Targi nto - nowe

Oskarżony wyproszony z Sali

Maciej T. Nowak [email protected]
- Marek nie mówił wprost, że kogoś zabił. Powiedział natomiast, że: "i tak nie znajdą narzędzia zbrodni" - stwierdził Łukasz M.

Wczoraj w Sądzie Okręgowym w Opolu odbyła się kolejna rozprawa w procesie braci Marka i Jacka J., którym prokuratura zarzuca zamordowanie w Niemczech trzech kobiet.
Jako pierwszy zeznawał Leszek Pokutycki, biegły z zakresu daktyloskopii Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. Wyjaśniał techniki badania odcisków palców. Na miejscu zbrodni znaleziono bowiem odciski palców należące do braci J. Obok zwłok Ursuli L. leżała kartonowa okładka na nóż. Na niej odkryto odciski kciuka i środkowego palca lewej ręki, które odpowiadają odciskom Jacka J.
Natomiast w mieszkaniu zamordowanej Karin L., na regale i na szybie drzwi wejściowych znaleziono odciski palca Marka J.
Po biegłym zeznawali dwa mężczyźni, których na rozprawę doprowadzono z Zakładu Karnego nr 2 w Strzelcach Opolskich. Obaj przed przesłuchaniem musieli złożyć przyrzeczenie, że będą mówili prawdę. 20-letni Łukasz M. siedział w jednej celi z Markiem J. "Nie pamiętam" - to była najczęściej udzielana przez niego odpowiedź. Jednak mimo słabej pamięci powiedział wiele istotnych dla sprawy rzeczy. M. zeznał, że Marek J. opowiadał mu jak z bratem pracował w Niemczech, gdzie m.in. budował płot. Mówił też, że jest niewinny.

Świadek powiedział wczoraj, że z zachowania Marka J. wywnioskował, iż mógł on popełnić to zabójstwo. Wg Łukasza M. wskazywało na to: budzenie się w nocy z krzykiem, wyłączanie radia, gdy mówiono o tej sprawi czy grożenie mu.
- Marek nie mówił wprost, że kogoś zabił. Powiedział natomiast, że "i tak nie znajdą narzędzia zbrodni" - zeznał Łukasz M. - Wydaje mi się, że Marek wie, kto popełnił zbrodnię i mógł w niej uczestniczyć.
Łukasz M. opowiedział też, że jak współosadzony zapytał Marka J. o morderstwo, to ten odparł zdenerwowany, żeby się zamknął, "bo poleci czwarty baniak" (w żargonie więziennym to głowa - przyp. red.).

Marek J. zdenerwował się, gdy świadka zaczął przepytywać prokurator. - Proszę zapisać w protokole, że prokurator sugeruje odpowiedzi - mówił podniesionym głosem. Sędzia upomniała go. Przy kolejnym wybuchu, gdy Marek J. zarzucił świadkowi gadanie bzdur, sędzia nakazała mu opuszczenie sali.
Świadek nie pamiętał, czy obiecano mu coś w zamian za składanie zeznań. Później przyznał, że policjanci mówili mu, że dostanie za to mniejszy wyrok w swojej sprawie.
Później przesłuchiwano kolejnego świadka doprowadzonego w kajdankach - Marcina S. Nie rozpoznał żadnego z oskarżonych, ale kojarzył nazwisko J., a o całej sprawie słyszał od Łukasza M.
Gdy odczytano jego zeznania, okazało się, że miał więcej do powiedzenia w tej sprawie. Otóż w zakładzie karnym w Strzelcach przez pewien okres spacerował razem z Markiem J. i przebywał z nim w świetlicy. J. zapytany przez niego, czy zabił, miał odpowiedzieć: "żeby nie zdechła moja żona i dziecko musiałem coś zrobić". Odpowiedź ta poprzedzona byłą rozmową o kłopotach finansowych jego rodziny. Marcin S. przyznał, że czasami przesłuchujący nakierowywał go na odpowiedzi.
Przypomnijmy, że pochodzących z Głuchołaz braci J. prokuratura oskarżyła o popełnienie potrójnego zabójstwa na ranczu Bosenhof w Niemczech, 22 września 2000 r. W ciągu 15 minut, uderzając w głowę tępym narzędziem, a następnie podrzynając gardła, mieli oni zabić na zlecenie trzy kobiety. Teraz grozi im dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska