Opolszczyzna nie jest przygotowana na wielką wodę

Daniel Polak
W sytuacji zagrożenie nie ma czasu na sprawdzanie, czym mogą dysponować uczestnicy akcji przeciwpowodziowej. Na zdjęciu zalana ulica Staffa w Koźlu podczas powodzi w 2010 r.
W sytuacji zagrożenie nie ma czasu na sprawdzanie, czym mogą dysponować uczestnicy akcji przeciwpowodziowej. Na zdjęciu zalana ulica Staffa w Koźlu podczas powodzi w 2010 r. Daniel Polak
Magazyny ze sprzętem przeciwpowodziowym nie są właściwie dozorowane. W wielu z nich panuje bałagan.

Prezydent Kędzierzyna-Koźla zlecił wewnętrzną kontrolę w gminnych magazynach sprzętu obrony cywilnej i przeciwpowodziowego, gdzie przechowywane są worki, łopaty, taczki, wodery, pompy... Czyli wszystko, co niezbędne się do walki z żywiołem.

Wyniki kontroli są alarmujące. W Kędzierzynie-Koźlu brakuje dokumentacji, która potwierdzałaby przeprowadzenie wymaganych przeglądów konserwacyjnych sprzętu. Nie był też on odpowiednio oznakowany, podobnie jak same magazyny.

Według kontrolerów, gospodarka magazynowa prowadzona była nierzetelnie, że trudno nawet zewidencjonować, co tak naprawdę znajduje się na stanie. Nikt też nie zapisywał, ile pobrano i zużyto paliwa. Na dodatek nigdzie nie znaleziono informacji, kto ma... klucze do magazynu przeciwpowodziowego.

Jak tłumaczy Jarosław Jurkowski, rzecznik prezydenta Kędzierzyna-Koźla, kontrola została przeprowadzona w celu weryfikacji licznych sygnałów o możliwych nieprawidłowościach.

- Stwierdzone uchybienia będą wyeliminowane - tak lakonicznie odpowiada na pytanie o wnioski z kontroli i ewentualne konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych za stan magazynu.

Czy Kędzierzyn-Koźle jest wyjątkiem? Sprawdziliśmy, jak wygląda sytuacja w innych magazynach ze sprzętem przeciwpowodziowym na Opolszczyźnie. I okazuje się, że ogólnie panuje dowolność. Np. drewniane bele służące do stawiania tymczasowych zapór w gminie Cisek zdeponowane są nie w magazynie, a u jednego z rolników.

- To rolnicy w razie potrzeby je zakładają, więc lepiej, gdy mają je pod ręką - przekonuje wójt Ciska Alojzy Parys. I dodaje, że bele w zasadzie i tak nie są już do niczego potrzebne, ponieważ w gminie kończy się budowa wałów. Przerwy w nich będą teraz wypełniane metalowymi barierami, tzw. szandorami. A gdzie są szandory? - Jeszcze ich nie mamy na stanie - mówi wójt.

Staroście krapkowickiemu Maciejowi Sonikowi wyszło przy liczeniu sprzętu, że do dyspozycji są dwie łódki. - Tymczasem chodziło o jedną i tę samą łódź, którą zgłosili i strażacy, i władze gminy - mówi starosta Sonik.

Różnie bywa też z kontrolowaniem magazynów przeciwpowodziowych. Urzędnicy z Brzegu zaglądają tam codziennie o 10.00, sprawdzając wilgotność i temperaturę. - Tak to się to powinno robić - twierdzi Wiesław Kielian z Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Brzegu. Tymczasem do wielu innych magazynów zagląda się czasem co kilka miesięcy. W Opolu raz na trzydzieści dni.

- Przeglądamy wówczas sprzęt, wietrzymy koce - mówi Ryszard Kropacz z Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Opolu.

Formalnie odpowiedzialny za obronę przeciwpowodziową wojewoda nie kontroluje gminnych magazynów na bieżąco. - Sprawdzanie takich magazynów jest uwzględniane w planach kontroli naszego Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, ale przepisy nie precyzują, jak i kiedy powinno się to robić - mówi Jacek Szopiński, rzecznik wojewody opolskiego Ryszarda Wilczyńskiego. - Pojawienie się nieprawidłowości jest na pewno sygnałem, że taka kontrola jest wskazana.

Dziś przepisy mówią, że w przypadku zagrożenia powodzią władze powinny rozważyć możliwość wprowadzenia alarmu. - Wolałbym, żeby zamiast rozważań były jasno określone procedury - mówi starosta krapkowickiMaciej Sonik. - Mam na myśli "checklistę", czyli wykaz czynności, jakie należy bezwględnie wykonać.

W praktyce, w sytuacji przekroczenia stanu ostrzegawczego na rzece, urzędnik wyjmowałby odpowiednią kopertę z instrukcją niezbędnych czynności. M. in. ze wskazówkami jak poinformować mieszkańców o zagrożeniu, czy też przygotowania sprzętu.

- Chcemy wprowadzić u nas taką "checklistę". Z pewnością podniosłoby to poziom bezpieczeństwa - uważa starosta krapkowicki.

Podobne rozwiązanie podpatrzył podczas pobytu na Florydzie, której mieszkańcy często zmagają się huraganami. Co pewien czas są oni wzywani do stawienia się w miejscu zbiórki (najczęściej pod jakimś hipermarketem) wraz z niezbędnym wyposażeniem, tj. latarką, butelką wody, itd. Również takie ćwiczenia Sonik chciałby wprowadzić dla mieszkańców najbardziej zagrożonych miejsc w powiecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska