Opolscy łowcy meteorytów

fot. ao mff uk modra
Wojciech Bogusławski z Prudnika od półtora roku tropi meteoryty.
Wojciech Bogusławski z Prudnika od półtora roku tropi meteoryty. fot. Daniel Polak
Wojtek wyciąga z plastikowego woreczka skarb. Ciężki, choć z łatwością mieści się w dłoni. Trafić na coś takiego to prawdziwa rzadkość.
Deszcz leonidów. Najlepiej są widoczne w połowie listopada.
Deszcz leonidów. Najlepiej są widoczne w połowie listopada. fot. ao mff uk modra

Deszcz leonidów. Najlepiej są widoczne w połowie listopada.
(fot. fot. ao mff uk modra)

Wojciech Bogusławski z Prudnika od półtora roku tropi meteoryty. Tego znalazł na Wielkanoc. Święta toczyły się leniwie, dla rozrywki wziął wykrywacz metalu i poszedł na wycieczkę na pola w rejonie Złotego Potoku pod Prudnikiem.

- Zazwyczaj wyciągam z ziemi kawałki starych, połamanych lemieszy - opowiada. - Wtedy też coś zadzwoniło. Wykopałem kamień, leżał jakieś 30 centymetrów pod powierzchnią ziemi.

W domu zaczął mozolną identyfikację, bo sam sygnał wykrywacza nie jest wystarczającym dowodem, że mamy do czynienia z meteorem. Sporo ziemskich minerałów zawiera żelazo. Najpierw sprawdzał dziesiątki fotografii na stronach internetowych, porównywał. Zgadza się czarna powłoka na kamieniu, efekt spalania w górnych warstwach atmosfery. Dla pewności nadpiłował go nieco.

- Pod powłoką ma ziarna żelaza i niklu, który jest bardzo częstym składnikiem meteorytów - pokazuje Wojtek. - Jestem pewny, że to przyleciało z kosmosu, ale nie chcę go wysyłać do badań. Jest dla mnie zbyt cenny. Miałem niesamowite szczęście, że go znalazłem.

Przesyłki z kosmosu
Według amerykańskiej agencji kosmicznej NASA średnio co 350 tys. lat Ziemia zderza się z dużym asteroidem o średnicy ponad kilometra. Co 150 milionów lat z bardzo dużym - średnicy rzędu 10 kilometrów.

Przy takim tłoku w kosmosie każdemu może się zdarzyć przy-najmniej mały, jeszcze ciepły meteoryt pod nogami. 3 października 1962 roku w Nigerii 18-kilogramowy meteoryt spadł 3 metry od mężczyzny wypędzającego krowy na pastwisko. 17 maja 1879 roku koło Piławy Górnej na Dolnym Śląsku ludzie pracujący na polach zobaczyli błysk.

- Rocznie dostaję do identyfikacji jakieś tysiąc pięćset kamieni z całej Polski. Z Opolszczyzny jeszcze nic nie miałem - mówi prof. Łukasz Karwowski z Wydziału Nauki o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego. Profesor jest ekspertem Polskiego Towarzystwa Meteorytowego. Na stronie internetowej PTM jest podany adres, na który można wysyłać próbki wstępnie zidentyfikowane jako meteoryty. - Ile z nich faktycznie pochodzi z kosmosu? Jeden na dwa - trzy lata. Dotychczas udało mi się potwierdzić pochodzenie trzech kamieni z okolic Leska, Chełmna i Cieszyna.
Niedaleko pracujących wbił się ze świstem w glebę meteoryt, wyrzucając w górę fontanny ziemi. Odłamek jest dziś na ekspozycji Muzeum Mineralogicznego w Warszawie. 25 sierpnia 1994 roku w Paszkówce koło Warszawy miejscowi ludzie widzieli kamień spadający na pola. Udało się go wydobyć.

Przypadku uderzenia w budynek czy człowieka jeszcze nie zanotowano. Ciągle też zdarzają się przypadkowe znaleziska. W Święcanach koło Jasła we wrześniu 2004 roku meteoryt znalazła 10-letnia Kasia Dep-czyńska. Wujek opowiadał jej o meteorytach, pokazywał, jak wyglądają, i dziecko bardzo pragnęło znaleźć kosmiczny kamień dla siebie. Zaczęła sprawdzać wszystkie przydrożne kupy kamieni i znalazła 10-gramową kosmiczną kruszynę wśród żwiru przywiezionego na wysypanie lokalnej drogi.

- Potwierdziłem, że to faktycznie meteoryt - przyznaje prof. Kar-wowski. - W Cieszynie inny meteoryt znalazła kobieta na chodniku.

Najbardziej znany polski meteoryt spadł 30 stycznia 1868 roku w rejonie Pułtuska. Zachowały się dziesiątki relacji mieszkańców Warszawy, którzy wieczorem obserwowali przelot nad miastem ognistej kuli, wielkiej jak księżyc w pierwszej kwadrze, której barwa stopniowo przechodziła z ciemnoczerwoną.

Niedaleko Pułtuska wie-śniacy widzieli, jak światło gaśnie, potem usłyszeli potężną detonację wybuchającego bolidu i przeciągłe świsty spadających odłamków. Słyszano nawet odgłosy uderzeń kamieni o ziemię i lód na rzekach. W ciągu kilku chwil, jak szacują dziś badacze, na ziemię spadło ok. 70 tys. odłamków o łącznej wadze dochodzącej do 2 ton. Największe kawałki "grochu z Pułtuska" ważą kilogram. Do dziś zebrano w rejonie Pułtuska kilka tysięcy kawałków. To jeden z największych deszczów meteorytów na świecie.

Amatorzy i profesjonaliści
Łukasz z Opola to jedyny w naszym województwie członek Polskiego i Międzynarodowego Towarzystwa Meteorytowego. Zaraził się pasją dzięki programowi telewizyjnemu o dwóch poszukiwaczach kosmicznej materii.

- Stopniowo zacząłem zbierać coraz więcej informacji o meteorytach, o miejscach upadków, sposobach poszukiwania - wspomina. - Kilka lat temu po raz pierwszy pojechałem do Moraska pod Poznaniem. Parę dni badań nie dało rezultatów. Dopiero przed samym wyjazdem znalazłem swój pierwszy, 80-gramowy meteoryt. Dziś mam w swojej kolekcji meteoryty z różnych zakątków świata.

W 1914 roku w czasie kopania umocnień wojskowych na terenie małej wioski pod Poznaniem na głębokości pół metra pod ziemią znaleziono ważący 77 kilogramów meteoryt żelazny. W latach 50. XX wieku w Morasku wykopano meteoryty o wadze 78 i 18 kilogramów. Dziś na części dawnej elipsy upadku deszczu meteorytów utworzono rezerwat przyrody, gdzie można zobaczyć nawet kilka małych kraterów meteorytowych o średnicy kilkunastu metrów. Sąsiednie pola są jednym z najczęściej odwiedzanych przez poszukiwaczy miejsc. W ostatnich latach wyciągnięto tu m.in. okazy o wadze 178 i 70 kilogramów. Lokalne władze zamierzają jednak podzielić pola na działki budowlane i wystawić na sprzedaż. Wtedy skończą się wolne poszukiwania.

- Od czasu pierwszego znaleziska pod Poznaniem prowadzę badania spadków polskich meteorytów - opowiada Łukasz z Opola. - Zacząłem spotykać podobnych pasjonatów. Pierwsze znaleziska wysyłałem do sprawdzenia profesorowi Karwowskiemu, teraz już sam nauczyłem się to sprawdzać. Dobrą metodą jest wykonanie testu na zawartość niklu, do której potrzebne są odczynniki chemiczne.

Łukasz jest profesjonalistą. Najpierw sprawdza w literaturze, w necie, wykorzystuje prywatne znajomości z innymi poszukiwaczami. Bierze udział w naukowych kongresach meteorologów, piknikach naukowych, poszukiwaniach w terenie. Jeździł na wyprawy poszukiwawcze za granicę. Wykorzystuje też najnowsze osiągnięcia naukowe, ustalenia tzw. sieci bolidowych.

- Przypadkowe chodzenie z wykrywaczem po polu przypomina szukanie igły w stogu siana - mówi Łukasz. - Mnie bardziej interesuje badanie miejsc, gdzie meteory spadły lub mogły spaść.

Gdzie jest bolid Głuchołazy?
W Polsce, Niemczech i Czechach od lat pracują tzw. sieci bolidowe. To współpracujące ze sobą stacje obserwacyjne nastawione na reje-strowanie przelotu bolidów - bardzo jasnych meteorytów. Kamera obserwuje niebo i rejestruje ruchy jasnych ciał. Na podstawie porównanych danych można odtworzyć trasę lotu.

Większość bolidów spala się w atmosferze. W sprzyjających okolicznościach niektóre spadają na powierzchnię ziemi i z dokładnością do kilku kilometrów można dziś ustalić miejsce upadku. 29 września 2003 roku czeska sieć wyłapała bolid Oświęcim, lecący w linii Cieszyn - Pszczyna - Brzesko, o masie ok. 27 kilogramów. Jego szczątków nie udało się znaleźć na ziemi. 20 lutego 2004 zarejestrowano bolid Łaskarzew. Po godzinie 19 był widziany nawet z Opola. Do Ziemi mogły dolecieć 100-gramowe odłamki.

- Czeska sieć bolidowa obejmuje też swoim zasięgiem południową część Opolszczyzny - mówi Łukasz. - W literaturze naukowej jest znana jedna obserwacja bolidu nad naszym województwem z 4 października 1987 roku. Według obserwacji mogło dojść do spadku ok. 75 kilogramów materii kosmicznej w okolicy Głuchołaz. Polscy i czescy badacze próbowali odnaleźć ten meteoryt, ale nikomu się to nie udało.

Zainteresowanie meteorytami spowodowało, że na świecie rozwinął się handel kosmicznymi kamieniami. Funkcjonują międzynarodowe giełdy, sprzedaż rozwija się w internecie. Cena za gram dochodzi nawet do kilku euro. W 2005 roku polscy celnicy trzy razy ujawnili próby wwiezienia do Polski ze wschodu meteorytów. W ciężarówce zatrzymanej w Dorohusku, która oficjalnie przewoziła tranzytem do Czech ładunek kwarcytu, było aż 530 kilogramów kosmicznego kamienia. Szczególnie poszukiwane są meteoryty nowe, pierwsze, z nie-znanych jeszcze lokalizacji.

- Gdyby poszukiwacz z Prudnika zdecydował się wysłać kawałek zna-leziska do ekspertyzy i gdyby badania potwierdziły, że to materia kosmiczna, mielibyśmy kolejny polski meteoryt. To wspaniale, bo każde nowe znalezisko zwiększa prestiż Polski w środowisku naukowym - mówi Łukasz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska