Opolskie Góry Opawskie bez GOPR-u. Ale są pod okiem ratowników-społeczników

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Grupa ratowników-społeczników pomaga w Górach Opawskich
Grupa ratowników-społeczników pomaga w Górach Opawskich Archiwum GGPR
Od ubiegłego roku mamy na Opolszczyźnie trzecią, całkowicie społeczną grupę ratowniczo poszukiwawczą, która za obszar działania wybrała nasze niewielkie Góry Opawskie. Mają dobre chęci, umiejętności poszukiwawcze i prywatny sprzęt. Sami oczekują wsparcia.

Lipiec 2016. Polski turysta wybrał się w czeskie góry kilka kilometrów od granicy. Zszedł z szlaku, spadł ze skałki i złamał nogę. Zadzwonił na telefon alarmowy GOPR po pomoc. Centrala Grupy Wałbrzyskiej GOPR przekazała sygnał czeskiej Horskiej Służbie, która jest znacznie bliżej.

Trzech ratowników ruszyło w teren, sprawnie zlokalizowali poszkodowanego i przewieźli go na specjalnym wózku do szosy, gdzie czekała w samochodzie żona pechowca. Do szpitala pojechał już po polskiej stronie. Za akcję HS musiał jednak zapłacić.

Wrzesień 2015. Turystka w czasie wycieczki na Kopę Biskupią skręciła nogę. Też zadzwoniła na telefon alarmowy zintegrowanego systemu GOPR (nr 601 100 300) i z pomocą wyruszyli jej ratownicy z Międzygórza pod Kłodzkiem. Na miejscu wspierał ich leśniczy z Pokrzywnej, który lepiej zna teren. Po trzech godzinach turystka doczekała się pomocy i została zwieziona do karetki ratunkowej.

Luty 2013 – grupa turystów z Poznania chciała przenocować w obozie pod gołym niebem, pod szczytem Kopy Biskupiej. W czasie przygotowywania obozu na jednego spadł konar i został ranny. Koledzy wezwali GOPR z Międzygórza, ale nie czekając na przyjazd ratowników sami sprowadzili rannego do szosy i przekazali do karetki pogotowia.

W Górach Opawskich zdarzają się też akcje poszukiwawcze nie dotyczące turystów. W lasach giną miejscowi na grzybach, ludzie starsi, chorujący, z zanikami pamięci. Spacerowicze tracą orientację w terenie, zamarudzą aż dopada ich zmrok. Wtedy akcje poszukiwawcze prowadzi policja i straż pożarna.

Na skraju Sudetów

Góry Opawskie choć nieduże, są górami i dotyczy ich ustawa z 18 sierpnia 2011 roku o bezpieczeństwie i ratownictwie w górach i na zorganizowanych terenach narciarskich. Terenów narciarskich (poza narciarstwem biegowym) na Opolszczyźnie nie mamy. Ale indywidualna turystyka piesza rozwija się bardzo, zwłaszcza w ostatnim, covidowym sezonie.

Inaczej niż w przypadku bezpieczeństwa na obszarach wodnych w górach monopolistą w udzielaniu fachowej pomocy rannym i zagubionym jest Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (w Tatrach TOPR). W 2011 roku uwolniono konkurencję w zakresie ratownictwa na akwenach wodnych. Wcześniej uprawniony do tego był wyłącznie WOPR. Obecnie wojewodowie mogą podpisywać porozumienia z różnymi organizacjami i przekazywać im publiczne pieniądze na taką działalność. Od tego czasu pojawiło się w Polsce ponad 100 innych grup ratownictwa wodnego, które dysponują łącznie rzeszą ponad 11 tysięcy ratowników.

W górach GOPR i TOPR są jedynymi organizacjami, którym minister spraw wewnętrznych zleca nadzór nad bezpieczeństwem i organizację systemu pomocy. Dzięki temu nie musimy płacić za akcje ratownicze. GOPR zapewnia stałe dyżury, jest gotowy do działania w każdej chwili i z tego powodu dostaje państwowe wsparcie (w 2020 roku ok. 11 milionów złotych).

Góry Opawskie są formalnie w obszarze działania Grupy Sudeckiej GOPR, ale ich najbliższa stanica w Międzygórzu pod Śnieżnikiem to ok. 100 kilometrów jazdy do Głuchołaz. Grupa Sudecka GOPR działa na rozległym terenie prawie 2,5 tysiąca kilometrów kwadratowych. Ma 4 stacje w terenie, 100 ratowników – ochotników i 14 ratowników etatowych, którzy zamienne dyżurują w stanicach.

Pracy im nie brakuje. W 2018 roku ratownicy GOPR udzielili w Sudetach pomocy 1,5 tys. ludzi, zorganizowali 1,3 tys. akcji. Akcje w Górach Opawskich to jednak pojedyncze przypadki, w czasem w ciągu roku nie ma żadnego wezwania.

O tworzeniu własnej grupy „opolskiej” GOPR przebąkuje się od czasu do czasu, zwłaszcza po głośniejszych wydarzeniach, ale to mrzonka, do której nigdy nie dojdzie. Zresztą nie ma takiej potrzeby, jeśli na dodatek można lukę w bezpieczeństwie wypełnić społecznym wsparciem, a to nie każdego motywuje do wysiłku.

Ratownicy górscy, odwrotnie od ratowników wodnych, nie mają żadnej możliwości „dorabiania” na wolnym rynku. Ratowników wodnych z uprawnieniami WOPR w lecie chętnie zatrudniają baseny, kąpieliska. Górscy czasem dorabiają w ośrodkach narciarskich. W naszych górach społecznicy muszą się liczyć wyłącznie z dokładaniem prywatnych pieniędzy do takiej działalności.

Na własnym garnuszku

- Składka członkowska naszym stowarzyszeniu to 5 złotych miesięcznie. Dokładamy własne pieniądze – wylicza Tomasz Śmietanka, dowódca Głuchołaskiej Grupy Poszukiwawczo Ratowniczej.

- Za swoje pieniądze kupiliśmy auto terenowe, małego drona do szkoleń, radiotelefony, urządzenia lokalizacyjne GPS. Sami płacimy za benzynę, gdy jedziemy na ćwiczenia. Ubrania też mamy własne. Przedstawiciel dużej, ogólnopolskiej firmy załatwił nam w darze profesjonalne latarki. Lokalny przedsiębiorca dał pieniądze na kaski wspinaczkowe i plecaki medyczne. Pomogła firma odzieżowa. Cały czas szukamy kolejnych sponsorów - mówi.

Głuchołaska Grupa Poszukiwawczo Ratownicza powstała jako stowarzyszenie w ubiegłym roku. To trzecia na Opolszczyźnie taka organizacja o charakterze społecznym, oparta na wolontariuszach. Większe doświadczenie i rozmach mają grupy poszukiwawczo-ratownicze w Opolu i Krapkowicach. Tomasz Śmietanka zresztą od kilku lat zdobywał doświadczenie w organizacji poszukiwań w innych stowarzyszeniach. Ma też prywatnie psa, wyćwiczonego do poszukiwań.

- Kilka lat temu, po jednej z akcji poszukiwawczych policji na tym terenie, przyszło mi do głowy, że trzeba stworzyć coś na naszym podwórku – mówi Tomasz Śmietanka. - Góry Opawskie są pominięte w zasięgu GOPR, a jednak zaginięć zdarza się tu sporo. Zresztą my nie ograniczamy się tylko do gór, obejmujemy całe pogranicze polsko – czeskie, powiat nyski, prudnicki, nawet głubczycki.

Jest ich ośmiu. Mieszkańcy południowej Opolszczyzny – Głuchołaz, Prudnika, Białej czy Łąki Prudnickiej. W razie poszukiwań mogą wystawić dwie grupy po trzy osoby, gotowe wyruszyć w teren. Mają sprzęt, kamizelki, które ich wyróżniają. Stale organizują własne ćwiczenia, żeby lepiej poznawać teren i techniki udzielania pomocy czy organizacji akcji poszukiwawczych.

Założyli własny fanpage na Facebooku, gdzie udostępnili kontakt do siebie i informują o swojej działalności. Są gotowi na przyjęcie kolejnych chętnych w swoje szeregi. Podpisali porozumienie z Nadleśnictwem Prudnik, mają zgodę na wjazd i działania w terenach leśnych. Zgłosili swoje istnienie policji w Nysie i Prudniku. Każdy z nich pracuje zawodowo, ale chęci i gotowości do służenia w wolnym czasie im nie brakuje.

- Naszym atutem jest dobra orientacja w terenie południowej Opolszczyzny. Tu mamy rozpracowaną organizację poszukiwań i tym jesteśmy silniejsi od innych – komentuje Tomasz Śmietanka. - Nysa już kilka razy wzywała nas do poszukiwań, ale nie były to długie akcje, zaginieni znaleźli się przed naszym przyjazdem. Latem ubiegłego roku policjanci dwa razy wzywali nas do pomocy w nocy. Akurat byliśmy na obozie szkoleniowym w Bieszczadach, nie mogliśmy dojechać. W sierpniu ubiegłego roku prywatna osoba poprosiła nas o pomoc w znalezieniu grzybiarza na Górze Parkowej. Nadszedł zmrok, z mężczyzną nie było kontaktu, rodzina się martwiła. Wiedzieliśmy mniej więcej gdzie się może poruszać. Po godzinie znaleźliśmy go i odwieźliśmy całego i zdrowego do domu.

Strażacy – ochotnicy za udział w akcjach dostają ekwiwalenty, finansowane przez gminy. Oni tego nie oczekują, ale chcieli by pomocy w zakupie sprzętu, potrzebnego do poszukiwań. Niedawno napisali wnioski do gmin w powiecie nyskim, prudnickim i głubczyckim, żeby się złożyły na zakup profesjonalnego drona z kamerą termowizyjną do działań nocnych. Czekają na odpowiedź.

- To by bardzo pomogło w prowadzeniu poszukiwań, także w porach nocnych – komentuje dowódca głuchołaskiej grupy. - Gdyby się taki sprzęt udało kupić, dron można doposażyć w czujniki jakości powietrza i możemy pomagać w kontrolach Straży Miejskich.

Władze Głuchołaz poprosili o przyznanie lokalu na siedzibę, żeby było gdzie przechowywać sprzęt i się spotykać. Czekają na dobrą lokalizację. W tym roku wszyscy członkowie grupy chcieliby przejść państwowy kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy medycznej. Ale tu też potrzebne by było finansowe wsparcie sponsorów.

Może więc warto pomóc tym, którzy chcą pomagać innym?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska