Osłabianie waluty przez kolejne państwa sprawia, że mamy efekt domina

Edyta Hanszke
Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion.
Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion. Bartlomiej Ryzy
Nawet średnio zorientowany wie, że taka panika najczęściej poprzedza zwrot na rynkach i wzrosty - mówi Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.

W poniedziałek, w ciągu jednego dnia, z giełd na całym świecie wyparowało ponad 2,7 biliona dolarów. To efekt paniki inwestorów w Chinach. Co tam się stało? Sygnały o spowolnieniu chińskiej gospodarki docierały do nas już od jakiegoś czasu. 11 sierpnia rząd chiński zdecydował się na osłabienie juana przez cięcie stóp procentowych. Śladem Chin poszedł Wietnam, a potem Kazachstan, które też przeceniły swoje waluty. Wcześniej robiły to Stany Zjednoczone, Japonia i Unia Europejska. Opóźnioną reakcją decyzji rządu chińskiego był spadek azjatyckich indeksów giełdowych, a potem także światowych, co przypominało o trwającej wojnie walutowej.

Czemu służy taka wojna walutowa między państwami?
Wzmocnieniu konkurencyjności gospodarki danego państwa, co jest istotne szczególnie w przypadku krajów opierających się na eksporcie - np. przy stawce 20 złotych za godzinę i kursie 1 dolara równego 4 zł pracujemy za 5 dolarów na godzinę, gdyby dolar kosztował 8 złotych, to pracujemy za 2,5 dolara. Im taniej więc uda się coś wytworzyć na eksport, tym bardziej konkurencyjna jest gospodarka danego kraju. Dlatego montownie przeniosły się do Chin, Wietnamu czy Bangladeszu. Osłabianie waluty przez kolejne państwa w tak zwanym „wyścigu do dna” sprawia, że mamy swoisty efekt domina.

I w tej układance z giełd wyparowują miliardy?
Z giełdami jest tak, że raz jest hossa, czyli wzrosty, a raz bessa, czyli spadki. Na rozwiniętych giełdach spadki rzędu 10-20 procent, jakie notujemy w tych dniach, nie są czymś nietypowym. Nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby doświadczony gracz giełdowy sprzedawał akcje wtedy, kiedy indeksy nurkują. Nawet średnio zorientowany wie, że taka panika najczęściej poprzedza zwrot na rynkach i wzrosty.
Brzmi to uspokajająco...
To moja analiza sytuacji na teraz. Co będzie dalej, trudno jednak przewidzieć.

Jak na sytuację na świecie zareagowali polscy inwestorzy na warszawskiej giełdzie?
Nasz rynek od 2011 roku jest w niełasce i podczas gdy na innych giełdach indeksy od 6 lat rosły, u nas notowaliśmy spadki, np. indeks WIG 20 (wartości portfela akcji 20 największych spółek notowanych na Głównym Rynku GPW w Warszawie - red.) spadł z maksymalnych 3900 punktów do nieco ponad 2000 w dniu wczorajszym.

Doświadczeni gracze potrafią zachować w takich sytuacjach zimną krew. Co mają robić ci, którzy np. ulokowali pieniądze w funduszach powiązanych z rynkiem kapitałowym?

Nie powinni nic robić, bo po takich przecenach zwykle jest odbicie. Oczywiście, o ile nie ma dojść do krachu, ale niewielkie osłabienie juana nie może być przecież prawdziwą przyczyną krachu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska