Ostatnia taka szansa

Do ostatniego przetargu na zakup fabryki, który był najprawdopodobniej przetargiem ostatniej szansy (syndyk masy upadłościowej przyznał w marcu, że będzie musiał niezwłocznie albo firmę sprzedać, albo ją zlikwidować), stanęło dwóch inwestorów, w tym jeden z Izraela. Ten ostatni wycofał się z gry z powodu wojny w Iraku. W tej chwili rada wierzycieli finalizuje rozmowy z kupcem pochodzącym z Kędzierzyna-Koźla.
- Wszystko rozstrzygnie się 16 kwietnia, podczas spotkania inwestora z radą wierzycieli Tułowic - mówi Mieczysław Marszałek, syndyk masy upadłościowej fabryki. - Kontrahent zastanawia się jeszcze nad formą organizacyjną: czy ma być spółką czy osobą fizyczną.
W ocenie syndyka, forma własności jest dla samej transakcji i przyszłości firmy obojętna. Jego zadaniem jest sprawdzenie wiarygodności oferenta i zdolność wywiązania się przez niego z warunków umowy. Jednym z nich jest zatrudnienie byłych pracowników Tułowic.
- Nie mogę dziś powiedzieć, ilu ludziom przyszły właściciel zapewni pracę - tłumaczy Mieczysław Marszałek. - Na pewno nie zatrudni na drugi dzień po transakcji od razu czterystu ludzi. Można się spodziewać, że zatrudnienie będzie rosło aż do momentu pełnej obsady stanowisk pracy. Proces ten może trwać do 3-4 miesięcy.
Przed ogłoszeniem upadłości Tułowice zatrudniały około 600 osób. Wiadomo już, że nie wszyscy będą mieli szanse na ponowną pracę. Prawdopodobnie na zatrudnienie będzie mogło liczyć około 400 osób. Pewne jest natomiast to, że nowy właściciel zatrudni byłych pracowników upadłych Tułowic. Wobec tego mniej ważne staje się to, że inwestor najprawdopodobniej nie jest związany z branżą ceramiczną.
- Przecież właściciel nie musi się na wszystkim znać - mówi syndyk. - Od tego będzie miał wysoko wykwalifikowanych pracowników.