Osobowość Roku 2019. Leszek Kois. W środowisku mówią na niego „adwokat psich diabłów”

Miłosz Bogdanowicz
Miłosz Bogdanowicz
Czytelnicy Nowej Trybuny Opolskiej docenili w Leszku Koisie to, że od wielu lat nieprzerwanie pomaga zwierzętom odrzuconym przez ludzi, a także odnajduje osoby zaginione. Wszystko to czyni za psie „hau” i ludzkie „dziękuję”. W Świerczowie pod Namysłowem prowadzi wraz z żoną Chatę Leona. To miejsce szkolenia psów, ale i dom dla wyklętych przez ludzi czworonogów.
Czytelnicy Nowej Trybuny Opolskiej docenili w Leszku Koisie to, że od wielu lat nieprzerwanie pomaga zwierzętom odrzuconym przez ludzi, a także odnajduje osoby zaginione. Wszystko to czyni za psie „hau” i ludzkie „dziękuję”. W Świerczowie pod Namysłowem prowadzi wraz z żoną Chatę Leona. To miejsce szkolenia psów, ale i dom dla wyklętych przez ludzi czworonogów. arch. prywatne
Leszek Kois szkoleniem psów zajmuje się od blisko 25 lat. W swojej karierze ocalił też przed uśpieniem kilkaset agresywnych czworonogów. Tam, gdzie inni specjaliści bezradnie rozkładają ręce, on wykazuje się spokojem i nie lada odwagą.

Psy towarzyszą panu od dawna. Jest pan zoopsychologiem, trenerem psów, biegłym sądowym z zakresu kynologii. To praca na styku człowieka i zwierzęcia. Z kim trudniej się pracuje - czworonogiem czy jego właścicielem?

Z pewnością z człowiekiem. Mając tak długi staż pracy z psiakami, jestem w stanie je zrozumieć, przewidzieć ich zachowanie, okiełznać je. Wiem, kiedy pies jest przyjaźnie nastawiony, a kiedy coś kombinuje. Zachowania ludzkie, mimo znajomości psychologii, trudniej przychodzi mi zrozumieć. Zwłaszcza jeśli mówimy o łatwości w skazaniu psów na śmierć.

To trzon pana działalności - ratowanie psów, które są określane jako te brutalne, nierzadko gryzące dzieci. Zwierzęta, które jednego dnia są rodzinnymi maskotkami, a kolejnego określane jako drapieżne bestie. Dlaczego pan je ratuje?

Niepojęte dla mnie jest to, z jaką łatwością szafujemy życiem zwierząt. Zwierząt, które przecież często latami towarzyszą nam w dobrych i złych chwilach. Są członkami naszych rodzin, karmimy je, dbamy o nie, bawimy się z nimi, idziemy razem przez życie wiele, wiele lat. A potem z dnia na dzień potrafimy albo przywiązać psa do drzewa w lesie, bo jedziemy na urlop, albo uśpić go, bo kogoś pogryzł, choć „był takim kochanym pieskiem”.Psy bardzo często mamy za darmo, nic nas nie kosztuje ich nabycie, a to powoduje, że łatwo się ich wyzbywamy. Gdybyśmy musieli za nie zapłacić, jak na przykład za samochód, nasze myślenie byłoby zupełnie inne. Dziś pozbywamy się „problemu”, a ojciec nauczył mnie, że zepsutych rzeczy się nie wyrzuca, tylko naprawia. Ja tę maksymę stosuję w odniesieniu do psów. Można powiedzieć, że daję im drugą szansę.

...bo „jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy?”

Dokładnie tak! Bardzo często, gdy badamy sprawy pogryzień przez psy, okazuje się, że to człowiek do tego doprowadził, sprowokował zwierzę do tego. Czy pan byłby zadowolony, gdybym do pana podszedł i poklepał go po głowie?Wątpię. Albo czy chciałby pan, bym robił na pana grzbiecie „hopa-hopa”?Jasne, że nie!Ijestem przekonany, że dałby pan temu wyraz. I to samo robi też zwierzę. Gdy nie potrafimy odczytać innych sygnałów zniecierpliwienia psa, jak choćby ziewanie czy oblizywanie się, dochodzi do nieszczęścia. A my, dorośli, często utwierdzamy dzieci w przekonaniu, że psy to maskotki - można je ściskać, tarmosić, krzyczeć na nie, grzebać w ich misce. W końcu pies nie wytrzymuje i mamy nieszczęście.

Często też zwraca pan uwagę na to, że u psów również występują problemy z hormonami, co także może prowadzić do agresji...

Wystarczy choćby niedoczynność tarczycy, powodująca sinusoidę hormonalną i idące za tym wahania nastroju. Człowiek ze złym samopoczuciem powie drugiemu „idź sobie, nie chcę dziś z nikim rozmawiać”. Pies denerwuje się inaczej, a właściciele, jak już wspomniałem, często nie potrafią wyłapywać tych sygnałów i wtedy jest kłopot. Ale to nie jest tak, że pies stał się diabłem wcielonym. Choć w środowisku trenerów psów o mnie i moich ludziach mówi się, że jesteśmy adwokatami tych diabłów. Ale bardzo dobrze nam z takim przydomkiem!

Jak więc wygląda praca z takimi „diabłami”?

W Świerczowie pod Namysłowem prowadzimy wraz z żoną Chatę Leona. To miejsce szkolenia psów, ale i dom dla wyklętych przez ludzi czworonogów. Praca z tymi drugimi zaczyna się od wzajemnego poznania się, przebywania ze sobą, obserwacji. Ja uczę się psa, a pies uczy się mnie. Godzinami siedzę pod ich kojcami, by zobaczyć, dlaczego i w jakich sytuacjach są agresywne, kiedy chcą zaatakować, w jaki sposób. One, tak jak i ludzie, może kojarzyć - zarówno negatywnie, jak i pozytywnie - pewne odruchy, zachowania, zapachy, dźwięki. Zatem każdemu psu poświęcam tygodnie, a czasem nawet miesiące, by zdobyć jego zaufanie. I, proszę mi wierzyć, tu nie ma miejsca na znudzenie, niechęć, pracę na odwal się. Pies od razu to wyczuje i setki godzin pracy spełzną na niczym. Tu naprawdę trzeba chcieć zawalczyć o każdego czworonoga.

Poza resocjalizowaniem psów oraz ich tresurą zajmuje się pan również profilaktyką związaną z nimi. Na czym ona polega?

Na tym, o czym mówiłem wcześniej: nauce zachowań psa już od najmłodszych lat. Chodzimy do szkół oraz przedszkoli na bezpłatne prelekcje i pokazujemy, czego nie robić względem psa, by nas nie zaatakował, jak choćby dotykanie po łbie czy chwytanie za ogon. Uczymy też prawidłowego zachowania, gdy już nie da się nic zrobić i pies gryzie. Każdy z naszych instruktorów przynajmniej raz w roku bierze również udział w akcji „Szkolenie za jedzenie”. Krótko mówiąc: ty przekazujesz datek organizacji prozwierzęcej, my szkolimy twojego pupila za darmo.

Do tego jest pan szefem Opolskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej. Czym się zajmujecie?

5 lat temu pomyślałem, że skoro i ja, i wiele osób wokół mnie potrafimy pracować z psami i wykorzystywać ich zmysł powonienia, to możemy wykorzystać te umiejętności do pomagania innym. Tak powstała nasza grupa, która pomogła w odnalezieniu wielu osób. Używamy do tego ludzi, psów oraz nowoczesnego sprzętu do lokalizacji czy quada. Pracowaliśmy nie tylko w Polsce, ale i w Szwajcarii czy na włoskim lodowcu. Jak więc widać, udało mi się połączyć bezgraniczną miłość do psów i zaufanie do nich z możliwością ratowania ludzkiego życia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska