Oskarżeni w sprawie wypadku w Intersilesii McBride stanęli przed sądem

fot. Radosław Dimitrow
Na ławie oskarżonych zasiedli szeregowi pracownicy. Ojciec zmarłego Łukasza, uważa, że powinno tutaj zasiąść również kierownictwo firmy.
Na ławie oskarżonych zasiedli szeregowi pracownicy. Ojciec zmarłego Łukasza, uważa, że powinno tutaj zasiąść również kierownictwo firmy. fot. Radosław Dimitrow
W Strzelcach Opolskich ruszył proces w sprawie śmierci 19-letniego pracownika. Zarzuty usłyszały 4 osoby. - Ale ława oskarżonych powinna być dłuższa - uważa ojciec chłopaka.

Do wypadku w Intersilesii McBride doszło w czerwcu ub. roku. Feralnego dnia 19-letni Łukasz pracował na maszynie, na której odlewał plastikowe butelki.

W pewnym momencie urządzenie stanęło, bo w środku zaklinowało się jedno z opakowań. Łukasz otworzył drzwi, żeby usunąć je z mechanizmu. Gdy wszedł do środka urządzenie niespodziewanie ruszyło przygniatając go.

Jak ustaliła prokuratura do wypadku doszło, bo Tomasz S., kierownik działu produkcji opakowań, nakazał wymontować z urządzenia czujniki bezpieczeństwa (wcześniej doszło do awarii).

Dziś usłyszał on zarzut naruszenia zasad BHP, czym nieumyślnie doprowadził do śmierci pracownika. Za ten czyn grozi mu kara 5 lat więzienia. Na ławie oskarżonych zasiedli także Gerard F., który bezpośrednio majstrował przy urządzeniu oraz Piotr P., brygadzista na zmianie którego doszło do wypadku. Obu mężczyznom za narażenie na utratę życia i naruszenie przepisów BHP grozi kara do 3 lat więzienia. W sądzie był także obecny Mariusz D., który po wypadku zacierał ślady.

Zanim rozprawa się zaczęła ojciec zmarłego chłopaka stwierdził, że na ławie oskarżonych powinni zasiąść nie tylko szeregowi pracownicy, ale także kierownictwo wyższego szczebla. Chciał, by prokuratura uzupełniła akt oskarżenia.

- Prokuratura nie zauważyła, że kierownictwo stworzyło w zakładzie system powszechnego wyzysku pracowników wbrew wszelkim zasadom BHP - mówił Jan Tomal. - Pominęła także fakt, że Łukasz wykonywał pracę na skomplikowanym urządzeniu bez przeszkolenia, w oparciu tylko o umowę-zlecenie.

Prokurator uzasadniała, że przeprowadzone dochodzenie dotyczyło tylko okoliczności wypadku, a nie całości funkcjonowania zakładu. Sąd odrzucił wniosek ojca.
Tomasz S. przyznał się częściowo do winy. Stwierdził, że decyzję o wymontowaniu zabezpieczenia podjął, bo był pod ogromną presją.

- Zostałem do tego zmuszony przez mojego przełożonego Andrzeja K., który stwierdził, że maszyna musi cały czas pracować - dodał Tomasz S.

Z odczytanych przez sąd wyjaśnień, które S. złożył wcześniej wynikało, że kierownictwo wyższego szczebla wiedziało o tym, że maszyna jest niesprawna. Nie chciano jednak wstrzymywać produkcji.

Pozostali oskarżeni nie przyznali się do winy. Odmówili też składania wyjaśnień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska