Opolska "Szansa" przestała mieć opinię przechowalni życiowych nieudaczników

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Mała Julcia od niedawna jest przedszkolakiem, więc jej mama może teraz pomyśleć o pracy. Dopiero gdy ją znajdzie, sytuacja rodziny zmieni się na korzyść.
Mała Julcia od niedawna jest przedszkolakiem, więc jej mama może teraz pomyśleć o pracy. Dopiero gdy ją znajdzie, sytuacja rodziny zmieni się na korzyść. Sławomir Mielnik
Teraz ubiegają się tutaj o miejsce opolanie, którzy po różnych zawirowaniach chcą zacząć wszystko od nowa. I to im się udaje.

Istniejący ponad 10 lat Ośrodek Readaptacji Społecznej "Szansa" w Opolu przez cały ten czas pracował na opinię takiego miejsca, gdzie można po przejściach zyskać spokój, życiową równowagę i pomoc w urządzaniu życia na nowo. Z aspiracjami do własnego mieszkania i pracy.

W ośrodku mieszka obecnie 141 osób. W ubiegłym roku opuściło go 7 rodzin. Wyprowadziły się do własnych wyczekanych mieszkań - socjalnych albo komunalnych, wyremontowanych niemałym wysiłkiem.

- Ośrodek przeznaczony jest dla mieszkańców Opola - wyjaśnia Edyta Solarska-Halaba - I w zasadzie pokrywa potrzeby szukających schronienia i pomocy. Czasem tylko bywają takie sytuacje, że trzeba na pokoje adaptować suszarnię, bo trudno np. odmówić pomocy kobiecie z dziećmi, która ucieka przed przemocą męża czy partnera.

Zwolniony przez jedną z kobiet pokój zajęła teraz trzydziestokilkuletnia Iwona z trójką dzieci. Jej poprzedniczka znalazła się parę lat temu w podobnej sytuacji.

Uciekła z dziećmi od męża. Do "Szansy" przyszła z reklamówką, gdzie były - pospiesznie spakowane - ubranka dzieci. Wszyscy byli zalęknieni, niepewni dalszego losu. Ale w "Szansie" można liczyć nie tylko na schronienie.

Ludzie po traumatycznych przejściach kierowani są do psychologa, do prawnika. Psychoterapie trwają tyle, ile czasu trzeba na to, by na powrót uwierzyć w siebie, wyrzucić z głowy poczucie winy, przeświadczenie o prześladującym nas pechu albo o tym, że zawsze podejmujemy tylko błędne decyzje.

Prawnik pomoże załatwić sprawy związane z tym, jak bez strat uwolnić się od poprzedniego związku, zawalczyć o podział dorobku, załatwić alimenty i pomoc finansową. Dopiero potem przychodzi czas na to, by nakreślić nowy plan na życie, pomyśleć o pracy, pójść na kurs, który pozwoli zdobyć nowy zawód, zarejestrować się w urzędzie pracy, a wcześniej załatwić miejsce w przedszkolu dla dzieci.

- Dużo optymizmu wnoszą autentyczne życiorysy kobiet, które po kilku latach spędzonych w "Szansie", wyprowadziły się do własnego mieszkania - uważa Edyta Solarska- Halaba. - Pracując dorobiły się mebli i innych niezbędnych rzeczy, a ich dzieci poszły do szkół średnich. To daje nadzieję, że można wyjść z najtrudniejszej sytuacji i mądrze kierując własnym życiem, wyjść na prostą.

Właśnie z takimi nadziejami przyszła do "Szansy" Iwona. Mieszka tu z trojgiem dzieci - 4-letnią Julią, 11-letnim Kacprem i 16-letnią Patrycją.

- Zanim tu trafiłam, przeszłam naprawdę wiele. Uciekłam od byłego partnera, bo się nade mną znęcał. Chciałam tylko jednego: spokoju dla siebie i dzieci. Żeby to osiągnąć, musiałam opuścić mieszkanie, w którym mój partner mieszka do dziś.

Nie potrafię zrozumieć niesprawiedliwości - dlaczego w imię spokoju to ja z dziećmi muszę się tułać, a mężczyzna, który bije, pozostaje w znacznie lepszych warunkach niż my, ofiary przemocy. Zdałam sobie jednak sprawę, że rozpamiętywanie tego nie ma sensu. Musiałam działać. Znalazłam pustostan w starej kamienicy.

Dwa pokoiki bez łazienki z WC na półpietrze. Nie było tam komfortu, ale mieliśmy spokój. Po ośmiu latach musiałam ten pustostan opuścić. Dlatego jestem tutaj, w "Szansie". Mój plan na nowe życie jest prosty: Julcia zaczęła chodzić do przedszkola, a ja muszę znaleźć pracę. Zarejestrowałam się w PUP, pomagają mi pracownicy ośrodka, więc liczę na to, że jakieś zajęcie znajdę. Może przy sprzątaniu, może - jak wcześniej - w ochronie. Kiedy zacznę zarabiać, na pewno poprawi się nasza sytuacja materialna, bo teraz żyjemy z alimentów i zasiłków przyznanych przez MOPR.

Inna kobieta, która niedawno tu zamieszkała, też ma w życiorysie wiele takich zdarzeń, o których wolałaby zapomnieć. Z małżeństwa ma 14-letnią córkę, z drugiego związku - kilkuletnią. Małżeństwo się rozpadło, podobnie jak i związek.

Ona trafiła do "Szansy" z ośrodka wsparcia dla ofiar przemocy. Wcześniej czasem pomieszkiwała u rodziców, ale nadużywali alkoholu, zadłużyli mieszkanie i wszyscy musieli się wyprowadzić.
Kobieta ma nadzieję, że jej życie odmieni się niebawem bo wkrótce jej córeczka ma pójść do przedszkola.

- Ja pracy się nie boję - zapewnia- Prowadziłam już bar i kiosk w szkole, więc mam doświadczenie. Moje życiowe problemy zahartowały mnie, ale też nauczyły, że za błędy słono się płaci, więc postaram się ich już nie popełniać.
lina szejner
- Za kilka dni do "Szansy" przyjdzie kobieta, która na razie życiową przystań znalazła w noclegowni - mówi szefowa ośrodka. - Będziemy i jej pomagać w rozwiązaniu problemów.

Nowi mieszkańcy po kilka lat będą tu czekać na mieszkania socjalne lub do remontu, ale jest to czas, którego potrzebują, by wprowadzić w swoje życie wielkie zmiany. Rodziny i osoby samotne, które stąd wyszły, są najlepszym przykładem, że wszystko w życiu jest możliwe, jeśli się nim mądrze pokieruje. Mimo wcześniejszych złych doświadczeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska