Opolszczyzna. Kolej oszczędza na ludziach

Tomasz Kapica [email protected] 77 48 49 528
Karolina Rzepka, pasażerka, którą wczoraj spotkaliśmy w Kędzierzynie-Koźlu, przyznaje, że polska kolej jest niedoinwestowana. - Brudne dworce, spóźniające się pociągi to codzienność - mówi. (fot. Daniel Polak)
Karolina Rzepka, pasażerka, którą wczoraj spotkaliśmy w Kędzierzynie-Koźlu, przyznaje, że polska kolej jest niedoinwestowana. - Brudne dworce, spóźniające się pociągi to codzienność - mówi. (fot. Daniel Polak)
Dyżurni ruchu zarabiają grosze, a szkolenia maszynistów odbywają się po łebkach – alarmują kolejarze.

Pani Katarzyna z Kędzierzyna-Koźla jest pracownikiem nastawni z prawie 10-letnim stażem, pracuje w Gliwicach. Przez całą noc z soboty na niedzielę śledziła w telewizji relacje z akcji ratowniczej po wypadku pociągów pod Szczekocinami.

Zobacz: Opolszczyzna. Pojedzie mniej pociągów

- Od razu pomyślałam o dyżurnym ruchu, który musiał popełnić katastrofalny błąd. I faktycznie wszystko wskazuje na to, że jeden z nich zapomniał przestawić zwrotnicę, co doprowadziło do śmierci 16 osób. Naszą pracę można porównać do pracy kontrolerów ruchu lotniczego. Różnica jest taka, że tam trafiają najlepsi, świetnie wyszkoleni ludzie, którzy zarabiają po kilkanaście tysięcy złotych. Tymczasem ja po kilku latach pracy nie mam nawet 2 tysięcy zł na rękę. To dlatego wśród pracowników PKP jest coraz większe zniechęcenie, a do pracy wkrada się rutyna - opowiada pani Katarzyna.

- Nie ukrywam, że i w mojej firmie pracują ludzie z przypadku, którzy nie mają predyspozycji do tak odpowiedzialnej pracy. Może po to tej tragedii coś się zmieni. Szkoda jednak, że wszelkie zmiany na kolei pisane są ludzką krwią - dodaje.

W Polsce jest 19 tysięcy kilometrów linii kolejowych, po których prowadzi 37 tysięcy kilometrów torów, z czego na Opolszczyźnie nieco ponad 1,5 tysiąca km. PKP Polskie Linie Kolejowe oceniają, że tylko 37 procent wszystkich linii w Polsce jest w dobrym stanie.

Tyle samo określono jako „w stanie dostatecznym”, co oznacza, że pociągi muszą zwalniać na trasie. Aż jedna czwarta linii jest w stanie niezadowalającym i wymaga natychmiastowych nakładów na remonty.

Zobacz: Kędzierzyn-Koźle. Pociągi znikną z rozkładu

W naszym regionie do jazdy z maksymalną prędkością (160 km na godzinę) przystosowanych jest zaledwie 8 procent linii. - To magistrala kolejowa nr E30, prowadząca od Wrocławia, przez Opole i Kędzierzyn-Koźle do aglomeracji katowickiej. Tylko pomiędzy Brzegiem a Oławą, w związku z koniecznością naprawy osuwiska, obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h - mówi Zbigniew Makowski, naczelnik wydziału eksploatacji opolskiego oddziału Polskich Linii Kolejowych.

Gorzej jest z innymi liniami. Ograniczenia prędkości obowiązują na trasie z Opola do Gliwic. Tu planowana jest gruntowna modernizacja torowiska. Podobnie jak na linii Opole - Fosowskie, która mogłaby być najkrótszą trasą dla pociągów ze stolicy województwa do Warszawy. Dziś składy pośpieszne zamiast tędy jadą okrężną drogą przez Kędzierzyn-Koźle i Katowice. To sprawia, że pociąg z Opola do Warszawy jedzie pięć godzin, a mógłby trzy.

Z raportu Europejskiej Agencji Kolejowej wynika, że polskie linie są najniebezpieczniejsze w Unii Europejskiej. Co szósty wypadek w krajach wspólnoty ma miejsce właśnie u nas. W 2010 roku w Polsce zanotowano 449 wypadków na torach, w których zginęły 283 osoby.

- Na kolei najbardziej liczą się zyski, a powinno bezpieczeństwo - podkreśla Aleksander Motyka, szef Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu PKP.

- W imię oszczędzania i redukcji kosztów dyżurnym daje się coraz więcej obowiązków. Likwiduje się także dwuosobowe stanowiska, gdzie ewentualny błąd mógłby zostać skorygowany.

Kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej - mawiano przed laty w Kędzierzynie-Koźlu. Miasto kolejarzy jeszcze na początku lat 90. miało swoją szkołę zawodową, gdzie kształcono kolejarzy, kontrolerów i pracowników sekcji eksploatacji taboru.

- W 1994 Zespół Szkół Kolejowych połączono jednak z technikum żeglugi śródlądowej. W praktyce oznaczało to likwidację placówki, bo przestano kształcić kolejarzy na rzecz marynarzy. Zaraz potem budynek „kolejówki” popadł w ruinę. W końcu przyjechały tam buldożery, zrównały ją z ziemią i dziś nie ma po niej śladu. To taki smutny obrazek, który jest symbolem tego, jak się traktuje tę branżę - opowiada Jan Kwietniak, emerytowany kolejarz z Kędzierzyna-Koźla.

Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych, mówi nto, że dawniej uprawnienia do prowadzenia pociągów kolejarze zdobywali przez wiele lat.

- Najpierw kandydat chodził do szkoły o takim profilu, potem trafiał na praktykę do warsztatu i wreszcie zostawał „młodszym maszynistą”. Przez co najmniej rok, a nierzadko nawet trzy lata szkolił się jeszcze pod okiem doświadczonych kolegów, zanim mógł sam prowadzić pociągi. Teraz ten okres próbuje się skracać nawet do trzech miesięcy - mówi Miętek. - To sprawia, że do zawodu trafiać będą ludzie niewystarczająco przygotowani.

Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych chce, żeby minimalny okres szkolenia wynosił 1,5 roku. - Jeśli takie zapisy nie pojawią się w polskim prawie, złożę raport do Komisji Europejskiej, w którym napiszę, jak niebezpiecznie jest na polskiej kolei - zaznacza.

- Wszyscy w Polsce skupili się na budowie autostrad, a zapomnieli o kolei. Wszyscy mówią, że jakoś to będzie. Dyskusja nad transportem kolejowym pojawia się tylko wtedy, gdy dojdzie do tragedii - mówi dyżurna ruchu z Kędzierzyna-Koźla.

Po tragedii pod Szczekocinami rząd wycofał się z pomysłu „uwolnienia” zawodu maszynisty kolejowego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska