Orkiestra gra

Redakcja
Z Jurkiem Owsiakiem rozmawia Michał Lewandowski

- Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy gra już 10 lat. Nie jesteś zmęczony?
- Orkiestrą? Nigdy. To dla mnie po prostu frajda. Ludzie z którymi pracuję, mają przeciętnie 22 lata, a to najlepsza terapia dla kogoś, który ma 46 lat. Faceci w moim wieku, to - przepraszam za wyrażenie - same pierdoły. Nie wyobrażam sobie pracy z nimi. Po prostu bym zwariował. Zobaczyłbym dziadów, którzy siedzą, a ich rozrywki to czajnik, herbata i popalanie papierosów. Koszmar.
- Ale chyba jest coś, co cię denerwuje w prowadzeniu Orkiestry?
- Ludzka głupota. Pewne środowiska po 10 latach ciągle jeszcze próbują robić zamieszanie wokół WOŚP. Na przykład boksują się z hasłem "Róbta, co chceta". A to tylko tytuł programu telewizyjnego, którego nakręciliśmy 128 odcinków. Jestem zmęczony też tym, że nagle zmieniają się przepisy i wprowadza się podatek od sprzętu, który kupujemy.
- Minister Belka wam odpuścił...
- Tak, ale to nie o to chodzi. Wolałbym, żeby przepisy były dobre dla wszystkich, którzy zajmują się taką działalnością.
- Były burmistrz Nysy Janusz Sanocki założył konkurencyjną dla WOŚP fundację "Nysa Dzieciom" i teraz chce ją rozszerzyć na cały kraj pod hasłem "Polska Dzieciom". Co o tym myślisz?
- Nie znam tej inicjatywy i nie oceniam jej. My robimy swoje już 10 lat, ucząc się na błędach. Ale może to będzie fajny pomysł. Ktoś 10 lat temu też powiedział: "Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy? Za długa nazwa...". A później się okazało, że impreza przyjęła się i już. Może być jednak i tak, że pan Sanocki chce po prostu zaistnieć w mediach. Dla swojej kariery. W Nysie go chyba tak bardzo nie kochają, skoro nie jest już burmistrzem.
- A ty sam ile zyskujesz, organizując WOŚP?
- To nie jest mój zawód. Jestem producentem programów telewizyjnych. Współpracuję z programem drugim TVP. Wcześniej miałem pracownię witraży. Na życie trzeba sobie zapracować. Jest taka idea, że jak politycy byliby dobrze sytuowani, to by nie kradli. Ale niestety często jest tak, że ludzie zajmują się polityką, żeby mieć możliwości dojścia do koryta.
- Orkiestra też stwarza możliwości... Sanocki na łamach wydawanego w Nysie tygodnika wylicza, że w waszych podanych w internecie rozliczeniach brakuje około 6-7 milionów dolarów.
- Taki ma zarzut? No to gratuluję mu. To równie absurdalne, jak gdybym zarzucił mu, że kradnie wycieraczki. Statut fundacji wyraźnie zakazuje, żeby czerpać z niej jakiekolwiek korzyści. Nie ma takiej możliwości. Nie możemy brać z niej nawet gadżetów, a w ogóle nie ma mowy o forsie. W fundacji, żeby wziąć jakiekolwiek pieniądze, muszą być dwa podpisy. A jest nas tam pięć osób: trójka lekarzy, ja i moja żona. Panu Sanockiemu zaproponowałbym, żeby popracował z nami tydzień. Żeby zobaczył, jak jest ciężko. Żeby przeczytał jeden z listów z prośbą o pomoc w postaci na przykład stu tysięcy dolarów na operację syna czy córki, bo inaczej dziecko umrze.
- I co się wówczas dzieje?
- Brutalnie mówiąc, dziecko umiera. My nie damy tych pieniędzy, bo nie możemy. Ale taki list trzeba przeczytać, odpisać odmownie i podpisać się pod tym imieniem i nazwiskiem. Takich próśb otrzymujemy rocznie ogromną ilość. Ludzie potem odpisują, że zawiedli się na nas.
- Nie czujecie się chyba z tym najlepiej...
- To jest koszt tej pracy. Orkiestra nie wiąże się tylko z popularnością, z tym, że ktoś do mnie podchodzi i mówi "O! Jurek! Siema, daj autograf". Stres jest ogromny. Nieraz sobie myślimy: Może rzeczywiście trzeba sobie dać pensje? Przecież w telewizji może być różnie. Ale na szczęście od 10 lat dajemy sobie radę, tak, że nie musimy działania w fundacji traktować jak zawodu.
- Jednak nie wszyscy chyba tak myślą, bo przecież ciągle się słyszy o różnych aferach związanych ze zbiórką pieniędzy dla Orkiestry.
- Jesteśmy ekipą, która nad wszystkim panuje. Mamy wszystkich zajmujących się finałem wbitych w komputer i czasem okazuje się, że ktoś się z nami niesolidnie rozliczył. Wtedy takiemu komuś dziękujemy. Zawsze tak będzie i mówiłem to od początku. To nie jest tak, że Orkiestrą zajmuje się sto tysięcy idealnych osobowości.
- Wyciągacie wobec nich jakieś konsekwencje?
- Konsekwencje są takie, że tym osobom już nie pozwalamy robić Orkiestry. Ścigamy ich też, piszemy do nich listy itp. W tym roku mieliśmy 843 sztaby. Rok temu było 500. To świadczy o tym, że ciągle znajdują się nowi luzie, którzy chcą coś robić.
- A z jakimi przekrętami najczęściej macie do czynienia?
- Nie mamy ewidentnych przekrętów. Określamy natomiast granice wydatków na finał WOŚP. Na przykład nie akceptujemy tego, że ktoś wydaje pieniądze z puszki na pokaz sztucznych ogni itp. Jak ktoś coś zrobi źle, to ludzie od razu to zauważą i dzwonią do nas. Jest kilka osób w Polsce, które organizowały Orkiestrę, a teraz kojarzone są bardzo źle. Ale oni sami sobie na to zapracowali.
- A byliście kiedykolwiek kontrolowani?
- Dwa lata temu mieliśmy kontrolę z Urzędu Skarbowego. Mieli jakiś donos. Przyjechali z Radomia, zupełnie bez uprzedzenia. Gdybym miał coś na sumieniu, to nawet nie zdążyłbym nic schować. Siedzieli u nas dwa tygodnie, a druga kontrola, która przyszła po nich godzinę później, zabrała się za sprawdzanie mojej firmy.
- To znaczy tej produkującej telewizyjne programy?
- Tak. To byli tacy smutni panowie i bardzo zasadniczy. Powiedziałem im, że będzie łatwiej pracować nie u mnie w domu, gdzie mam firmę zarejestrowaną, tylko w fundacji, gdzie trzymam wszystkie dokumenty.
- I jaki był efekt?
- Nie było ani jednego zarzutu. Nie chodzi o to, że nam nic nie udowodniono. Po prostu nie było zarzutu. Znajdźcie mi w Polsce firmę, która prowadzi tak ogromną działalność jak WOŚP i wychodzi z kontroli w ten sposób.
- Mówili, czego konkretnie szukali w WOŚP?
- Jakichś powiązań pomiędzy moją firmą a fundacją. Na przykład, że WOŚP zleca coś mojej firmie telewizyjnej. Nigdy tego nie robiliśmy.
- Ale chyba miałeś kilka pokus...
- Wiesz, gdybym miał 25 lat, to może bym zwariował od tego, że wszystko tak fajnie idzie. Może bym zgłupiał i rzeczywiście bym tę kasę wydał nie tak jak trzeba. Ale będąc dorosłym człowiekiem mam już pewną samoocenę. Jak ty to sobie wyobrażasz? Skroję kasę i co? Żeby ludzie kopali mnie później w ryja na każdym rogu? Teraz wszyscy, no prawie wszyscy, są do mnie pozytywnie nastrojeni. Zapracowanie sobie na dobrą opinię w tym kraju, gdzie nie brakuje oszołomów i złodziei, jest więcej warte od milionów złotych.
- Co byś chciał przekazać młodym Opolanom?
- Miejcie marzenia. Nigdy mi się nie wydawało, że mnie w życiu spotka tyle dobrego i ciekawego. Nigdy nie myślałem, że mnie, faceta, który nie zrobił matury, nie zna żadnego języka obcego, ba, nawet krzyżówki nie potrafił nigdy całej rozwiązać, a z wypełnieniem każdej ankiety ma ogromny problem, bo nie bardzo łapie o co chodzi w tych rubryczkach, że mnie coś takiego spotka. Miejcie marzenia, bo wszystko się może spełnić. Zawsze marzyłem, żeby gdzieś w okolicach Głuchołaz przyjechała do mnie "Nowa Trybuna Opolska". No i proszę, przyjechała. Podchodzi facet mówi cześć, jestem z "NTO". No nic, tylko złożyć ręce i podziękować dobrym aniołom, że tak się dzieje. Bądźcie dzielni. Nie dajcie się temu, co was otacza, co jest krzywe i brzydkie. Bądźcie piękni i ładni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska