Osaczeni przez zaspy

Gwo, Edh, Af, Emka, Tjw
Jeszcze wczoraj przez zwały śniegu nie sposób było się przebić do wielu miejscowości w południowych rejonach Opolszczyzny. Nie docierała do nich komunikacja, mieszkańcy nie mogli dostać się do pracy, a dzieci na lekcje.

Jest tragicznie, ponieważ od pięciu dni jesteśmy zewsząd otoczeni zaspami - mówi Helena Banaś, sołtys Posucic, w gminie Branice. - Owszem, pługi chodziły, ale wiatr na nowo nawiewał śnieg na drogi.
Żeby proboszcz z oddalonej o 2 km Wódki mógł w Posucicach odprawić mszę, drogę torowała mu koparka. Przebywający na przymusowych urlopach osoby nie wytrzymują nerwowo. Jeżeli tylko w kierunku Michałkowic przejedzie ciężki ciągnik, bardziej odważni podążają za nim swoimi samochodami do Branic. Wykorzystując takie koleiny, mąż pani sołtys z Posucic wczoraj rano wybrał się swoim autem do pracy w Głogówku. Ale ci, co w środę skorzystali z takiej możliwości, do domu wracali pieszo. Ich samochody bowiem ugrzęzły w śniegu.
- Dobrze chociaż, że ze świąt pozostały zapasy żywności i tylko dlatego nie grozi nam głód - cieszy się Adolf Kłodziński, sołtys odciętych od świata Jędrychowic, w gminie Branice. - Prowadzący sklep ma problemy z jego zaopatrzeniem, ale na szczęście okrężną drogą dowozi świeży chleb.

Drogę z Jędrychowic do głównej, lepiej utrzymanej trasy Głubczyce - Dzierżkowice w środę i wczoraj torowały ciągniki Kombinatu Rolnego z Głubczyc, które dowoziły paszę dla bydła w swojej oborze.
- W czwartek rano pod śniegiem znajdowało się jeszcze dziesięć wsi gminy - zaznacza Józef Małek, wójt Branic. - Jak najszybciej musieliśmy odśnieżyć trasę z Boboluszek do Branic, aby dowieźć obiady dla 85 podopiecznych domu pomocy społecznej.
Dopiero wczoraj o godz. 13 przywrócono łączność telefoniczną, przerwaną w środę wieczorem w kilku wsiach leżących w południowej części branickiej gminy. W czwartek wieczorem z telefonów mogli również korzystać mieszkańcy Ludmierzyc (gmina Kietrz). Nie mieli łączności całą dobę.
Wyposażone w pługi ciągniki Kombinatu Rolnego z Kietrza doprowadziły do przejezdności drogę z Lubotynia do Dzierżysławia. Pozostawała w zaspach kilka godzin. Wystarczył telefon sołtysa Lubotynia Andrzeja Bednarskiego i sprzęt kombinatu pojawił się na zasypanej jezdni.
- Gdyby nie zrozumienie i dobra wola kietrzańskiego kombinatu w Boże Narodzenie i Nowy Rok, mieszkańcy uwięzieni byliby we wsi. Jesteśmy wdzięczni za bezinteresowne przyjście z pomocą - dodaje sołtys Andrzej Bednarski.

Przez dwie doby mieszkańcy Czarnosina, Dolnej i Zalesia Śląskiego w powiecie strzeleckim byli odcięci od świata kilkumetrowymi zaspami śniegu.
Wczoraj po południu ciężki sprzęt odśnieżający przedarł się do tych miejscowości. - Na razie droga jest odsłonięta na szerokość jednego samochodu ale w końcu da się przejechać - relacjonował Jerzy Mrachacz, sołtys Czarnosina.
Ci, którzy wyruszyli autami dzień wcześniej, utknęli w zaspach. Swoje auta zepchnęli na pobocza, w obawie przed staranowaniem ich przez spychi-koparki, wybierające śnieg. Wczoraj za Dolną, na polach, stały trzy takie auta. - Droga wyglądała jak zamarznięte fale: w niektórych miejscach prześwitywała wywianym przez wiatr śniegiem, w innych nawiało nawet po trzy metry - opowiadał Rudolf Plachetka, sołtys Dolnej.Mieszkańcy pozbawieni świeżego pieczywa dzielili się między sobą noworocznymi zapasami. - Chleb dostarcza do nas obwoźny sprzedawca we wtorki, czwartki i soboty. Wczoraj po południu mógł już dojechać. Do tej pory wystarczyło to, co kupiłam na sylwestra - mówił pani Gizela, mieszkanka Czarnosina.
Problemy mieli kierowcy, którzy chcieli przedrzeć się trasą wojewódzką z Kalinowa do Gogolina. - Oczyszczanie dróg wojewódzkich na terenie powiatu przebiega nieskładnie. Podlegają one pod dwie dyrekcje w Oleśnie i Głubczycach, którym brak koordynacji pracy - twierdzi Józef Swaczyna, członek zarządu powiatu odpowiedzialny za utrzymanie porządku na drogach. Jego zdaniem, za ten atak zimy starostwo zapłaci około 50 tys. złotych.

Po środowej śnieżnej nawałnicy, która dotknęła również powiat brzeski, wczorajszy dzień był już dużo spokojniejszy. Zalegający śnieg utrudniał jednak komunikację na kilku powiatowych drogach: m.in. na odcinku Jasiona - Łosiów w gminie Lewin Brzeski oraz Wierzbno - Gałążczyce - Gnojna w gminie Grodków.
- W środę ludzie szli na pociąg piechotą, polami, bo droga była całkowicie nieprzejezdna - mówiła nam Grażyna Jankowska, sołtys Jasiony. - Mąż wyszedł o czwartej rano i przyszedł z pracy o 23. Dzieci w ogóle nie poszły do szkoły, a jeszcze dzisiaj zastanawialiśmy się, czy nie zawieźć córki do Łosiowa traktorem.
- Jeszcze wczoraj rano z powodu zalegającego śniegu do Jasiony nie dotarł autobus brzeskiego PKS. Jak się okazuje, zima nie zawsze utrudnia dojazd - w Gałążczycach właśnie o tej porze roku przejezdna jest jedna z polnych dróg prowadząca w kierunku Grodkowa. - Ta droga jest otoczona lasami i kiedy nawierzchnia zamarznie, to tędy łatwiej się jedzie niż przez Wierzbno czy Sulisław - twierdzi sołtys Franciszek Wierzycki. - Dlatego będziemy się starali, żeby w przyszłości pokryć ją asfaltem.

W powiatach nyskim i prudnickim
z powodu fatalnych warunków atmosferycznych ogromne kłopoty z dotarciem do potrzebujących miały służby medyczne. Karetki pogotowia nie zdołały dojechać na czas do dwóch porodów, mieszkanki Kałkowa i Łambinowic w powiecie nyskim musiały więc urodzić w domu. Jak udało nam się dowiedzieć, w Łambinowicach akcja porodowa trwała od 1.00 w nocy do 4.30, a oprócz pielęgniarek, które odebrały poród, uczestniczył w niej także... miejscowy strażak. Na szczęście, dzięki zaangażowaniu wszystkich obecnych, obyło się bez poważniejszych komplikacji i szczęśliwa, choć zmęczona, matka z synem została około 10.00 rano przewieziona do Szpitala Miejskiego w Nysie. Z informacji, jakie przekazał "NTO" Aleksander Pacławski, sołtys Kałkowa, także drugi poród, chociaż pośladkowy, przebiegał bardzo sprawnie, a zdrową córeczkę odbierał dumny ojciec. - Wszystko działo się przed piątą nad ranem, wody odeszły momentalnie, więc nawet nie zdążyli wezwać pogotowia - relacjonuje sołtys. - Ale i tak karetka by nie przejechała, takie były zaspy.
Matka z dzieckiem około 14.00 została przywieziona do nyskiego szpitala.
W powiecie prudnickim wczoraj odcięte od świata były wsie Józefów, Czyżowice, Kolnowice, Śmicz i Zwiastowice, drogowcy więc koncentrowali swoje wysiłki na tym, by odśnieżyć dojazdy do każdej z tych miejscowości. Pracy nie ułatwiały ponaddwuipółmetrowe zaspy, z którymi nie można się uporać w żaden inny sposób, jak tylko przerzucając kilkaset ton śniegu w inne miejsce.

W powiecie oleskim niemalże wszystkie główne drogi pozamieniały się w otulone zaspami i śliskie do granic możliwości jednopasmówki, natomiast większość dróg wiejskich była nieprzejezdna. Około godz. 10.00 drogę wojewódzką z Opola do Olesna zatarasowała na dwie godziny ciężarówka, która wskutek poślizgu utknęła w zaspie w poprzek jezdni. W efekcie powstał kilkukilometrowy korek i kierowcy, którym zależało na czasie, zmuszeni byli zawracać do oddalonego o kilkanaście kilometrów rozwidlenia i ruszyć do celu objazdem, przez Kluczbork.
Tak jak przedwczoraj, nie kursowały autobusy. Toteż gros dzieci z podoleskich wsi nie miało jak dotrzeć do szkół, natomiast niektórzy z dorosłych - do pracy.
Ponieważ nie dorobiliśmy się własnego auta, już drugi dzień nie mamy się jak stąd wydostać - poskarżyła nam się usuwająca akurat sprzed obejścia śnieg rodzina Respondkóww z Wędryni.
Rolnicy w odciętych od świata wsiach powiatu oleskiego na próżno czekali na pracowników mleczarni, mających odebrać od nich mleko. - Bańki stoją już przed domami od środy. Chociaż rano obiecali mi w mleczarni, że dzisiaj je odbiorą. Tymczasem minęła już siedemnasta, a nikt się jeszcze po nie zgłosił - denerwowała się sołtys Łowoszowa Renata Głąb.

Wczoraj wieczorem w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim utrudniony był dojazd do kilku miejscowości w gminach Polska Cerekiew, Pawłowiczki i Reńska Wieś. Przez kilka dni mogły do nich dojeżdżać jedynie traktory albo auta z wysokim podwoziem. Samochody osobowe grzęzły w śniegu.
- Ale jakoś sobie radzimy - mówi Renata Obajtek z zasypanych śniegiem Przedborowic. - Ciągnikiem jeździmy do sklepu i kupujemy najpotrzebniejsze rzeczy w pobliskich Gierałtowicach. Tylko co z tego, skoro brakuje tam w sklepie chleba, bo go nie dowieźli z piekarni.
- Jesteśmy zakurzeni z jednej i drugiej strony - opowiadała rano Maria Pawelka, sołtys Przedborowic. - Z żywnością jakoś sobie radzimy, bo każdy ma coś z pola. Pieczemy na przykład placki ziemniaczane, a chleb mają nam dowieźć.
Podobnie radzili sobie mieszkańcy innych odciętych od świata miejscowości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska