Książka musi pasować do człowieka, a człowiek do książki. Człowiek Roku 2019 w plebiscycie NTO w dziedzinie kultury - Zygmunt Raba, księgarz z Głuchołaz - od 34 lat zajmuje się „dopasowywaniem” ludzi i książek.
Nałogowym czytelnikiem został jako nastolatek, w połowie lat siedemdziesiątych. Po maturze, gdy zaczął zarabiać pierwsze pieniądze, nagminnie przesiadywał w przytulnej księgarni w Głuchołazach. Dzięki zamiłowaniu do książek szybko poznał się z kierowniczką księgarni, która zostawiała mu ulubione pozycje: poezję, filozofię, eseje, powieść. W stanie wojennym musiał nawet napisać oficjalne podanie do dyrekcji państwowego przedsiębiorstwa Dom Książki w Opolu, z prośbą o odkładanie wybranych tytułów. Tak na wypadek kontroli Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej, bo ta wszędzie w handlu tropiła spekulantów, wykupujących chodliwe towary.
W 1986 roku kierowniczka księgarni zmarła, a Zygmunt Raba zgłosił swoją kandydaturę na wiadomość, że poszukiwana jest nowa osoba na to stanowisko. Wcześniej jako absolwent Technikum Weterynaryjnego zawodowo zajmował się zupełnie innymi rzeczami. - Kiedy zobaczyłem to ogłoszenie, stwierdziłem, że może to jest moja szansa - wspomina po latach.
- Pojechałem do państwowego Domu Książki w Opolu i powiedziałem, że jestem zainteresowany. Bardzo się dziwiono, dlaczego z moimi zarobkami w rolniczej spółdzielni chcę iść na stanowisko, gdzie się zarabia połowę mniej - dodaje. Dostał tę pracę, bo dwie panie z personelu księgarni w Głuchołazach poświadczyły, że jest od lat stałym klientem i zna się na rzeczy. - Poczułem się od razu innym człowiekiem - wspomina. - Wstawanie do pracy stało się dla mnie wielką przyjemnością.
Książki były w tym czasie chodliwym towarem, po który ustawiały się kolejki. Sprzedawało się prawie wszystko, tylko propagandowe nie szły.
W Głuchołazach sprzedawano najbardziej wyszukaną i wymagającą literaturę, co stale budziło zdziwienie władz państwowej firmy. Dużo w tym było zasługi nowego kierownika, który znał klientów i dbał o dobre zaopatrzenie.
Księgarz na swoim
W 1990 roku władze miejskie wystawiły lokal księgarni na Rynku do dzierżawy. Zygmunt Raba zdecydował się założyć własną działalność i otworzyć swoją księgarnię, w tym samym miejscu co poprzednia, z tym samym personelem.
Opolski Dom Książki zostawił mu pusty lokal. Nie pozwolił zatrzymać ani jednej książki.- Jako pierwszy towar wprowadziłem prywatne książki z własnych zbiorów, żeby nie straszyć pustymi półkami – wspomina pionierskie lata.
Pożyczał po rodzinie samochód, starą „nyskę” i razem z kolegą, który otworzył księgarnię w Nysie, zaczęli jeździć na wyprawy po książki.
- Początkowo nie było prywatnych hurtowni, nie było skąd brać książek – wspomina.
- Jeździliśmy do państwowej składnicy księgarskiej, a jej dyrektorzy domagali się łapówek za towar. I to w walutach, bo inflacja wtedy była okropna. Trzeba było szybko kupować i sprzedawać, żeby następnego dnia mieć pieniądze na kolejny wyjazd. Pierwsze hurtownie czy wydawnictwa powstały w prywatnych mieszkaniach, albo jeździło się wprost do drukarni i stamtąd brało ciepłe jeszcze książki. Regularnie kupowaliśmy w nocy na bazarze na stadionie w Krakowie, gdzie w budach też sprzedawali. Plusem było to, że w dzień można było iść do kina czy teatru. Nad ranem wracałem, zostawiałem książki pracownikom i znów w drogę do Wrocławia czy Krakowa.
Około 1997 roku rynek książki zaczął dołować. Nasycił się wydawnictwami. Hurtownie książek zaczęły plajtować, zaczęło się zamykanie księgarń. Problemy mieli wydawcy.
W 1998 roku Zygmunt Raba razem z kolegą z Nysy za ostatnie pieniądze wydali album fotograficzny o Nysie. Książka dostała nagrodę na Międzynarodowych Targach Turystycznych w Poznaniu. Niestety, sprzedaż nakładu trwała aż 17 lat.
Placówka na rubieży
- Dzięki romansom i sensacji, dzięki książkom kucharskim utrzymuję inne pozycje, które czekają czasem po kilka lat na swojego czytelnika - przyznaje Zygmunt Raba.
- Sprzedawanie takich książek, które ja lubię, jest jeszcze możliwe w dużych miastach, w ośrodkach akademickich, kulturalnych, naukowych. W miastach do 100 tysięcy ludzi nie ma już nawet antykwariatów. Nas ratuje pograniczne i turystyczne położenie Głuchołaz - zauważa.
Księgarz z Głuchołaz skończył niedawno 65 lat. Mógłby już przejść na emeryturę, ale wtedy najprawdopodobniej zasłużona księgarnia upadnie.
Kolejne problemy przyniosła ze sobą epidemia koronawirusa. - Od lat nie mam szczególnych zysków, ale się uparłem, żeby księgarnia istniała - mówi całkiem poważnie. - Z powodu epidemii książka ma się jeszcze gorzej. Wiele księgarni zawiesiło działalność. Ja ciągle jestem. Najbardziej mi żal odwołania Targów Książki w Warszawie. W tym roku Czesi mieli być tam specjalnymi gośćmi...
Książki i księgarnia dały mu jeszcze jedno: możliwość poznania wielu niezwykłych ludzi.
Przez lata przyjaźnił się z husyckim księdzem dr Havliczkiem, który tłumaczył na czeski polskie pozycje. Dyskutował o książkach z malarzem Jerzym Dudą-Graczem. Poznał szwedzką dziennikarkę, która pisała reportaże o krajach Europy Wschodniej. Trzy lata temu jego księgarnię odwiedził Krzysztof Mroziewicz, znany reporter PAP, korespondent wojenny, komentator.
- Przydałaby się moda, snobizm na książki. Może jeszcze znudzą się nam wygłupy i słabe komentarze celebrytów - mówi Zygmunt Raba.
- Dobrze, że ja już nie muszę się dorabiać i nie mam kredytów do spłaty. Mogę się spokojniej przyglądać rzeczywistości i tylko cierpię, patrząc, jak branża się zwija. Moja wytrwałość jest nagradzana spotkaniami z ludźmi, których interesuje coś więcej niż tylko zapewnianiem sobie dobrobytu. To mi daje radość.
Zobacz prace artystów sztuki współczesnej z całej Polski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?