Opole. Prof. Stanisław Nicieja o XVII tomie Kresowej Atlantydy

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Uroda „Kresowej Atlantydy” to także zasługa opolan, wydawcy Bogusława Szybkowskiego i fotoreportera Jerzego Stemplewskiego - mówi prof. Stanisław Nicieja.
Uroda „Kresowej Atlantydy” to także zasługa opolan, wydawcy Bogusława Szybkowskiego i fotoreportera Jerzego Stemplewskiego - mówi prof. Stanisław Nicieja. Krzysztof Ogiolda
Profesor Stanisław Sławomir Nicieja, były rektor Uniwersytetu Opolskiego, historyk, autor „Kresowej Atlantydy”. Ukazał się właśnie jej XVII tom.

Wielu Czytelników - tak jak ja - nieco się dziwi, że XVII tom „Kresowej Atlantydy” poświęcił pan pięciu kresowym twierdzom…
Moje zainteresowanie twierdzami zaczęło się długo przed rozpoczęciem „Kresowej Atlantydy”. Jerzy Janicki, gdy był u szczytu popularności jako autor scenariuszy do wybitnych seriali „Dom” i „Polskie drogi”, zaszczycił mnie swoją przyjaźnią. To on zaproponował mi - uważał, że mówię obrazami, mam filmową wyobraźnię - abym po 6-odcinkowym cyklu „Opowieści z Cmentarza Łyczakowskiego”- napisał scenariusz filmu o twierdzach kresowych, które broniły granic Rzeczypospolitej. Powstał serial, a na podstawie scenariusza „Iskry” zgłosiły się do mnie, bym napisał książkę o tych twierdzach. Ona ukazała się w 2006 roku. Ale nowa książka jest diametralnie różna od tej sprzed kilkunastu lat. Nagromadziłem bardzo dużo wiadomości, a od Czytelników otrzymałem lawinę informacji i zdjęć. Powtarza się może pięć procent treści. Tamta książka jest bardziej o murach, o znanych mitach związanych z twierdzami. Nowa przede wszystkim o ludziach. Przytaczam setki nazwisk, o których nikt by nie wspomniał. Ona została zbudowana w oparciu o zaufanie tych osób, które otwarły przede mną domowe archiwa i podzieliły się ze mną informacjami.

Kamieniec Podolski, Chocim, Okopy Świętej Trójcy, Jazłowiec i Trembowla broniły Polski przed napływem islamu. Ale to nie jest prosta analogia do naszych czasów.
Prostej analogii nie ma. Jest przypomnienie, że w dziejach rodzą się nowe mocarstwa, dawne upadają. Od Mezopotamii, przez Egipt, Grecję, Rzym, wielkie kolonialne imperia europejskie po Stany Zjednoczone, które wzięły na siebie rolę żandarma świata. Kto będzie następny? Może Chiny? Przyszłość pokaże. W XVII stuleciu ambicje bycia potęgą ujawnił islam w wydaniu tureckim. Turcja przejęła część spadku po Konstantynopolu, miała mądrych władców i ambicje narzucenia swojej kultury i religii. Na jej drodze stanęła chrześcijańska Europa. Bo też w ciągu wieków chrześcijaństwo stało się potęgą polityczną i kulturową. Wpływy papieża i władców katolickich były ogromne. Musiało dojść do zderzenia.

I tu zaczyna się rola polskich twierdz kresowych?
Kolosalna rola. Polska na krótko odgrywa rolę prawdziwego mocarstwa. Rzeczpospolita Obojga Narodów blokuje Turków, zasłania sobą Europę. To się dzieje w Kamieńcu Podolskim, w Chocimiu, w Okopach Świętej Trójcy. Turcy są ekspansywni, dochodzą niemal do Lwowa, ale usytuowane blisko miasta Jazłowiec i Trembowla bronią im przystępu.

Kamieniec Podolski dzięki Sienkiewiczowi i Jerzemu Hoffmanowi kojarzy się wielu z nas z Michałem Jerzym Wołodyjowskim i Basią, „Hajduczkiem”.
Genialna wyobraźnia Sienkiewicza i umiejętność mitologizowania historii spowodowały, że każdy Polak wie o Kamieńcu Podolskim. Widzimy go często przez pryzmat miłości Wołodyjowskiego i Baśki.

Sienkiewicz nie całkiem był w zgodzie z historią?
On chciał być historykiem. Zazdrościł Kraszewskiemu, który dobrze znał historię, ale gorzej pisał. Nie umiał tak tworzyć fabuł, za to trzymał się faktografii. Autor Trylogii też starał się być jej wierny, ale i chętnie dodawał do prawdy historycznej zmyślenie. Tak postąpił z Wołodyjowskim i Basią. Z niej zrobił „Hajduczka”, młodą dziewczynę, która oczarowała starszego już pana. W rzeczywistości kiedy się poznali miała 50 lat. Dziś kobieta 50-letnia wciąż jest młoda, ale wtedy to była już poważna smuga cienia. Wołodyjowski był jej czwartym mężem. Kiedy Kamieniec Podolski padł, jej tam nie było. A po tym, jak Jerzy zginął - zresztą przypadkowo, przebiegając przez prochownię - wyszła za mąż po raz piąty.

Wolę tę wersję, którą znam z powieści…
Tę prawdziwą wykrył i ujawnił lokalny historyk z Kamieńca, Antoni Rolle. Lekarz, społecznik, człowiek bardzo popularny i ze smykałką do pisania. Jego teksty drukowane w gazetach lwowskich i podolskich miały niezwykłą poczytność. On wypomniał Sienkiewiczowi konfabulację. Słynny pisarz radził się nawet znanego historyka, profesora Stanisława Tarnowskiego, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ten poradził mu, żeby nie niszczył pięknej legendy, którą sam stworzył. Pomieszanie prawdy i zmyślenia w konstrukcji sienkiewiczowskich postaci obnażył także prof. Marceli Kosman, autor książki „Na tropach bohaterów Trylogii”, poznański historyk przez lata związany także z Uniwersytetem Opolskim.

Kamieniec Podolski miał szczęście do noblistów. Jednego z mieszkańców wprowadziła do „Ksiąg Jakubowych” Olga Tokarczuk.
W jej tekście bardzo ważny jest wątek dysputy między przedstawicielami religii katolickiej i żydowskiej. U początku tej dyskusji stoi Jakub Frank. Żył w XVIII wieku, syn kupca, a może rabina, filozof, mistyk i kabalista, charyzmatyczna postać. Frank miał wizję Polski jako ziemi obiecanej dla chrześcijan i żydów. Pragnął doprowadzić do połączenia judaizmu z chrześcijaństwem. Samozwańczy prorok zyskał około 20 tysięcy zwolenników. Dyskutowano o nim na dworach królewskich. Odrzucał świętość Talmudu, głosił, że Bóg jest „w trzech osobach naturalnie nierozdzielny”. Jego poglądami zainteresował się kamieniecki biskup Dembowski. Uważał, że zamiast nawracać pogan w Azji i Afryce, lepiej skupić się na pozyskaniu dla katolicyzmu podolskich Żydów, którzy są zainteresowani chrześcijaństwem. W tym kontekście, chcę podkreślić, że nie ma sensu przeciwstawianie Tokarczuk Sienkiewiczowi. To jest schizofrenia. W polskiej kulturze jest miejsce dla obojga tych pisarzy. Próba ich antagonizowania jest zwyczajną głupotą. Tokarczuk Sienkiewicza nie zdominuje. On zawsze będzie żywy. Bo on - jak notowała Maria Dąbrowska - po prostu umie pisać. Możemy odrzucać niektóre jego mity, ale nie fantastyczną narrację.

W rozdziale o Kamieńcu Podolskim jest sporo opolskich wątków, choć jeden proszę nieco odsłonić.
Piękny jest wątek Stefana Chmielnickiego. Dzisiaj postać zapomniana. Był niezwykłym gawędziarzem. Odbył na Opolszczyźnie ponad tysiąc spotkań. Satyryk, bajko- i fraszkopisarz, autor jednoaktówek i wodewilów. Według rodzinnej legendy nazwisko uratowało mu życie. W czasie rzezi wołyńskiej w 1943 wpadł w ręce banderowców w okolicach Łucka. To się mogło dla niego skończyć tragicznie. Zaczął po ukraińsku krzyczeć, że nazywa się Chmielnicki. Dowódca kazał mu pokazać dokumenty, zasalutował i puścił więźnia. Pod koniec życia w miesięczniku „Opole” Chmielnicki zamieścił znakomite wspomnienia. Pokazuje Kamieniec, który straciliśmy podczas negocjacji traktatu w Rydze, a mogliśmy go mieć w granicach Rzeczpospolitej. Mieliśmy słabych dyplomatów, którzy nie potrafili wyzyskać tego, iż Lenin naciskał na jak najszybsze dogadanie się z Polakami i był skłonny oddać część terytoriów. Polacy o tym nie wiedzieli. Straciliśmy Winnicę, Żytomierz i Kamieniec Podolski. A w efekcie półtora miliona Polaków, których Stalin okrutnie wymordował. Opisał to opolski historyk Mikołaj Iwanow w ważnych książkach „Pierwszy naród ukarany” oraz „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. Operacja polska 1937-1938”. Chmielnickiemu udało się ze Wschodu uciec (jego ojciec zmarł na cholerę). On z matką przez Łuck trafił do Opola. Z Radia Opole dostałem taśmy z jego niezwykłymi felietonami...

Przenieśmy się do Chocimia…
Historyk, Andrzej Nowak uważa, że są trzy bitwy, które rozstrzygnęły o losach Polski. Pierwszą jest bitwa pod Grunwaldem. Gdyby tam świat słowiański przegrał, nie wiadomo, jak wyglądałoby państwo polskie, czy możliwa byłaby unia polsko-litewska itd. Ostatnią bitwa warszawska 1920 roku. Gdyby Polska przegrała, mogło dojść do przeniesienia komunizmu na Zachód. W 1621 roku pod Chocimiem młody sułtan Osman II idący z potężną armią - nie wierzę w tę liczbę, ale niektórzy szacują jego armię na 200 tysięcy ludzi - był przekonany, że przejdzie przez twierdzę, pójdzie do Lwowa i zaleje Rzeczpospolitą. To było apogeum potęgi osmańskiej. Druga ważna bitwa pod Chocimiem w 1673 wiąże się z postacią Jana III Sobieskiego, ale nie miała ona tak przełomowego charakteru jak pierwsza. W 1621 układ podpisano dosłownie w ostatniej chwili, kiedy obie armie były wyczerpane

Rzekomo Polacy w momencie podpisywania rozejmu mieli już tylko jedną beczkę prochu.
Ale mieliśmy naprawdę dobre wojsko, w tym Kozaków pod wodzą atamana Petro Sahajdacznego, którzy odpierali tureckie ataki oraz świetnych dowódców. Pod Chocimiem Jan Karol Chodkiewicz na wieść, że nadciąga nieprzeliczona armia nieprzyjaciół, wydobył szablę ze słowami: Ta szabla ich policzy. Jego słowa przeszły do legendy.

Okopy Świętej Trójcy nie tylko polonistom kojarzą się z „Nie-Boską komedią”…
Krasiński przez swój dramat stworzył mit literacki Okopów Świętej Trójcy. Zgodnie z nim właśnie z tą nazwą wiąże się świat trwałych konserwatywnych wartości i ich obrona przed rewolucją.

Jaka była rola Okopów w historii?
Sobieski, kiedy Polska utraciła Kamieniec, rozumiał, że nadal musi jakoś blokować wygasające, ale wciąż mające znaczenie tureckie zapędy. Okopy Świętej Trójcy wymyślił Jabłonowski. W sukurs przyszły mu Dniestr i Zbrucz płynące do Morza Czarnego. W tym miejscu rzeki zaczęły się do siebie zbliżać, jakby miały się połączyć, a potem jakby się rozmyśliły i popłynęły w przeciwne strony. Wystarczyło postawić budowlę z dwiema bramami. Wysokie brzegi stanowiły naturalną ochronę, były niedostępne.

To miejsce zapisało się w historii raz jeszcze…
W czasie konfederacji barskiej w II połowie XVIII wieku. Kazimierz Pułaski, jeden z przywódców konfederacji bronił się tam przeciwko wojskom generała Izmaiłowa. Pułaski z grupą żołnierzy wymknął się i uciekł w stronę Dniestru. Bez tego nie zaistniałby w historii Stanów Zjednoczonych. Żołnierzy, którzy w Okopach Świętej Trójcy zostali, wycięto do nogi.

W Okopach Świętej Trójcy znajdujemy także bardziej współczesne ciekawe wątki?
Dyrektorem szkoły w czasach II RP (Okopy Świętej Trójcy znalazły się w granicach Polski w przeciwieństwie do Chocimia, który stał się miastem rumuńskim) był Antoni Kahanek. Po ataku banderowców na kościół spłonęło w nim kilkunastu Polaków. Podpalano także polskie domy, w tym willę Kahanków. Ojciec z trzema synami zdołał uciec - podobnym szlakiem jak Pułaski - stromym urwiskiem w kierunku Dniestru. Po wojnie los rzucił ich na Śląsk, do Namysłowa, gdzie Kahanek został właścicielem gospodarstwa rolnego oraz nauczycielem w tamtejszych szkołach. Jego syn był poszukiwaczem ropy naftowej w Polsce i w Kanadzie.

Jazłowiec budzi dwa skojarzenia - z Pułkiem Ułanów Jazłowieckich i z... siostrami niepokalankami.
Najbardziej znanym właścicielem Jazłowca był żyjący w XVI wieku Jerzy Jazłowiecki. Za jego czasów Jazłowiec przeżywał okres świetności. Zbudowany przez niego potężny zamek na grzbiecie wyniosłego wzgórza - otoczony z trzech stron wodami miejscowych rzek dawał poczucie bezpieczeństwa. W XIX wieku ruiny twierdzy stały się własnością barona Wiktora Błażowskiego. Ten nie miał siły odbudować pałacu. Podarował go przybyłej z Rzymu zakonnicy Marcelinie Darowskiej, założycielce sióstr niepokalanek. Darowska obok klasztoru stworzyła szkołę na bardzo wysokim poziomie. Uczyły się tam m.in. córki generała Klemensa Rudnickiego, Grota - Roweckiego. Tam katalog moralny otrzymała pisarka Maria Rodziewiczówna. Po wojnie niepokalanki trafiły do Szymanowa pod Warszawą i tam stworzyły słynną w całej Polsce szkołę. Przywiozły ze sobą ciężki marmurowy - wyrzeźbiony przez Oskara Sosnowskiego - posąg Matki Boskiej Jazłowieckiej. Ułani - słynni ze swych szarż w walkach z Ukraińcami i z bolszewikami - odbywali regularne pielgrzymki do Jazłowca, dodatkowo dodając temu miejscu splendoru.

Pan profesor w spalonym kościele Dominikanów w Jazłowcu odnalazł coś szczególnego…
Znajduje się tam bardzo zniszczony nagrobek najwybitniejszego polskiego kompozytora epoki renesansu Mikołaja Gomółki. Napisał on m.in. muzykę do zbioru 150 psalmów w przekładzie Jana Kochanowskiego. To był Chopin epoki renesansu. Nie mamy pewnej wiedzy o tym, jak i dlaczego się w Jazłowcu znalazł. Miałem przed 20 laty pokusę, by to zniszczone epitafium przywieźć do Opola i tu je odnowić. Ale oczywiście tego nie zrobiłem. Jest zniszczony, sprofanowany do dzisiaj. Bardzo szkoda, że nie umiemy się o tę pamiątkę naszej historii, o tę wybitną postać upomnieć, że nie znalazła się fundacja, która by nagrobek odnowiła.

Gdyby szukać - wzorem poprzednich twierdz - mitów związanych z Trembowlą - trzeba by przypomnieć Zofię Chrzanowską, polską Joannę d’Arc.
Kiedy w 1675 roku Turcy pod wodzą Ibrahima Szyszmana stanęli pod Trembowlą, załoga liczyła ledwo 200 obrońców. Komendant, Jan Samuel Chrzanowski, chciał zamek oddać w zamian za darowanie życia obrońców. Według jednego z kronikarskich zapisów Zofia ze sztyletem w dłoni zagroziła mężowi, że zabije jego i siebie, jeśli zamek podda. Następnej nocy odziana w rycerski pancerz na czele ochotników zrobiła wypad do tureckiego obozu. A podczas kontrataku walczyła na murach z mieczem w dłoni. Z czasem pod zamkiem na jej cześć postawiono pomnik.

Doczekała się w zamian m.in. satyrycznej ballady. Napisał ją Andrzej Waligórski z wrocławskiego kabaretu „Elita”.
Satyryk, autor „Ballady o cysorzu” prześmiewczo sugeruje, że zatkała ona wyrwę w murze… pewną częścią ciała. Ale na jej cześć powstawały też całkiem serio utwory operowe, malowano jej portrety itd.

Dziś legenda Trembowli jest gdzie indziej…
W Boryczówce pod Trembowlą. Stamtąd w komedii wszech czasów, czyli w trylogii scenarzysty Mularczyka i reżysera Chęcińskiego przyjechali Kargule i Pawlaki. Geniusz Chęcińskiego polegał na odnalezieniu mało znanego grającego ogony Wacława Kowalskiego. Jego postać miał grać Wojciech Siemion. Zagrali ostatecznie Hańcza i Kowalski, a dialogi z filmu (np. sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie) weszły do języka codziennego.

Opolskie wątki w Jazłowcu i Trembowli?
Stamtąd wywodzi się rodzina marszałka Andrzeja Buły i Stanisława Hoca, profesora prawa na UO. Przywołuję Karola Olendra, twórcy Telewizji Opole i męża wybitnej poetki Anny Markowej, która pisała teksty piosenek dla sióstr Panas, Ireny Santor czy Sławy Przybylskiej.

Co się znajdzie w XVIII tomie?
Zacząłem go pisać. Między innymi o Włodzimierzu Wołyńskim. A to z powodu Jerzego Antczaka. Słynny - mieszkający w Kalifornii reżyser - osiadł po wojnie w Opolu. Dzięki wybitnemu opolskiemu poloniście Czesławowi Kurkowi trafił do szkoły teatralnej. Niewielu wie, że mieszkał w Opolu przy ul. Żeromskiego 3, a ślub z Jadwigą Barańską wziął w kościele „na górce”, udzielił im go ówczesny proboszcz, ks. Kazimierz Borcz, który uczył religii w Liceum Kopernika. Trzech kolegów z klasy Antczaka zostało kapitanami żeglugi wielkiej, czterech lotnikami w randze pułkownika. Do tej szkoły chodził też Bogusław Schaeffer, znany muzykolog i kompozytor.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska