Opolskie festiwale znalezione w albumie

Redakcja
- Te kroniki są cenniejsze niż złoto - ocenia Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego.
- Te kroniki są cenniejsze niż złoto - ocenia Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego. Sławomir Mielnik
Gdy Joanna Rawik zapomniała tekstu, publiczność w amfiteatrze zaczęła podtrzymywać ją na duchu. Pomogło.
- Te kroniki są cenniejsze niż złoto - ocenia Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego.
- Te kroniki są cenniejsze niż złoto - ocenia Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego. Sławomir Mielnik

- Te kroniki są cenniejsze niż złoto - ocenia Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego.
(fot. Sławomir Mielnik)

Do tej wpadki doszło podczas Festiwalu Polskiej Piosenki w 1966 roku. Sympatyczna reakcja publiczności musiała pomóc artystce, której piosenka "Nie chodź tą drogą" zdobyła wówczas jedną z nagród w kategorii Premier.

Na tym samym festiwalu Wojciech Młynarski wspólnie z Maciejem Zembatym mieli - podczas piosenki jednego z artystów - zbierać pieniądze rzucane na scenę przez publiczność. Ile zebrali? Tego nie wiadomo.

Wiadomo natomiast, że podczas tamtej imprezy na dworcu kolejowym w Opolu z megafonów informowano gości o możliwości wynajęcia kwater, a władze miasta budowy i wykopki przesłaniały na czas imprezy kolorowymi reklamami.

"Żeby tak i u nas w Kaliszu" - wzdychał reporter na łamach ówczesnego tygodnika - "Ziemi Kaliskiej".

Festiwalowe smaczki można znaleźć w kronikach festiwalowych. Opasłe kroniki - oprawione w skórę - leżały do niedawna w małym archiwum Towarzystwa Przyjaciół Opola, które organizowało pierwsze festiwale. Zainteresowała się nimi Krystyna Lenart-Juszczewska, społecznie porządkująca archiwum. I całe szczęście.

Co kryją kroniki festiwalu piosenki polskiej w Opolu? Zobacz zdjęcia

- Pławię się w materiałach, które dla muzealnika są skarbami - opowiada Krystyna Lenart-Juszczewska. - TPO zgromadziło bowiem ogromną liczbę zdjęć, dokumentów, gadżetów. Powstała z tego unikatowa festiwalowa kronika.

Była dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego przyznaje, że kroniki pełne nieznanych wcześniej zdjęć (w tym pokazujących festiwal od kulis) od początku ją zainteresowały. Tym mocniej, że nikt nie pamiętał, kto jest ich autorem.

- Ustaliłam autora przez przypadek - mówi Krystyna Lenart-Juszczewska. - Pewnego dnia z jednego z pudeł wyjęłam zeszyt i otworzyłam go na zasadzie chybił trafił. Okazało się, że były to protokoły z posiedzeń zarządu towarzystwa, a w nich informacja o zleceniu wykonania kronik panu Stanisławowi Boberowi, tuż po pierwszym festiwalu, który odbył się w 1963 roku.

Są cenniejsze niż złoto

Dziś Stanisław Bober pamiętany jest głównie jako znakomity powojenny fotograf Opola, a był również malarzem i autorem plakatów czy pocztówek.

- I jak się okazuje również autorem kronik, w których zresztą widać jego rękę plastyka - ocenia muzealniczka.

Księgi pamiątkowe, zaczynające się do 1964 roku, trafiły z TPO do Muzeum Śląska Opolskiego.

- Są cenniejsze niż złoto, to kapitalny materiał, choć wymaga jeszcze opracowania i zdigitalizowania, na pewno w przyszłości będziemy chcieli je pokazać - zapewnia Urszula Zajączkowska, dyrektor muzeum.

- Kroniki powstawały w czasach, gdy każdy festiwal przynosił jakiś wielki przebój, potem nucony w całej Polsce przez dobre pół roku - wspomina Urszula Zajączkowska. - Dziś grane w Opolu piosenki są już bardzo znane. I to na długo przed tym, zanim zostaną zaśpiewane w amfiteatrze. Nie ma też np. nocnych występów słynnej Piwnicy pod Baranami. Pewnie to jeden z powodów, dla których trudno te festiwale porównywać, a wielu opolanom łezka w oku się kręci, gdy wspominają dawne święta polskiej piosenki.
Opasłe albumy, oprócz fantastycznych zdjęć autorstwa Stanisław Bobera, są także pełne autografów gwiazd, artykułów prasowych, w których głównym bohaterem jest festiwal w Opolu. To kopalnia cennych informacji, bo wiele archiwów gazetowych już przepadło. Ze skrupulatnie gromadzonych wycinków wynika, że festiwal był od samego początku wielką promocją dla miasta.

Ech, te czerwone Gitary

Imprezę relacjonowały obszernie nie tylko dzienniki, ale także gazety powiatowe i młodzieżowe, a nawet "Żołnierz Polski", wydawany przez ówczesne Ministerstwo Obrony Narodowej.

W 1969 roku jeden z dziennikarzy pisał tuż po zakończeniu festiwalu o "infantylnych tekstach Czerwonych Gitar", ale też o tym, że "minęło wreszcie ogólnopolskie szaleństwo, a od czasu olimpiady w Meksyku z 1968 roku żadna transmisja telewizyjna nie cieszyła się większym wzięciem".

Trudno było wówczas o większy komplement, choć z drugiej strony wspomniany wcześniej korespondent "Ziemi Kaliskiej" pisał w tym samym roku, że z "estrady opolskiej wiało nudą".
W jego ocenie większość piosenkarzy "poruszała się na estradzie bardzo niezgrabnie, próby tańca wychodziły żałośnie, a braki wokalne próbowali pokryć zbytnią nonszalancją i uśmiechami adresowanymi wyłącznie do jury i dziennikarzy".

Za okrasę festiwalu w 1969 roku uznawano nocne recitale w szkole muzycznej obok amfiteatru. Tłumy na tych koncertach były tak wielkie, że na jeden z nich nie mógł się dostać sam Wojciech Młynarski, co dziennikarze skwapliwie odnotowali.

Bez względu jednak jak oceniane było święto polskiej piosenki, zawsze bilety na koncerty były towarem deficytowym. W czerwcu 1969 roku z dumą informowano, że zabrakło wejściówek dla rekordowej liczby aż 35 tysięcy chętnych!

Podczas ostatniego festiwalu trzeba było obniżać ceny biletów, aby zapełnić amfiteatr.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska