Opolscy instruktorzy jazdy oceniają kursantów

fot. Sławomir Mielnik, kolaż: Tomasz Mościcki
Niezależnie jednak od płci, wieku czy koloru włosów wszystkich kursantów jednoczy nienawiść do pieszych i rowerzystów.
Niezależnie jednak od płci, wieku czy koloru włosów wszystkich kursantów jednoczy nienawiść do pieszych i rowerzystów. fot. Sławomir Mielnik, kolaż: Tomasz Mościcki
Najgorsze są studentki pedagogiki. Jak się taka zestresuje i tymi długimi pazurami wczepi w kierownicę, to instruktor jest bezsilny.

Nawet wyprostować toru jazdy nie można, choćby zawzięcie cięła w przechodzącą przez pasy staruszkę. Nos przy szybie i paniusia jedzie...

- Wtedy trzeba zakląć, może się dziewczyna ocknie - mówi Ryszard, opolski instruktor jazdy. - Z takimi pańciami jest jeszcze jeden problem. Przeważnie noszą szpilki, a buty mają długie z takimi szpicami. Bywa, że prawą nogą wciskają przez to jednocześnie gaz i hamulec. Poza tym zawsze jest im gorąco. Rozbierają się do krótkiego rękawka i otwierają okna na maksa, choćby był na dworze trzaskający mróz.

- Kursantki sapią, a ja marznę. Tak jest za każdym razem - dodaje Rysiek. Tak działa stres. Niejednego z kursantów doprowadził już na skraj załamania.

- Jeden to prawie "zszedł" podczas egzaminu. Do WORD-u przyjechała wtedy erka i zaczęli gościa reanimować. Z prawa jazdy to już chyba potem zrezygnował
- przypuszcza Rysiek.

Instruktor Piotr Pełka wspomina panią Zdzisię, 65-letnią studentkę Uniwersytetu III Wieku. - Przeszła już chyba wszystkich instruktorów w Opolu, wyjeździła ponad 90 godzin, a egzamin zdawała 13 razy. Zaparła się, że będzie jeździć i już. Chociaż nie jestem pewien, czy powinna - mówi. Panią Zdzisię pod skrzydła wzięła teraz Agnieszka Broniewicz.
- Ta kobieta jest niesamowita. Ostatnio zadzwoniła do mnie, informując, że podczas następnej jazdy pragnie zgłębić tajniki górki, bo na ostatnim egzaminie oblała właśnie na wzniesieniu - mówi Agnieszka. - Stwierdziła, że każdy instruktor uczy ją czegoś innego i ona musi dowiedzieć się, który sposób jest najlepszy. Kiedy odłożyłam słuchawkę, sama się zastanowiłam, ile może być sposobów ruszania z ręcznego.

Pani Zdzisia oprócz tego, że dostarcza instruktorom rozrywki, jest także niezgłębioną kopalnią mądrości życiowych. Dzieli się nimi ze swoimi instruktorami, chyba z wdzięczności za przekazaną jej wiedzę z zakresu ruchu drogowego.
- Ostatnio stwierdziła, że do kolejnego egzaminu nie będzie się farbować. Bo jak egzaminator zobaczy jej siwe włosy, to na pewno się zlituje i ją przepuści.

Instruktorzy zgodnie podkreślają, że od reguły zdarzają się wyjątki. - Prowadziłem kiedyś taką Ślązaczkę z Chabrów. Zmarł jej mąż. Najcenniejsze, co jej po nim zostało, to jego kochane cinquecento w garażu. Nie potrafiłaby go sprzedać, więc postanowiła, że zrobi prawo jazdy - mówi Piotr Pełka.

Instruktor zaznacza, że tak sumiennego kursanta jak ona to ze świecą szukać wśród młodych. - To jest pani w stylu "Ordnung muss sein". Wszystko poukładane. Na jazdy umawiała się na 7.00 rano. Przynosiła mi świeże ciasto własnego wypieku i przetwory. Zawsze dostało się także coś moim kolegom - mówi pan Piotr. - Na placu manewrowym nie zmarnowała ani minuty, po zakończonych jazdach ze mną syn przywoził jej to cinquecento i dodatkowo ćwiczyła jeszcze parkowanie samochodem męża. Zdała chyba za pierwszym razem. Do tej pory pozdrawiamy się, kiedy spotykam ją na drodze - dodaje.
Opolscy instruktorzy zauważyli, że przedstawicielom niektórych zawodów ciężej przychodzi pozyskanie umiejętności prowadzenia samochodu.

Na pierwszym miejscu wymieniłbym nauczycieli, ale tylko takich którzy w zawodzie pracują już co najmniej pięć lat. Problem z nimi polega na tym, że za kierownicą wciąż czują się jak przy tablicy. Nie potrafią znieść myśli, że teraz oni znaleźli się w roli ucznia. Każdą krytyczną uwagę przyjmują z zaciśniętymi zębami - mówi Agnieszka Broniewicz.

Do listy trudnych przypadków należałoby dopisać także decydentów. - Oni starają się wszystko analizować za kierownicą. Problem w tym, że zanim to zrobią, upływają cenne sekundy, które na drodze często decydują o życiu - mówi Piotr Pełka. Trzecia grupa zawodowa, od której stronią instruktorzy, to wysłużone pielęgniarki. - Nie pytajcie mnie, czemu, one po prostu takie są. Chyba naoglądały się się w szpitalu dramatycznych konsekwencji jazdy samochodem - przypuszcza Piotr.

Nie sposób natomiast ustalić, czy płeć ma wpływ na to, jak długo uczymy się jeździć. - Generalnie mówi się, że faceci szybciej łapią, o co chodzi. Pewnie to dlatego, że wcześniej zaczynają się interesować samochodami - mówi Agnieszka Broniewicz. - Praca z nimi polega raczej na wyprostowaniu złych nawyków. Mam na myśli klasyczny "zimny łokieć" czy prowadzenie samochodu jedną ręką - dodaje.

U dziewczyn trudniej skorygować złe nawyki - Piotr Pełka zgadza się z koleżanką. Chociaż instruktorzy zapalczywie bronią tezy, że kobiety niekoniecznie muszą być gorszymi kierowcami, to ich dotyczą najzabawniejsze opowieści z "Pamiętnika instruktora jazdy".
- Jechałem kiedyś z dziewczyną przez dzielnicę generalską w Opolu, kazałem jej skręcić, a ta po hamulcach i mówi, że dalej nie jedzie. Zapytałem, dlaczego. Na to ona, że nie wie, jak ma jechać, bo znaki stoją tyłem - wspomina jeden z opolskich instruktorów.

Druga historia, nie mniej zabawna, dotyczy ustawiania lusterek. - Panienka wsiadła do samochodu, zapięła pasy i zaczęła ustawiać przednie lusterko. Kiedy to zrobiła, mówi do mnie, że mam z tyłu strasznie brudną szybę. Wiedziałem, że to niemożliwe, bo dopiero co wróciłem z myjni. Okazało się, że dziewczyna tak wygięła lusterko, że widziała samochodową podsufitkę.

Lata pracy w ośrodkach jazdy poprowadziły instruktorów do jeszcze jednego wniosku - kursant inaczej zbudowałby auto.

- Według większości moich uczniów samochód to najbardziej nieergonomiczne i sprzeczne z naturalnymi odruchami człowieka urządzenie. Co więcej, stworzone przez niego samego. Większość z nich najchętniej sterowałaby nim siłą woli - mówi Rysiek. Najczęściej przeklinanym przez kursantów elementem samochodowego centrum sterowania jest wajcha prawego migacza. Lewy kierunkowskaz jest OK. A prawy? Uczniowie nagminnie zamiast prawego kierunkowskazu włączają wycieraczki.

- Zdarzył się nawet taki jeden pan, co to chciał skręt zasygnalizować ręcznie. Nie wiedziałem, co robi, kiedy nagle zaczął nerwowo odkręcać szybę. Zorientowałem się, dopiero, kiedy wystawił przez okno rękę - mówi Rysiek.

Z obserwacji instruktorów wynika, że aż 70 proc. populacji przyszłych kierowców ma problemy z rozróżnieniem kierunków. - Proponujemy wtedy zakładanie zegarka. Lewa ręka to ta z zegarkiem, a prawa bez. Z reguły pomaga - mówi Piotr Pełka.

Bywa, że niesforni kursanci - choć zdarza się to raczej na pierwszych lekcjach
- mylą pedał gazu z pedałem hamulca. Taka historia zdarzyła się jednemu z opolskich instruktorów. Bohaterką zdarzenia była wspomniana już wcześniej pani Zdzisia.

- Ćwiczyła łuk. Pochwaliłem ją, bo wykonała go poprawnie. To był mój błąd. Pani Zdzisia była w siódmym niebie, rozkojarzyła się z emocji i zamiast zahamować na linii, zatrzymała się na drzewie - mówi instruktor. - Potem samochód z placu manewrowego ściągała laweta, a z mojego konta ściągnięto 2 tysiące złotych na naprawę samochodu - dodaje.

Niezależnie jednak od płci, wieku czy koloru włosów wszystkich kursantów jednoczy nienawiść do pieszych i rowerzystów.

- Kiedy w okolicy przejścia czai się jakaś babcia z laseczką, to z ust kursanta o anielskim nawet wyglądzie wydobywają się słowa, o których znajomość nawet bym ich nie podejrzewał - mówi Rysiek. - Podobna jest reakcja na psa. Choćby biedne zwierzę biegło beztrosko poboczem. Kursanci krzyczą: "O Boże!" i potrafią zabrać ręce z kierownicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska