Ostatni w kolejce

Redakcja
Opolszczyzna jest jedynym województwem, które nie ma rezonansu magnetycznego. Województwo śląskie ma 11 takich urządzeń, a sam Kraków - siedem.

Pacjenci z naszego regionu muszą jeździć na badania do innych ośrodków - Wrocławia, Gliwic i Katowic, czekać w długich kolejkach, co od razu stawia ich w gorszej sytuacji: opóźnia postawienie u nich właściwej diagnozy i rozpoczęcie odpowiedniego leczenia.
- Chociaż mamy w tych ośrodkach wykupione badania, to wiadomo, że i tak pacjenci z Opolszczyzny są ostatni w kolejce. Pierwszeństwo mają chorzy z ich terenu. Dlatego rezonans magnetyczny jest potrzebny u nas od zaraz - podkreśla dr Sławomir Janus, zastępca dyrektora Opolskiej Regionalnej Kasy Chorych ds. medycznych.

Stefan S. z podopolskiej miejscowości był przed dwoma laty pacjentem na oddziale neurologicznym. Podejrzewano u niego stwardnienie rozsiane, ale mogło to potwierdzić dopiero badanie za pomocą rezonansu.
- Najpierw musieliśmy się nachodzić, naprosić i nazałatwiać, żeby ojciec dostał skierowanie na to badanie - opowiada jego córka. - Bo rzekomo było niepotrzebne. A potem, po odczekaniu kilku tygodni w kolejce, musieliśmy sami zawieźć go do Gliwic, gdyż lekarz ustalił jedynie termin. Wynik też odbieraliśmy na własną rękę w późniejszym terminie, bo od razu go nie dają. Rezonans wykazał u ojca ubytki martwicze w mózgu i potwierdził, że chodzi o SM. Szkoda, że ostateczna diagnoza została potwierdzona tak późno. Ojciec chorował od dawna, zażywał - jak się okazało po badaniu - niepotrzebnie różne leki. Teraz ma 63 lata i na właściwe leczenie jest już za późno. Nie może otrzymywać interferonu, który podaje się chorym na stwardnienie rozsiane, gdyż dyskwalifikuje go wiek.
Janina Z. dostała skierowanie od neurochirurga na rezonans niemalże od ręki, nie robił jej żadnych kłopotów, ale na samo badanie - w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach - czekała w kolejce miesiąc i trzy dni. Miała je kilka dni temu. Pojechała na nie dopiero wtedy, gdy przyszło potwierdzenie, że ją przyjmą.
- Koszty wyjazdu trzeba było pokryć samemu. Dobrze, że mam samochód i mąż mnie zawiózł, bo przy moim stanie zdrowia nie wyobrażam sobie podróżowania pociągiem. Poza tym to centrum znajduje się na peryferiach miasta. Za tydzień muszę się dowiedzieć, czy są wyniki i znowu trzeba po nie pojechać. Od dawna cierpię na silne bóle kręgosłupa, które utrudniają mi codzienne funkcjonowanie i uprzykrzają życie. Może wreszcie się dowiem, co mi jest...

W ubiegłym roku Opolska Regionalna Kasa Chorych wykupiła ok. 1300 badań za pomocą rezonansu magnetycznego dla mieszkańców naszego województwa - we Wrocławiu, Gliwcach oraz w dwóch szpitalach w Katowicach. Doszły też indywidualne zgody wydawane bezpośrednio pacjentom.
- Na ten rok zakupiliśmy ich o 200 więcej, gdyż zapotrzebowanie na tego typu badania wzrasta. Dają one większe możliwości diagnostyczne niż tomografia komputerowa. Gdybyśmy mieli rezonans w naszym województwie, na pewno ilość badań wzrosłaby dwukrotnie - uważa Stanisław Łągiewka, dyrektor Opolskiej Regionalnej Kasy Chorych.
Czas oczekiwania na badanie, jaki wynegocjowała opolska kasa, zależy od kilku rzeczy. Jedynie pilne przypadki, zagrażające życiu (np. pacjenci po wypadku) przyjmowane są od ręki. Gdy badanie jest pilne ze względu na objawy czy podejrzenie np. o poważną chorobę, ale nie ratuje ono życia, to wtedy chory czeka do 14 dni. Natomiast w tzw. normalnym trybie - od miesiąca do trzech miesięcy.
Dłuższe terminy dotyczą chorych, u których podejrzewa się np. stwardnienie rozsiane. Niby nagłego zagrożenia życia u nich nie ma, ale - czego nie bierze się pod uwagę - często te osoby przeżywają prawdziwy dramat w oczekiwaniu na ostateczną diagnozę. Poza tym opóźnia to rozpoczęcie u nich właściwego leczenia, a choroba postępuje.

Ilość wystawianych skierowań ograniczają po części sami lekarze, pilnując finansów swojej placówki. Zasłaniają się limitami, rzekomo wyznaczonymi ich placówce. Z kolei kasa chorych zapewnia, że nie stawia nikomu żadnych ograniczeń.
- Mieszkam w Nysie - opowiada Marek Z. - Cierpię na skoliozę, choroba się nasila, męczę się. Poszedłem do neurologa i poprosiłem o skierowanie na rezonans. Bo dopiero to badanie jednoznacznie stwierdzi, czy potrzebna jest u mnie operacja czy nie. Usłyszałem jednak, że na rezonans nie mam szansy, bo wyczerpał się limit, a ewentualne skierowania zarezerwowane są wyłącznie dla osób po wypadkach.
Pacjenci z Opolszczyzny, których stać na prywatne badanie rezonansem, jeżdżą najczęściej do Wrocławia, gdzie można je przeważnie wykonać jeszcze tego samego dnia. Zwykłe badanie kosztuje 300 zł, a z kontrastem (które jest dokładniejsze i pozwala na postawienie precyzyjniejszej diagnozy) - od 500 do 600 zł. Wielu osób jednak nie stać na taki wydatek, więc czekają one pokornie na swoją kolej.
- W ubiegłym roku leżałem w szpitalu w Piekarach Śląskich, który zajmuje się schorzeniami ortopedycznymi. Miałem stamtąd jechać na rezonans do Wrocławia, okazało się jednak, że trzeba czekać miesiąc w kolejce, więc udałem się do Sosnowca. Zrobili mi go w tym samym dniu, ale musiałem zapłacić 500 zł. Chciałem potem, aby opolska kasa zwróciła mi te pieniądze. Okazało się to jednak niemożliwe, gdyż z Sosnowcem nie ma ona podpisanej umowy. Co miałem robić? Zdrowie ważniejsze - mówi Alfred Górecki z Zieliny.

Kiedyś drogi sprzęt diagnostyczny był dzielony centralnie, więc i rezonanse magnetyczne przydzielało Ministerstwo Zdrowia. Pierwszeństwo w ich otrzymywaniu miały ośrodki akademickie, ale potem dostały je po kolei wszystkie województwa - oprócz naszego. Tajemnicą poliszynela jest, że w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat najwięcej takich urządzeń trafiło do Krakowa, co wiązało się z obecnością krakowian na stanowiskach w Ministerstwie Zdrowia. Nasze województwo, mimo podobnych koneksji (były wiceminister zdrowia Maciej Piróg pochodzi z Opolszczyzny), nie miało już takiej siły przebicia.

- A teraz wszystko przepadło. W Ministerstwie Zdrowia rozwiązano specjalną "komórkę", która przekazywała sprzęt poszczególnym województwom, bo nie ma już na to pieniędzy. Poza tym, gdy pojawiła się jednak możliwość pozyskania rezonansu, to zgubiła nas wojna podjazdowa, którą toczyli dyrektorzy ZOZ-ów i szpitali o to, czy urządzenie to ma stanąć w Opolu, Kędzierzynie-Koźlu czy Nysie - mówi dr Adam Grzeliński, lekarz wojewódzki.
Pierwsza szansa na rezonans dla Opolszczyzny pojawiła się niespełna cztery lata temu, kiedy to rząd włoski postanowił nam go sprezentować w ramach pomocy dla województwa, które ucierpiało w czasie powodzi. Pośrednikiem w przekazywaniu darowizny miało być Ministerstwo Zdrowia. I pewnie doszłoby do jej sfinalizowania, gdyby nie wewnątrzwojewódzkie niesnaski i utarczki. Bo rezonans bardzo chciało mieć u siebie kilka szpitali: dwa w Opolu (Szpital Wojewódzki i Wojewódzkie Centrum Medyczne), w Nysie i w Kędzierzynie-Koźlu. Nikt nie chciał ustąpić, więc zaczęła się walka. Najbardziej aktywne okazały się w niej dyrekcje ZOZ-ów w tych dwóch ostatnich miastach. Zaczęło się pisanie skarg i donosów do Ministerstwa Zdrowia, premiera, prezydenta oraz do ambasady włoskiej. Jedni pisali na drugich, żeby im rezonansu nie dawać.
- Każdy chciał coś uszarpnąć dla siebie. W końcu część pieniędzy z ministerstwa trafiła do Nysy, część do Kędzierzyna-Koźla, gdzie przeznaczono je na potrzeby miejscowych szpitali, a na rezonans brakło. Ambasada włoska wycofała się, a my narobiliśmy sobie wstydu - twierdzi pracownik Urzędu Wojewódzkiego w Opolu, pragnący zachować anonimowość.
Kolejny rezonans trafił jednak do Krakowa, do szpitala, który podobno już takie urządzenie posiadał. I stał długo nierozpakowany.
- Słyszałem, że został on już zdekompletowany, poszedł na części do innych aparatów - dodaje anonimowy pracownik urzędu.
Następna szansa na rezonans pojawiła się w lipcu ubiegłego roku, gdy firma Euromedic wystąpiła z propozycją utworzenia w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu centrum diagnostycznego (chciała na ten cel wyłożyć 7 mln dolarów), gdzie miałoby się znaleźć i to urządzenie. Zarząd województwa, który jest organem założycielskim tego szpitala, nie wyraził jednak na to zgody. Nie chciał dopuścić do wejścia na teren szpitala firmy, którą uznał za podejrzaną. Zaproponował Euromedicowi obiekt po dawnym zakładzie patomorfologii, stojący obok szpitala. Euromedicowi jednak on nie odpowiadał. Rozmowy zostały zerwane.
- Bo to była taka propozycja, jakbym zaproponował komuś zamieszkanie na strychu i niech sobie robi z tym co chce. Nie mogliśmy na to przystać - mówi Piotr Janicki, dyrektor generalny Euromedic Polska.

Sprawa z rezonansem ucichła, ale starostowie z Kędzierzyna-Koźla i ze Strzelec Op. nawiązali kontakt z firmą Euromedic, żeby jednak mieć u siebie rezonans. Rozmowy te są owiane tajemnicą. Ale podobno Kędzierzyn-Koźle jest bliski posiadania tego urządzenia.
- Zadzwoniłem do pana marszałka i zaprosiłem go na otwarcie stacji dializ we Wrocławiu, którą nasza firma uruchomiła tam 5 czerwca. Chciałem, aby zobaczył, jak Euromedic działa, że może coś z naszych dotychczasowych kontaktów wyniknie. Zaproszenie zostało przyjęte, ale pan marszałek nie przyjechał. Uważam, że relacje między firmą Euromedic i Urzędem Marszałkowskim są poprawne. Jeżeli w Opolu chcieliby nas zobaczyć, to niech nas zaproszą - mówi dyrektor Janicki.
Według standardów ustalonych przez fachowców, na 1 mln mieszkańców powinien przypadać jeden rezonans magnetyczny.
- My możemy podpisać kontrakt, jeżeli chodzi o Opole, w jedną minutę, gdyż plany inwestycyjne są już gotowe - zapewnia dyrektor firmy Euromedic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska