Opolskie historie kryminalne. Zdradzony przez kochanki

sxc.hu
sxc.hu
Gdyby na podstawie tej historii nakręcono film, mógłby on być kinowym hitem. Jest tu miłość, seks, jest i śmierć. Ciężko tylko dopatrzyć się hollywoodzkiego happy endu. Mieszkańcy Januszkowic do dziś nie mogą uwierzyć w to, że morderca mieszkał 50 metrów od kościoła, w którym był organistą.

35-letni Robert był wysokim, przystojnym mężczyzną. Cieszył się dużym wzięciem u kobiet. Miał żonę i dwójkę dzieci.

Rodzina była bardzo pobożna. Co niedzielę obowiązkowo chodzili do kościoła, jak Pan Bóg przykazał, nie tylko dlatego, że tata grał tam na organach. Rodzice Roberta chcieli, by został księdzem. Nie miał jednak powołania, za bardzo lgnął do kobiet, a one ciągnęły do niego...

- Szarmancki, miał podejście, potrafił pięknie mówić - przyznają kobiety z Januszkowic. - A jak zaśpiewał w kościele, to każdej w oku łza się zakręciła. Dopiero później wyszło na jaw, że jest też świetnym aktorem.

9 sierpnia 2003 roku wrócił z żoną do domu z urodzin u szwagierki. Nad ranem przybiegł do sąsiadów. Krzyczał, że jego ukochana nie żyje. Wezwali pogotowie. Lekarz stwierdził zgon, dość tajemniczy jednak. Powiadomił policję. Sekcja zwłok nie wykazała jednoznacznej przyczyny śmierci.

Policjantom nie wszystko się podobało w tej sprawie. Po pierwsze - że łóżko, w którym leżała denatka, było idealnie zasłane, a pod łóżkiem leżał kolczyk. Podczas sekcji zwłok biegli medycy wykryli śladowe ilości trującego kadmu. Śledczy rozpatrywali więc wariant, że Gabriela mogła być systematycznie podtruwana.

To okazał się jednak fałszywy trop. Nie orzekli też, by kobieta zmarła z przyczyn naturalnych, choć ostatnio chorowała. Wydawało się, że tajemnicę swojej śmierci żona Roberta zabrała do grobu. Po roku śledztwo umorzono. Nie było dowodów, że ktoś przyczynił się do jej śmierci.

Zemsta jest słodka

Zagadka śmierci wyjaśniła się dopiero po dwóch latach. Trochę przypadkowo. Jednym z głównych dowodów był SMS wysłany z komórki Roberta. Wyglądał mniej więcej tak: "Zgon 5:00. Zrobiłem to dla Ciebie, są ślady, pójdę siedzieć".

Robertowi prawie udało się popełnić zbrodnię doskonałą. Wpadł jednak poniekąd na własne życzenie. Już po śmierci ukochanej poszedł do ośrodka pomocy społecznej po zapomogę na dzieci. Tam spotkał Brygidę. Ciepłą, bardzo ładną kobietę.

Zaczęli się spotykać, coraz częściej. On przestał wyjeżdżać do Niemiec do pracy. Bardzo chciał, by córki miały kogoś, kto zastąpi im matkę. Brygida chętnie zajmowała się dziewczynkami, a one ją lubiły. Ludzie widzieli Brygidę przy dzieciach Rafała, zauważyli, że ma do nich dużo serca. Wieś zaczęła akceptować związek. A Robert z Brygidą planowali wspólną przyszłość. Idylla trwała przez rok, do dnia urodzin kobiety.

Wówczas w drzwiach jej domu stanęła Gizela. Krzyczała, że Robert jest jej, że Brygida ma go zostawić w spokoju. Później rzuciła niby mimowolnie, że zabił swoją żonę. Przesłała Brygidzie SMS-a, którego zachowała w swojej komórce: "Zgon 5:00. Zrobiłem to dla Ciebie, są ślady, pójdę siedzieć".

Brygida opowiedziała o tej sytuacji Robertowi. Ten zdecydowanie zaprzeczył. Był jednak bardzo zdenerwowany. Mówił, że Gizela ma coś z głową. Od tamtego momentu wszystko między kochankami zaczęło się psuć. Rozstali się kilka tygodni później.

Brygida poszła do Gizeli i zaczęła ją namawiać, by ta udała się z SMS-em na policję. Ta jednak odmówiła. Dlaczego ujawniła w ogóle tajemnicę, którą skrywała dwa lata? Była przekonana, iż Robert zabił żonę po to, by być z nią. Później, gdy dowiedziała się o Brygidzie, poczuła się zdradzona. Coś w niej pękło, postanowiła się zemścić. Zemsta zdradzonej kobiety w tym przypadku okazała się bardzo sroga.

Brygida kilka razy trzymała już słuchawkę w dłoni. Wybierała numer 997, ale się rozłączała. W końcu zebrała się w sobie i nie odłożyła słuchawki. Śledztwo wznowiono.
Trzy lata po pogrzebie kobiety, podczas wielkopostnych rekolekcji we wsi znowu pojawili się śledczy. Zaczęli węszyć, rozpytywać ludzi.

- To było okropne - wspomina Jan Wyrwoł, wówczas sołtys Januszkowic. - Ludzie szli na rekolekcje, a na cmentarzu kręcili się policjanci. Rozkopali grób, żeby jeszcze raz zbadać zwłoki...

Ludzie zaczęli sobie przypominać, że nigdy między Robertem a jego żoną nie było dobrze. On - przystojniak, zdecydowany i energiczny. Co niedziela wdrapywał się na chór w kościele, gdzie grał na organach. Ona, piękna kobieta, poza domem i dziećmi świata nie widziała. Ludzie przypomnieli sobie również promienne uśmiechy Gizeli kierowane w stronę Roberta. Grali razem w parafialnej orkiestrze. On dyrygent, ona klarnecistka. Było wiele wspólnych prób, spotkań i wyjazdów…

W lutym 2006 roku policjanci zatrzymali Roberta. Tym razem śledztwo wykazało, iż feralnego wieczora usiadł on na żonie okrakiem, co utrudniało jej oddychanie. Dodatkowo usta i nos zakrywał ręcznikiem przez 90 sekund. W sądzie tłumaczył, że chciał tylko uciszyć żonę, która awanturowała się po powrocie z imprezy u szwagierki.

Sąd, czytając SMS-a wysłanego o piątej rano, jakoś w te tłumaczenia nie uwierzył. Miłość do kobiet, do zbyt wielu kobiet, zaprowadziła Roberta z Januszkowic do więzienia, na 15 lat.

Prokurator domagał się 25 lat więzienia. - Sąd wziął pod uwagę okoliczności łagodzące, jakimi była silna więź łącząca Roberta z córkami, a także bardzo dobra opinia oskarżonego, to znaczy pracowitość i zaangażowanie społeczne - tłumaczył sędzia.

Gizela nadal gra w orkiestrze, ale już w innej parafii. - Przyszła na pogrzeb proboszcza z Januszkowic. Zapytała, czy może zagrać - opowiadał jeden z muzyków. - To jej powiedzieli, że ma o to zapytać najstarszą córkę Roberta, która też gra w orkiestrze. Nie zapytała…
Robert ma ograniczone prawa rodzicielskie wobec córek, a rodzinę zastępczą tworzy jego siostra. Udział w ich wychowaniu mają też dziadkowie, którzy nigdy nie uwierzyli w winę swojego syna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska