Opolskie miasteczka pustoszeją

Daniel Polak
Majowe popołudnie w Ujeździe. Cisza, spokój, nic się nie dzieje.
Majowe popołudnie w Ujeździe. Cisza, spokój, nic się nie dzieje. Daniel Polak
Gminę Baborów rocznie opuszcza sto osób, czyli pół sołectwa. Biała rocznie traciła 250 mieszkańców. Opolska prowincja dramatycznie się wyludnia.

- W mieście nie ma już praktycznie nic. Nawet na rynku trudno kogoś spotkać - przyznaje ze smutkiem Krzysztof, dwudziestolatek z Baborowa. - Starsi to jeszcze mają jakieś tam posady w urzędach, w szkole, ale pracy dla młodych ludzi nie ma żadnej.Co bardziej zaradni już stąd wyjechali do większych miast. Ja też się powoli zbieram.

Rocznie tę 6-tysięczną gminę opuszcza około 100 mieszkańców. - To jakby znikało pół małego sołectwa - wylicza Elżbieta Kielska, burmistrz Baborowa. - Ludzie wyjeżdżają, bo nie mają pracy.

W pobliskim głubczyckim pośredniaku w środę znaleźliśmy zaledwie 12 ofert. Połowa z nich za najniższą krajową. W efekcie w okolicy tanieją mieszkania, w Baborowie można kupić trzypokojowe lokum o powierzchni 71 metrów kwadratowych za mniej niż 100 tysięcy złotych.

- Ludzi nie stać na ich zakup za gotówkę ani nawet wzięcie kredytu - podkreśla burmistrz Kielska. Ale zaznacza: - Oni by tutaj chętnie zostali, gdyby mieli pracę. Niedawno sprzedawaliśmy 45-metrowe gminne mieszkania do remontu za 20 tys. złotych. Chętnych było bardzo dużo. Ale to jest zupełnie inny pułap cenowy.

Brak perspektyw dotyczy wielu innych prowincjonalnych miast i miasteczek na Opolszczyźnie. Podobnie było w latach 90. XX wieku we wschodnich Niemczech, z których mieszkańcy masowo wyjeżdżali do bogatszych zachodnich landów.

Czytaj też**Smutek opolskiej prowincji**

W Korfantowie nawet za atrakcyjną kwotę 110 tys. zł nie sprzedało się 100-metrowe mieszkanie. W Kietrzu dwupoziomowy lokal o pow. 120 m kw. jest do wzięcia za 139 tys. W Opolu podobne nieruchomości kosztują dwa, trzy razy więcej.

- Podaż mieszkań jest bardzo duża, a popyt mały - przyznaje Lidia Zygmanowska-Picz z agencji nieruchomości Gestor w Brzegu. - Jeśli młodzi ludzie kupują mieszkania, to dlatego, że już wyjechali za granicę i tam na nie zarobili. To też świadczy o tym, że chcieliby tu kiedyś wrócić. Ale jeszcze nie teraz.

Stanisław Szkolny, dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Korfantowie, dwoi i się troi. Próbuje znaleźć jakieś zajęcie dla tych młodych ludzi, którzy tu jeszcze zostali. Jest jednak ciężko.

- Nie ma szans na to, żeby na przykład uruchomić kino, nie stać nas - rozkłada ręce dyrektor. - Nawet o frekwencję na kółkach zainteresowań musimy rywalizować ze szkołami, bo uczniów jest coraz mniej. Nie ma tu przemysłu, a kwiat młodzieży wyjechał.

Mimo to lokalny samorząd utrzymuje jeszcze 18 świetlic, 5 bibliotek i 3 domy kultury. - Nie możemy się poddać, bo wtedy już nic tu nie będzie - mówi Stanisław Szkolny. Coraz więcej zajęć organizuje się tu dla seniorów. Tych akurat przybywa, ale nie jest to powód do radości.

Podobnie jest w większości opolskich miasteczek. Biała była jedną z pierwszych miejscowości, które dotknął taki problem. Od 2002 do 2008 roku liczba ludności spadła tu o około 1,5 tysiąca. Niektórzy zaczęli wręcz narzekać, że miasteczko wymiera.

- Udało nam się jednak zahamować ten trend - twierdzi Arnold Hindera, burmistrz Białej. - Oddaliśmy do użytku trochę mieszkań komunalnych, przygotowujemy też kąpielisko, żeby ludzie po pracy mieli gdzie przyjść. Sprowadziliśmy też 20 emigrantów z Kazachstanu.
Mimo to i tak zamkniętych zostało kilka sklepów w centrum miejscowości. Ich miejsce zajęły dwa dyskonty. Część mieszkańców żartuje teraz, że to teraz najważniejsze budynki w mieście.

Dr Norbert Honka z Instytutu Politologii UO, który zajmuje się problematyką samorządności i regionalizmu, zgadza się z tezą, że sytuacja na opolskiej prowincji przypomina tę z miast i miasteczek wschodnich Niemiec.

- W krajach dawnej NRD takie zjawisko obserwowane jest do dziś - zaznacza dr Honka. - Można tam znaleźć piękne, ładnie odremontowane kamieniczki, które w całości stoją puste. W niektórych miastach podjęto nawet decyzje o wyburzeniu całych kwartałów, bo utrzymanie takiej infrastruktury kosztowało zbyt dużo.

W Głubczycach kilka lat temu wyremontowano okazały ratusz. Przy okazji odbudowano w rynku klimatyczne kamieniczki i urządzono mieszkania. Inwestorzy wcale się jednak o nie nie bili. Gmina ogłaszała kolejne przetargi, ale nikt się nie zgłaszał, mimo że oferowano bardzo atrakcyjną cenę - 2 tys. złotych za metr kwadratowy powierzchni. Problemy ze sprzedażą budynków zaskoczyły władze Głubczyc. Wreszcie zdecydowano, że mieszkania zostaną wynajęte policjantom.

- W Głubczycach ciężko zrobić jakikolwiek biznes. Stąd też ludzie uciekają, gdzie się da - mówi jeden z tamtejszych przedsiębiorców.

Dr Honka zwraca uwagę, że inwestorzy lokują swoje przedsięwzięcia wokół dużych miejscowości, np. Opola (gdzie powstanie niedługo fabryka quadów).

- Przyjęło się, że to większe miasta będą magnesem przyciągającym pracowników i innych inwestorów - tłumaczy. - Chociaż w woj. dolnośląskim ten trend zaczyna się już zmieniać, tam duże inwestycje powstają np. w okolicach Oławy.

Jego zdaniem trzeba dbać o równomierny rozwój regionu i nie doprowadzać do wyludniania się opolskiej prowincji. - To zadanie dla władz, nie tylko samorządowych, ale i wojewódzkich - podkreśla politolog.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska