Opolscy pszczelarze w sądach walczą o pszczoły

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
- Nie walczyliśmy w sądzie o pieniądze, ale przede wszystkim o to, by rolnicy przestrzegali obowiązujących przepisów - mówi Jan Osman, pszczelarz z Toszka.
- Nie walczyliśmy w sądzie o pieniądze, ale przede wszystkim o to, by rolnicy przestrzegali obowiązujących przepisów - mówi Jan Osman, pszczelarz z Toszka. Radosław Dimitrow
Właściciele pasiek wypowiedzieli wojnę rolnikom, którzy niezgodnie z przepisami używają środków owadobójczych. Pszczelarze już nie apelują o rozsądek, tylko piszą pozwy. I wygrywają.

Do masowego zatrucia pszczół doszło kilka dni temu pod Błotnicą Strzelecką. Wcześniej podobny przypadek zdarzył się w sąsiednim Toszku (woj. śląskie). Właściciele pasiek nie mieli wątpliwości, że winę za to ponoszą plantatorzy rzepaku, którzy stosują w ciągu dnia preparaty owadobójcze, przeznaczone do oprysków tylko po zachodzie słońca - gdy pszczoły wrócą już do uli. Początkowo tylko apelowali do gospodarzy, by ci nie łamali prawa, ale prośby na nic się zdały.

- W pobliżu pasiek znajdywaliśmy tysiące martwych albo półżywych owadów - opowiada Jan Osman, pszczelarz z Toszka. - Wiele z nich męczyło się przez prawie 10 dni, aż w końcu padły. Feralnego dnia wezwaliśmy na pole policję, która przyłapała rolnika na gorącym uczynku. Zabezpieczyliśmy na miejscu próbki roślin i padłych pszczół. Przekazaliśmy wszystko do badania.

Biegli na tej podstawie ustalili, że pszczoły padły na skutek mieszanki środków chemicznych, których duże stężenie wykryto na roślinach. Chcieli zawrzeć ugodę z nieodpowiedzialnym plantatorem, ale on się nie zgodził. Sprawa trafiła do sądu.

A ten właśnie wydał wyrok - gospodarz musi zapłacić 36 tys. złotych odszkodowania za 53 pszczele rodziny, które zostały zatrute (łącznie padły 2-3 mln owadów). Po doliczeniu kosztów przeprowadzenia ekspertyz oraz kosztów sądowych wyszło, że rolnik musi zapłacić 50 tys. złotych.
- Nam nie chodzi o pieniądze, ale o to, żeby gospodarze szanowali naszą pracę - tłumaczy Horst Pocześniok, który razem z Janem Osmanem walczył w sądzie o odszkodowanie. - Tym bardziej, że jesteśmy przecież od siebie uzależnieni, bo nasze pszczoły zapylają ich rośliny. Jeżeli "wykończą" wszystkie owady w okolicy, to też na tym stracą.

Właściciele pasiek mówią, że w ostatnich latach coraz częściej dochodzi do masowego zatrucia pszczół.

- Od lat zmagamy się z przeróżnymi chorobami, a teraz jeszcze te opryski niewłaściwie stosowane i uprawy roślin GMO, które same wytwarzają substancje owadobójcze - dodaje Stanisława Bulas z Grudyni Wielkiej pod Kędzierzynem-Koźlem. - Jak tak dalej pójdzie to Opolszczyzna, która pod tym względem ma bogate tradycje, nie będzie mieć własnego miodu.

Pani Stanisława też walczyła w sądzie o swoje pszczoły. Pod koniec kwietnia br., po czterech latach, sąd uznał, że winę za zatrucie owadów z 53 rodzin ponosi właściciel pobliskiego sadu, który stosował za dużo środków chemicznych - normy były przekroczone aż o 204 proc. Sadownik ma zapłacić odszkodowanie w wysokości 8 tys. złotych.

- Nie udzielam żadnych informacji, uważam temat za zamknięty - ucina rozmowę właściciel sadu.

W obu przypadkach wyroki nie są prawomocne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska