Opolskiego rolnika miałeś znaleźć na bazarku w Internecie. Pomysł dobry, ale coś nie zadziałało

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Archiwum/Katarzyna Strauchmann
Nie da się na tym zarobić – to najczęstsza opinia rolników, których zapytaliśmy o internetowy opolski bazarek. Dlaczego nie jedziemy po jedzenie do lokalnego producenta?

Od kilku lat na stronie internetowej www.opolskiebazarek.pl każdy może znaleźć rolnika w swoim powiecie, który oferuje własne wyroby w sprzedaży bezpośredniej, czyli w swoim gospodarstwie. Stronę stworzył Opolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego z Ministerstwem Rolnictwa, a doradcy ODR zachęcali rolników, żeby się tam promować. To projekt ogólnopolski. W każdym województwie istnieje taki bazarek lokalnych wyrobów.

Na Opolszczyźnie w bazie bazarku jest obecnie kilkaset wyrobów i kilkudziesięciu producentów. W dziale mięsa i wędliny (78 wyrobów) można znaleźć między innymi swojską kiełbasę, mięso wołowe, drób, wyroby wędliniarskie z dziczyzny. Największy wybór ma dział owoce i warzywa (172 produkty, w tym mniej znany u nas topinambur). Są 92 miody, soki z owoców, kompoty, syropy, oleje lniane i rzepakowe czy z ostropestu. Licznie reprezentowany jest nabiał (39 produktów), można tu znaleźć różnego rodzaju sery domowe, dojrzewające, solankowe, podpuszczkowe. Są także ryby surowe i wędzone, zboża, rośliny bobowate i wiele innych artykułów. Niektórzy rolnicy reklamują się, że płody rolne wykupują dopiero po zamówieniu, żeby były możliwie najświeższe. Prawdziwy raj dla smakosza, szukającego zdrowych i lokalnych wyrobów. I prawdziwa okazja dla rolnika, który chce we własnym gospodarstwie, jak to jest dopuszczone przez przepisy, odsprzedać klientowi własne wyroby. Kiedy jednak zapytaliśmy o portal kilku wystawiających się tam rolników, okazało się, że część propozycji jest nieaktualna.

Nie zgadzają się ceny, bo obecnie wyroby są droższe. Niektórzy już zlikwidowali taką produkcję, wycofali się ze sprzedaży, ale nie zaktualizowali danych w portalu. Mało kto był też zadowolony z takiej formy zdobywania klientów.

- Odzew jest zerowy. Praktycznie nikt nie dzwoni. Dużo lepsze efekty przyniosło mi rozdawanie ulotek w okolicy albo wieszanie swoich banerów – komentuje Maciej Wójciak, plantator warzyw spod Kluczborka. – Kilka lat temu miałem szerszy wybór warzyw, szukałem odbiorców, jeździłem na targi. Teraz już mam stałych, większych klientów, ale jeśli ktoś zadzwoni, że chce kupić worek marchwi, to zawsze dowiozę. Na takiej sprzedaży bezpośredniej nie da się zarobić.

- Ogłaszałem się na bazarku i na portalu OLX, ale już zrezygnowałem z takiej sprzedaży, choć moje ogłoszenie pewnie jeszcze wisi. Dzwonił może jeden klient na kilka miesięcy – mówi Krystian Mierzwa, hodowca bydła z gminy Polska Cerekiew. U niego można było na miejscu kupić rąbankę wołową, ale minimum po 10 kilogramów. Teraz całą swoją produkcję zwierzęcą odstawia do rzeźni. Nie opłaca mu się trzymać mięsa w swojej chłodni dla klienta, który się nie pojawia.

- Mam już stałych odbiorców. Przyjeżdża do mnie nawet pewien pan z Warszawy, który tu odwiedza swoją rodzinę i kupuje po 50 kilogramów kiełbasy – opowiada Janusz Nasieniak, rolnik i hodowca trzody spod Baborowa.

Pan Janusz produkuje swojską kiełbasę wieprzową z własnych świń, tradycyjnymi metodami i bez żadnych sztucznych konserwantów. Sam ją wędzi dymem drzewnym, a drewno wcześniej pozbawia kory, żeby nie dawała gorzkiego posmaku.

Produkcję rodzinną uruchamia jednak tylko na 2-3 tygodnie przed świętami i tylko wtedy towar jest dostępny.

– Z internetu ludzie też się dowiadywali o mojej kiełbasie. Dzięki temu sprzedaję wszystko, nic nie zostaje.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska