Ostatni wyścig Lee Richardsona

Krzysztof Łokaj/nowiny24.pl
Lee Richardson
Lee Richardson Krzysztof Łokaj/nowiny24.pl
Żużel to sport wysokiego ryzyka. Jak bardzo - uświadamia śmierć Brytyjczyka Lee Richardsona Był 330. żużlowcem, który nie przeżył zawodów...

Suchy komunikat po 3. wyścigu meczu ekstraklasy żużlowej Sparta Wrocław - Stal Rzeszów: Lee Richardson ze Stali na przeciwległej prostej najpierw zahaczył o tylne koło motoru Tomasza Jędrzejaka, a potem o motocykl drugiego z wrocławskich zawodników Fredrika Lindgrena i upadł na tor.

Szybko pojawiła się na nim karetka i zawodnik został odwieziony do szpitala. Pierwsze doniesienia mówią o kontuzji nogi i problemach zawodnika z oddychaniem.

Upadek, jaki kibice żużlowi oglądali wiele razy. Dramat rozgrywa się w karetce. 33-letni Anglik ma kłopoty z oddychaniem. Ma pęknięte płuco i silnie krwawi. Po przewiezieniu do szpitala zmarł na stole operacyjnym. Osierocił trzech małych synów. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci sportowca były wielonarządowe obrażenia klatki piersiowej, pęknięte płuco oraz wykrwawienie.

Czy nie można było lepiej zabezpieczyć toru? Od kilku lat na torach obowiązują dmuchane bandy, które poprawiły bezpieczeństwo żużlowców - mówi kapitan II-ligowego Kolejarza Opole Adam Czechowicz. Ktoś, kto je wymyślił, powinien dostać nagrodę. To wspaniała sprawa.

Tyle że te bandy montowane są tylko na wirażach, a nie na prostej. Kiedy były montowane na prostych, które są znacznie węższe niż wiraże, stawały się po prostu niebezpieczne. Ruch powietrza, który robili przejeżdżający żużlowcy sprawiał, że byli oni wręcz "zasysani" w te bandy. Richardson uderzył w siatkę okalającą tor po wyjściu z wirażu, gdzie bandy już nie było.

- Jakkolwiek źle to zabrzmi w obliczu jego śmierci, ale Lee miał po prostu wielkiego pecha - mówił w wywiadzie dla "Super Expresu" trener polskiej kadry Marek Cieślak.

Ryzyko na torze

Rzeczywiście trudno kogokolwiek winić za ten wypadek. Śmierć znów zebrała swoje żniwo na żużlowym torze. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Anglik jest 330. żużlowcem, który zginął podczas zawodów. Część z tych wypadków to zamierzchłe czasy, jeszcze sprzed wojny.

Do 1939 roku zabiło się 70 zawodników. W Polsce ten sport zaczął być popularny dopiero po wojnie. Pierwszy wypadek śmiertelny zdarzył się w 1952 roku, kiedy to na torze w Ostrowie Wielkopolskim zginął 17-letni Ryszard Pawlak.

Ta smutna statystyka odnotowuje 42 polskie nazwiska. W większości byli to bardzo młodzi zawodnicy będący dopiero na początku sportowej drogi. W większości przypadków opis wypadku jest bardzo podobny: uderzył z dużą prędkością w bandę, doznał urazu głowy, kręgosłupa...

Nie brakowało też tragicznych wypadków bardziej doświadczonych zawodników. Największym echem w naszym kraju odbiła się śmierć 37-letniego Mariana Rose w kwietniu 1970 roku. Był on reprezentantem Polski, złotym medalistą drużynowych mistrzostw świata, ulubieńcem kibiców w Toruniu.

Wypadek, który zakończył się jego śmiercią, zdarzył się na torze w Rzeszowie. Rose uderzył na wirażu głową o bandę, a następnie najechał na niego jeden z rywali. W jego pogrzebie uczestniczyło około 50 tysięcy ludzi, a stadion w Toruniu nosi dziś jego imię.

Do jednego tragicznego wypadku doszło też na torze w Opolu. W październiku 1974 roku uważany za wielką nadzieję Kolejarza 22-letni Gerard Stach zmarł wskutek urazu odniesionego podczas meczu towarzyskiego opolskiego zespołu z czeską drużyną z Kopryvnicy.

Pochodzący z podopolskiej Miedzianej zawodnik podczas jednego z biegów upadł i został najechany przez innego zawodnika. Po wypadku wstał i został na parkingu. Po zakończonym meczu zasłabł i zmarł, nie odzyskując przytomności.

- Trzy wypadki śmiertelne absolutnie mną wstrząsnęły - wspomina indywidualny mistrz świata z Opola Jerzy Szczakiel. - Pierwszym była śmierć Mariana Rose. Podziwiałem zawsze tego zawodnika i bardzo ceniłem go jako starszego kolegę. Informacje wówczas nie rozchodziły się tak szybko jak teraz, więc kiedy przeczytałem w "Trybunie Opolskiej" wiadomość o jego śmierci, to za nic nie mogłem w to uwierzyć.

Bardzo wstrząsnęła mną też śmierć Gerarda Stacha, bo to kolega z drużyny. Akurat wtedy jak Kolejarz jeździł z tymi Czechami, to ja startowałem w jakichś zawodach w Rybniku. Wróciłem do Opola i jakoś tak przypadkowo się dowiedziałem o tym, że Gerard nie żyje. Przyjaźniłem się ponadto ze Szwedem Tommym Janssonem.

To był wspaniały zawodnik, należący w moich czasach do światowej czołówki. Był przystojniakiem, od którego dziewczyny nie mogły oczu oderwać. Proszę sobie wyobrazić, że był jedynakiem, a jego ojciec był milionerem. To był wielki dramat dla jego rodziny. Mógł robić wszystko, a wybrał żużel i niestety zginął.

Jansson nie miał nawet 24 lat. Okoliczności jego śmierci są wyjątkowo tragiczne. Uderzył w ostrą górną część ogrodzenia, które przecięło mu tętnicę szyjną.

O śmierci w środowisku żużlowym mówi się bardzo niechętnie.

- Wiadomo, że ona była, jest i będzie - zaznacza Jerzy Szczakiel. - Jest nieodłączną częścią tej dyscypliny. Wiele się robi dla poprawy bezpieczeństwa i teraz jest zdecydowanie bezpieczniej niż 40 lat temu, gdy ja startowałem, ale tragicznych wypadków się nie wyeliminuje. Nie wierzę w to. Żużel, jak każdy sport związany z motoryzacją, niesie ze sobą wielkie ryzyko. Sam miałem wielkie szczęście, że w mojej karierze obyło się bez poważniejszych wypadków. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by po wypadku kolegów przerwać karierę. Nigdy też nie dopuszczałem do siebie myśli, że może mi się stać coś poważnego.

- To taki mechanizm obronny każdego z zawodników wyjeżdżających na tor - dodaje Adam Czechowicz. - Po prostu nie można myśleć negatywnie. Z drugiej strony chyba każdy żużlowiec ma świadomość, w czym bierze udział. To jest sport bardzo urazowy.

Wypadki na torze kończą się śmiercią, ale są też inne dramaty, kiedy zawodnicy po wypadkach zostają kalekami. To dotyczy choćby byłego mistrza świata Szweda Pera Jonssona, Duńczyka Erika Gundersena czy świetnie zapowiadającego się Krzysztofa Cegielskiego, który dziś jest uznanym ekspertem. Długo można byłoby zresztą wymieniać zawodników, których karierę przerwała groźna kontuzja.

- Nie ma żużlowców, którzy nie mieli w swojej karierze mniej lub bardziej poważnych kontuzji - mówi Adam Czechowicz. - Sam miałem złamaną nogę, rękę, wstrząs mózgu czy naruszone kręgi szyjne.
- Raz całe życie "przeleciało" mi przed oczami, gdy miałem kolizję z Józefem Jarmułą - dodaje Jerzy Szczakiel.

Żużel uzależnia

Szybkość, wąski tor, motocykl bez hamulców, walka bark w bark. To sprawia, że szczególnie w naszym kraju kibice kochają żużel. Zawodnicy często ryzykują, bo za tym idą pieniądze.

Ten sport to też często sposób na życie. W 1992 roku należący do krajowej czołówki Piotr Pawlicki z Unii Leszno stracił dwa kręgi lędźwiowe z przerwaniem rdzenia kręgowego i zerwaniem nerwów. Do częściowej sprawności fizycznej powrócił po długotrwałej rehabilitacji.

Wydawać by się mogło, że stadion żużlowy powinien obchodzić z daleka. Dziś nadziejami polskiego żużla są jego dwaj synowie: 20-letni Przemysław i trzy lata młodszy Piotr-junior, a Piotr-senior pomaga im w rozwoju kariery.

Wuj zmarłego w ostatnią niedzielę Lee Richardsona - Steve Weatherley też był żużlowcem. W 1979 uczestniczył w tragicznej kraksie na torze angielskiego klubu Hackney. Śmiertelnie zakończyła się ona dla 26-letniego Brytyjczyka Vica Hardinga, a Wetherley został sparaliżowany. Mały Lee miał wówczas nieco ponad miesiąc. Po prawie 33 latach sam zmarł po wypadku na torze.

Śmierć Richardsona mocno wstrząsnęła ludźmi związanymi z żużlem, bo był to zawodnik przez kilka lat zaliczany do światowej czołówki. Uczestnik cyklu Grand Prix w latach 2003-06. W Polsce w siedmiu różnych klubach występował od 1999 roku. Jego śmierć dzieli od ostatniej na polskim torze prawie pięć lat. W 2007 roku na stadionie w Krośnie zginął Czech Michal Matula. Poprzednia śmierć też zdarzyła się w Krośnie, w 2001 roku (zginął wówczas 28-letni Wojciech Kiełbasa).

Richardson był uważany za zawodnika jeżdżącego niezwykle czysto. Rywale nigdy nie mieli do niego pretensji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska