Opolski Pech ma 25 lat

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
W ciągu tych 25 lat przez zespół przewinęło się kilka tysięcy tancerek i tancerzy.
W ciągu tych 25 lat przez zespół przewinęło się kilka tysięcy tancerek i tancerzy. Fot. archiwum zespołu
Rozmowa z Katarzyną Bryłką, kierownikiem i choreografem zespołu Pech, który świętuje swój jubileusz. W zespole tańczą dzieci od 4. roku życia, młodzież i dorośli.

Zespół Pech obchodzi 25-lecie działalności. Szmat czasu...

Tak naprawdę uświadamiamy sobie, jak długo jesteśmy na scenie, dopiero wtedy, gdy nasi byli tancerze przyprowadzają na zajęcia już swoje dzieci. W trakcie tego ćwierćwiecza zwiedziliśmy z zespołem całą Europę, pokonując niezliczoną liczbę kilometrów... Przeglądając stare materiały uświadamiamy sobie, jak bardzo w tym czasie zmienił się świat.

Dziś trudniej rywalizować o uwagę młodzieży z x-boxem albo innym elektronicznym wynalazkiem?

Młodzi ludzie mają dziś tyle możliwości, że aż w głowie się kręci. Kiedyś sprawa była prosta, bo jedni szli grać w piłkę, a drudzy tańczyć. Dziś technika poszła naprzód, pojawiły się nowe oferty, a i dzieci się zmieniły. Musimy nieźle się nagimnastykować, ale cieszy mnie to, że dla tak wielu osób taniec nadal jest najlepszą formą spędzenia wolnego czasu.

Doliczyła się Pani kiedyś, ile dzieci przewinęło się w tym czasie przez zespół?

Próbowaliśmy, ale to nie takie proste. Każdego roku mamy w zespole około 300 dzieci. Jedne odchodzą, drugie przychodzą, ale mamy i takich tancerzy którzy są z nami od 10 lat. Myślę, że przez te 25 lat nazbierałoby się kilka tysięcy.
Wasze trofea można by chyba przeliczać na tony?

Faktycznie sporo ich mamy, choć droga na szczyt wcale nie była łatwa. Pierwsze mistrzostwo polski zdobyłyśmy po 12 latach ciężkiej pracy. Pierwszy tytuł mistrz Europy przyszedł jeszcze później, bo jakieś 8 lat temu. Te pierwsze mistrzowskie trofea mają dla nasz szczególne znaczenie, dlatego traktujemy jak takie nasze talizmany.

Sytuacja na scenie jest nieprzewidywalna, dlatego wpadki pewnie się zdarzają...

Tak i to nie tylko na scenie, ale nauczyłyśmy się szybko na nie reagować. Przykład pierwszy z brzegu. Tancerka na dwie godziny przed występem zgłosiła nam, że zapomniała żółtej peruki, a miała tańczyć z formacją clownów. Kupiłyśmy żółty szal boa, bo to akurat udało się znaleźć, i zrobiliśmy z niego perukę. Dziecko zatańczyło w piórach, ale sytuację udało się uratować. Takie historie można mnożyć, ale cieszę się, że mamy Pecha. Mam nadzieję, że za 25 lat też go będziemy mieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska