Opolscy oszuści potrafili działać w sposób niezwykle zuchwały

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Tak wygląda fałszywa pocztówka ze Strzelec. W rzeczywistości przedstawia miasto Avion we Francji.
Tak wygląda fałszywa pocztówka ze Strzelec. W rzeczywistości przedstawia miasto Avion we Francji. Ze zbiorów P. Smykały
Na przestrzeni wieków fałszowali prawie wszystko: ważne dokumenty, księgi finansowe, pocztówki, miód. Znany jest także nietypowy przypadek "odmłodzenia" starej krowy.

Jednym z bardziej zuchwałych oszustów był Adam von Kokors (inna pisownia: Cocors) - rycerz pochodzący z Kamieńca pod Gliwicami, który żył w XIII w. Posługiwał sie on dokumentem wydanym rzekomo przez Władysława Opolskiego, który panował w księstwie opolsko-raciborskim. Falsyfikat był czymś w rodzaju dzisiejszego aktu notarialnego, dzięki któremu Kokors stał się posiadaczem dwóch wsi i skrawka lasu. Co ciekawe falsyfikat (świadomie lub nie) potwierdził książę Albert, który rządził w tym czasie w Strzelcach. Jego treść brzmi:

"Albert Młodszy, książę opolski i pan na Strzelcach, transumuje (zatwierdza) przedstawiony mu przez jego wiernych baronów, braci Wojsława (Woyslaw), Franka (Franco), Zbeluta (Zbeluth) i Piotra von Kokors, dokument Władysława cieszyńskiego i opolskiego z 30 marca 1235 r., w którym książę podarował Adamowi von Kokors za jego wierną służbę wsie Adae villa (Adamowice), Brzesovitze (Brzezowice) i las Osiek, leżące w okręgu opolskim (...)".

Historycy, którzy badali niniejszy dokument, uznali, że jest on podrobiony z dwóch powodów. Po pierwsze nie zgadza się data. W 1235 r. książę Władysław miał zaledwie 10 lat. Nie mógł podarować ziemi w tak młodym wieku, bo nie miał jeszcze tzw. lat sprawnych. Po drugie książę Władysław miał w zwyczaju wymieniać w pierwszej kolejności ziemię opolską, a dopiero cieszyńską, jako miejsce sprawowania swoich rządów. Natomiast w tym dokumencie są one podane odwrotnie - w innych dokumentach to się nie zdarza.

Kiedy dokument został dokładnie podrobiony i kto tego dokonał? Tego nie wiadomo. W 1932 r. dziennikarze gazety "Aus dem Chelmer Lande" przyjęli hipotezę, że dokument mogła wypisać księżna Wiola opolska, podpisując go w imieniu syna Władysława. Pewnym jest, że Adam von Kokors z tego dokumentu skorzystał - zyskał dwie wsie, które leżały bezpośrednio pod Strzelcami i nikt nie wykrył fałszerstwa.

Kreatywna księgowość

W Strzelcach doszło do jeszcze jednego sporego oszustwa, ale tym razem ujrzało ono światło dzienne. Działo się to w latach 1808-1820, gdy miastem rządzili kolejno burmistrzowie - Skotti, który dorabiał jako kupiec, i Clement, który z zawodu był lekarzem. Ten pierwszy był osobą starszą i niezbyt dobrze radził sobie na powierzonym stanowisku. Sprawy finansowe zlecił skarbnikowi Hoffmannowi, po czym przestał się nimi interesować. Sprytny skarbnik podbierał natomiast pieniądze, a dokumenty księgowe fałszował. Zanim sprawa wyszła na jaw, Hoffmann zdążył przywłaszczyć dla siebie 455 talarów.

W 1809 roku burmistrza Skottiego zastąpił doktor Clement, ale także nie był to dobry wybór. Nowy burmistrz pracował jednocześnie jako lekarz powiatowy, a ponieważ był jedynym medykiem w Strzelcach - pracy miał mnóstwo. Sprawiło to, że poświęcał sprawom miasta bardzo mało uwagi. Na domiar złego nowy skarbnik o nazwisku Zimmermann okazał się być niekompetentny. Mieszkańcy naśmiewali się z niego, że potrafił zapisywać rachunki tylko kredą na drzwiach, a chaotyczny sposób prowadzenia dokumentów sprawił, że nie mieli do niego zaufania nawet urzędnicy pracujący w ratuszu.

Faktem jest, że w czasie, gdy burmistrzem był Clement - Strzelce popadły w finansowe tarapaty. Żeby ratować budżet, jeden z ówczesnych radnych zaproponował, by wyciąć dęby rosnące w podstrzeleckich lasach i sprzedać je do Anglii, gdzie drewno było potrzebne do budowy okrętów. Pomysł zrealizowano. Choć udało się sprzedać drewno za sporą sumę 2 250 talarów, to pokryło to tylko częściowo długi miasta.

Odmłodzona krowa i nie tylko

Ciekawa historia z oszustwem w tle wiąże się z Friedrichem Karliczkiem - jednym z najbardziej znanych opolskich sołtysów (bohaterem piosenki o Karolince i Karliczku). Wsadził on do więzienia własnego syna za sprzedanie starej krowy w cenie nowej. Żeby zrobić dobry interes, syn Friedricha "odmłodził" nieco zwierzę - dokładnie umył krowę oraz podrasował jej racice i nogi.

Szwindel wyszedł na jaw, gdy klient wrócił do domu z krową i dokładnie jej się przyjrzał. Przyszedł na skargę do sołtysa, a ten postanowił wymierzyć synowi surową karę. Został za to później znienawidzony przez swoją rodzinę, ale zasadniczy Friedrich wychodził z założenia, że takiego zachowania nie będzie tolerował.

Nie wszystkie oszustwa były jednak ścigane z taką stanowczością. Na początku XX w. strzelecki sklepikarz i wydawca pocztówek Verlag Hübner ok. 1915 r. wypuścił do obiegu sfałszowaną widokówkę, przedstawiającą rzekomo Strzelce. Widać na niej kościół, ulicę i miejską zabudowę, a w górnej części opatrzona jest ona napisem "Gross Strehlitz".
W rzeczywistości pocztówka przedstawia jednak Avion - miasto położone w północnej Francji. Pocztówka z pewnością wyprodukowana została w Strzelcach, bo na odwrocie opatrzona jest informacjami o wydawcy. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób Hübner wszedł w posiadanie fotografii z Avion i dlaczego zdecydował się wypuścić fałszywkę.

Jedna z hipotez mówi, że kliszę ze zdjęciem mogli mu dostarczyć Ślązacy pracujący w tamtejszych stronach, a Hübner dla żartu zdecydował się wyprodukować pocztówkę. Mogło być także tak, że Hübner celowo zdecydował się na taką sztuczkę, żeby zwiększyć obroty w firmie - trwała wtedy I wojna światowa, a przedsiębiorcy chwytali się różnych sposobów, żeby zarobić. Inną hipotezę, którą można przyjąć, jest zwyczajna pomyłka - któryś z pracowników mógł wybić pocztówkę, nie wiedząc, że zdjęcie, które wykorzystuje, wcale nie przedstawia Strzelec.

Z pewnością jednak za wyprodukowanie fałszywki Hübnera nie spotkały żadne konsekwencje. Dziś tajemnicza pocztówka z napisem "Gross Strehlitz" stanowi natomiast ciekawostkę.

Oszukiwanie emigrantów

Fala oszustw, które uszły płazem, miała też miejsce ponad 150 lat temu, gdy wielu mieszkańców z tych ziem zdecydowało się wyjechać do Teksasu w poszukiwaniu lepszego życia. Po złagodzeniu przepisów, które pozwoliły ludności swobodnie się przemieszczać, na Śląsku zaczęło działać wielu agentów pomagających zorganizować emigracyjną podróż. O tym, że nie wszyscy byli uczciwi, informowało towarzystwo Deutsche Gesellschaf, które odnotowało w tym czasie aż 200 przypadków oszustów.

O tym, że na nieuczciwych pośredników trzeba było uważać, przekonały się na własnej skórze sześcioosobowa rodzina Antoniego Waclawczyka i czteroosobowa rodzina Jakuba Dreesa ze Staniszcz Małych.

Ich podróż do Ameryki miała się rozpocząć z Bremy w północnych Niemczech, gdzie czekał zacumowany statek. Rejs miał opłacić francuski właściciel ziemski, który czekał już w Teksasie. Tak się jednak nie stało. Ponieważ obie rodziny nie miały przy sobie żadnych pieniędzy (nawet na powrót do Staniszcz Małych), musiały żebrać, żeby przeżyć. Powrotne bilety kolejowe opłacił im ostatecznie pruski konsul, ale niedoszli emigranci sporo wtedy stracili.

Nieuczciwy listonosz

Oszustwa, kradzieże i nieuczciwe sposoby na zarabianie pieniędzy były bardzo surowo karane podczas wojen. Głośnym echem odbiła się sprawa Franza Gordzielika, który w latach 40. ubiegłego stulecia był nieuczciwym listonoszem.

Gdy wybuchła II wojna, Gordzielik został wcielony do armii i wysłany na front. Tam został ranny i wrócił do domu jako inwalida wojenny. Ponieważ nie mógł wykonywać żadnych ciężkich prac, zatrudnił się na lotnisku w Izbicku w roli listonosza. Gordzielik, chcąc dorobić do swojej wypłaty, zaczął okradać przesyłki. W tym celu sprawdzał listy i paczki, a gdy znalazł coś wartościowego - zabierał rzeczy dla siebie (dostarczając tylko list) lub przejmował całą przesyłkę. Swoje łupy gromadził w pokoju pod podłogą.

Jego zachłanność go zgubiła. Gdy przełożeni zorientowali się, że mają do czynienia z nieuczciwym pracownikiem, dali mu wyraźne ostrzeżenie. Ten jednak nie posłuchał i dalej dostarczał przesyłki z uszczuploną zawartością. Po skargach mieszkańców pewnego dnia pod jego dom zajechała żandarmeria. Mundurowi znaleźli pod podłogą okradzione przesyłki. Gordzielik został za to doprowadzony na lotnisko w Izbicku, a sąd polowy w trybie natychmiastowym orzekł jego winę i skazał na karę śmierci. Po tym wywieziono go do Wrocławia. Wyrok wykonano w 1943 roku.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą, autorem książek o ziemi strzeleckiej i znawcą lokalnej historii. Wykorzystano także publikacje autorstwa Marka Królikowskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska