.

Tuż po maturze wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę, studia odłożyłam na czas, gdy dzieci będą większe. Mąż to wiedział. Ale podobno odkąd je zaczęłam, bardzo się zmieniłam. Nie przywiązywałam już takiej wagi do domu. Nie zgadzam się. Po prostu nabrałam pewności siebie i znalazłam swoje zainteresowania poza nim i domem.

O finanse nie musiałam się martwić, zawsze zarabiałam lepiej niż mąż. Po rozwodzie bardziej przyłożyłam się do pracy i nigdy nie narzekałam. Sąd przyznał mi też alimenty na dwójkę dzieci. Rozmawiając o rozwodzie, a staraliśmy się go przejść we w miarę cywilizowany sposób, ustaliliśmy wysokość płatności na dzieci. Ale były mąż w trakcie rozprawy próbował oszukiwać.

Przedstawił zaświadczenie, że jest bezrobotny. Na szczęście sędzina nie dała sobie zamydlić oczu. Potem jeszcze bodaj raz czy dwa musiałam mu wystosować pismo przez prawnika. Od tamtej pory płaci. Kontaktu raczej ze sobą nie mamy.

Dzieci widują ojca sporadycznie. Michał nigdy nie wykazywał zainteresowania, żeby brać udział w ich życiu albo rozmawiać ze mną o ich przyszłości czy wychowaniu. Nawet jak zaczęły się kłopoty wieku dojrzewania. Kiedy córka popadła w dziwne towarzystwo i zaczęła wagarować, a syn miał kłopot z rówieśnikami, zostałam z tym sama.

Najbardziej przed rozwodem obawiałam się opinii rodziny, w której takie rzeczy wcześniej się nie zdarzały. I sąsiadów, którym mąż się żalił. Nigdy nie było u nas krzyków, awantur, alkoholu, więc byliśmy uważani za przykładną parę. Wiadomość o rozwodzie faktycznie mogła zaskoczyć. Ale w końcu nie można się całe życie oglądać na innych. Trzeba robić to, co jest dobre dla mnie.

Tak jak robiła Judyta z "Nigdy w życiu", gdy już otrząsnęła się z nieudanego małżeństwa. Dominice, tak jak i jej, nie brakuje siły w dążeniu do celu.

Anka, 38 lat, Opolanka, 3-letni staż małżeński, po rozwodzie od 10 lat

U mnie na pewno nie jest tak jak u Judyty i u większości rozwodniczek. Kontakt z byłym mężem mam tak dobry, że niedzielny obiad często jadamy wspólnie: ja, on i jego obecna żona. Wymieniamy się nawet przepisami na ulubione sałatki męża.

Jasne, że na początku trochę zgrzytało. Odeszłam do innego faceta, więc Marek nie był szczęśliwy. Ale jeszcze na długo, zanim się pobraliśmy, byliśmy przyjaciółmi i ta przyjaźń przetrwała wszystko, nawet rozstanie i rozwód. Teraz przyjaciół mam nawet dwójkę. Często z babskimi kłopotami dzwonię do Ewy, obecnej żony mojego byłego męża.

Co było najtrudniejsze? Kilka pierwszych tygodni. Prowadziliśmy razem firmę, więc trzeba się było spotykać mimo tego, co dzieje się w naszym życiu. Na początku atmosfera była trochę ciężka, ale po kilku miesiącach Marek zaakceptował mojego nowego faceta. Wszystko udało się wyprostować, kiedy i on znalazł sobie kogoś. Po rozwód poszliśmy dwa lata później, prowadząc już osobne życia.

Chcieliśmy mieć papier. W dobrej komitywie, z uśmiechem na ustach wyszliśmy na rozprawę z pracy, po niej poszliśmy na piwo. Potem miałam jeszcze kłopot ze zmianą nazwiska. Zapomniałam to zrobić tuż po rozwodzie i okazało się, że minął jakiś ustawowy termin. Musiałam pisać wnioski, tłumaczyć, zabiegać. Ale udało się, jak zresztą zawsze.

Bo Anka, jak Judyta z "Nigdy w życiu", ma wielką wiarę w pozytywne zakończenia i ciągle nowe pomysły. No i lubi budować domy. Właśnie jeden skończyła. Na początek nowego życia.

Imiona bohaterek tekstu zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska