Marsz rozpoczął się na parkingu przed "olejarnią", gdzie na wezwanie liderów Komitetu Obrony Praw Pracowniczych grupa około 100 osób zebrała się w oczekiwaniu na przyjazd syndyka masy upadłościowej "Kamy". Ponieważ ten telefonicznie odwołał swoją wizytę, pracownicy ruszyli w pochód przez miasto. Pod ratuszem spotkali się z przewodniczącym Rady Miejskiej Januszem Gilem, a przed urzędem miasta z burmistrzem Brzegu Wojciechem Huczyńskim i starostą Stanisławem Szypułą. Eugeniusz Zwierzchowski, szef komitetu, wręczył samorządowcom petycję, w której pracownicy domagają się od władz miasta i powiatu m.in. udzielenia zwalnianym pracownikom pomocy materialnej.
Zarówno starosta, jak i burmistrz deklarowali pomoc, informując m.in. o pieniądzach, które z Urzędu Wojewódzkiego mają trafić do brzeskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z przeznaczeniem dla zwalnianych pracowników zakładu. Burmistrz poinformował także o spotkaniach z przedstawicielem amerykańskiego inwestora, który jest zainteresowany kupieniem zakładu i uruchomieniem tu produkcji biopaliw.
- Jeżeli szybko nie znajdzie się inwestor, to ten zakład bez wznowienia produkcji drugiej zimy już nie przetrzyma - ostrzegali manifestujący pracownicy.
Ostatni dzwonek dla "Kamy"
Jar
Powiewając czarnymi flagami i niosąc trumnę z napisem "Kama Foods SA", kilkudziesięciu pracowników upadającego zakładu przemaszerowało wczoraj przez Brzeg.