Opolscy offroadowcy na bezdrożach Rumunii.

fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
Rumunia to nowy eden fanów off-roadu. Przyciąga ich szutrowymi drogami, górskimi ścieżkami i potokami do zdobycia.

ciekawostki

ciekawostki

Trasa wyprawy - główne punkty: Opole - Łysa Polana - Koszyce (Słowacja) - Nyiregyhaza (Węgry) - Rumunia: Satu Mare - Sapanta - Suceava - Roman - Constanta - Bukareszt - Pitesti - Transalpina - Cluj-Napoca - Satumare - powrót do Polski przez Węgry i Słowację

Czas trwania: 15 dni
Uczestnicy: trzy samochody - 2 nissany patrole i land rover discovery, w sumie sześć osób dorosłych i trójka dzieci
Ilość pokonanych kilometrów: 3300
Średnie zużycie paliwa: 14 litrów na 100 kilometrów
Waluta w Rumunii: lej
Przelicznik: 1 do 1
Cena wody mineralnej: od 1,5 leja za 1,5 litra
Cena noclegów: 15 lei za namiot, 50 lei za domek - kemping w górach Maramureszu
Co warto przywieźć: sery, ceramika, wyroby rękodzieła
Gdzie koniecznie trzeba pojechać: Transalpina, Sapanta (wesoły cmentarz)
Całkowity koszt wyprawy: około 2,5 tys. złotych - jedna załoga (dwie osoby w samochodzie).

Trzy samochody wyjechały z Opola na początku sierpnia. Ich celem była Rumunia - kraj, na którego mapie umieszczonej w internecie zaznaczono zaledwie kilkanaście głównych dróg.
- I praktycznie, jeżeli chodzi o drogi asfaltowe, to wszystko - mówi Tomasz Duchnowski, uczestnik wyprawy. - Prowadziły one tylko do głównych miast. Pozostałe to szutrowe, błotniste ścieżki, wiodące wierzchołkami gór. Nam na asfalcie nie zależy, więc Rumunia była dla nas idealna.

Przygotowania do wyprawy trwały kilka tygodni. Trzeba było zgromadzić sprzęt wyprawowy - postanowili być samowystarczalni, nocować w namiotach, gotować na butlach gazowych. Dokładnie sprawdzone musiały zostać także samochody. Uczestnicy szukali też najlepszych tras w Rumunii - najlepszych, czyli takich, które będą najtrudniejsze. Postanowili jechać przez Słowację (granicę przekraczali na Łysej Polanie) i Węgry, Tam zatrzymali się na pierwszy nocleg.

Nie jechali autostradami, bo samochody terenowe nie osiągają dużych prędkości. Dojazd do pierwszego noclegu zajął im osiem godzin, a do Rumunii - dwa dni. Pierwsze, co ich uderzyło już na miejscu, to bardzo przyjaźni i otwarci ludzie, chętni do pomocy.
Każdego dnia wyruszali na trasę o godzinie 9, a na nocleg zatrzymywali się po 18. Zza szyby migały im szczyty góry Maramureszu. Pierwsze problemy pojawiły się, kiedy byli na terenie Bukowiny. Postanowili dojechać do wioski zamieszkanej przez Polaków. Niestety, dzień wcześniej nad tym terenem przeszły potworne burze i drogi, nawet te szutrowe, zostały zmiecione przez wodę.
- Pojechaliśmy więc strumieniem, ale jego koryto nagle się zwęziło, samochody nie mogły przejechać i musieliśmy zawrócić. W końcu trafiliśmy na betonową drogę. Ludzie mówili, że zbudowano ją dzięki prezydentowi Kwaśniewskiemu, który kilka lat temu ich odwiedził i ugrzązł w błocie - mówi Adam Kajewski, uczestnik wyprawy.
Na miejscu czekały na nich sery i palinka (miejscowy napój wysokoprocentowy), czyli wszystko to, z czego słynie ten region Rumunii. Z Bukowiny ruszyli w stronę Morza Czarnego - i tu niespodzianka. Droga, która wyglądała na główną, w pewnym momencie się skończyła.
- Trzeba było wjechać na prom - mówi Paweł Jaeschke, uczestnik wyprawy.
W Mamai spędzili dwa dni. Potrzebowali czasu, żeby naprawić samochody, które nieco ucierpiały.
- To, co najlepsze, zostawiliśmy na koniec - mówi Marek Burzmiński. - Wracaliśmy przez Karpaty, trasą wybudowaną jeszcze za czasów niemieckich i nazwaną "Transalpiną". Prowadzi ona górami i z ledwością mijają się tam dwa samochody. Nie jest to zbyt bezpieczne, bo z jednej strony drogi jest ściana góry, a z drugiej przepaść. Przez kilka godzin jechali w chmurach, a widoczność ograniczała się zaledwie do kilku metrów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska