Ostatnie pożegnanie z facebooka

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Śmierć w internecie można zaplanować, zarówno tę realną, jak i wirtualną.
Śmierć w internecie można zaplanować, zarówno tę realną, jak i wirtualną. Archiwum
Nie mam pojęcia, kiedy umrę, ale już wiem, co powiem po śmierci mojej rodzinie, bliskim i znajomym. Pogrzeb też zaplanowałem - w realu i w wirtualu.

Wyobraźmy sobie, że miasto zdobią moje nekrologi, a ja sam leżę już dwa metry po ziemią. Mimo to na komunikatorze Skype moja podkreślona na zielono buzia wciąż śmieje się do znajomych i zachęca "zadzwoń". Jako nieboszczyk zapraszam też do zagrania w kolorowe kulki na Facebooku. Jednych mogłoby to przyprawić o palpitację serca, część zasmucić, jeszcze innych rozgniewać, że ktoś urządza sobie makabryczne żarciki.

Uznałem, że warto zapobiec takim sytuacjom już teraz, bo nie znam przecież dnia ani godziny, kiedy przejdę na tamten świat. W przypadku śmierci fizycznej wszystko jest w miarę proste - przyjdzie lekarz i stwierdzi zgon. Inaczej jest w portalach społecznościowych. Tam będzie mnie zdecydowanie trudniej "uśmiercić". Osób, których nie ma już w realu, a wciąż funkcjonują w wirtualnym świecie na popularnych portalach społecznościowych jest coraz więcej. Kto się za życia zarejestrował, po śmierci raczej nie ma okazji, by zlikwidować swój profil. Tymczasem śmierć w internecie też można zaplanować, zarówno tę realną, jak i wirtualną. Ja spróbowałem.

Rodzina będzie walczyć z formularzem

Na tapetę biorę Facebook, najpopularniejsze obecnie miejsce wirtualnych spotkań, wymiany opinii i informacji. Żeby nikogo nie straszyć na nim po śmierci, już teraz muszę poinformować najbliższych członków rodziny, że jak coś mi się stanie, to będą oni musieli później wypełnić specjalny formularz. Znajdą go w internetowym Centrum Pomocy Facebooka. Tam będą musieli podać swoje dane, moje dane i wkleić skan aktu zgonu. Twórcy portalu przewidzieli jeszcze możliwość wklejenia np. nekrologu, ale tu mogą się pojawić komplikacje. Otóż nekrolog każdy może sobie wydrukować na komputerze i zrobić mi niezłe jajo, uśmiercając mnie na Facebooku dla zabawy. Dlatego administratorzy portalu woleliby jakiś bardziej wiarygodny dokument, czyli właśnie urzędowy akt zgonu.

Załóżmy, że dostaną. Wtedy moje konto dostanie status "In memoriam", co po łacinie oznacza "ku pamięci". Konto nieboszczyka tym się różni od profilu żywego człowieka, że tego pierwszego nie można już tak łatwo obrażać, kłócić się z nim oraz pisać, że jego poglądy pasują do obecnych czasów, jak siodło do świni (ostatnio tak przeczytałem o swoich). Po uznaniu przez administratorów, że faktycznie nie żyję, z mojego profilu usunięta będzie część informacji, a do reszty będą mieli dostęp tylko zweryfikowani wcześniej przyjaciele zmarłego.

Zaistnieć po śmierci

Podstawą funkcjonowania takich portali jest nasz ekshibicjonizm. Wrzucamy tam - często bezmyślnie - zdjęcia i filmy opisujące nasze życie. A dlaczego nie robić tego jeszcze po śmierci? "Fejs" daje nam taką możliwość. To aplikacja "If i die", czyli "kiedy umrę". Chodzi o nagranie pożegnalnego filmu, który po śmierci obejrzą w sieci moi przyjaciele. Portal przeprowadzi mnie przez całą aplikację za rękę, wystarczy tylko, że mam w laptopie wbudowaną kamerę.

A więc muszę się porządnie ubrać i usiąść przed komputerem. Mam 5 minut, żeby w ściskających za gardło słowach pożegnać się zawczasu ze wszystkimi przyjaciółmi. Mogę w ten sposób ujawnić także swój testament albo długo skrywany sekret. Przeprosić za winy własne, wybaczyć winny innym, w końcu nie jestem małostkowy. Potem wybieram trzech tzw. mężów zaufania, czyli ludzi, którzy potwierdzą moją śmierć. Pozwolą w ten sposób na uruchomienie filmu, który obejrzą wszyscy moi przyjaciele. Facebook radzi z głową wybierać owych mężów zaufania…

Teraz pogrzeb

Skoro zadbałem już o to, co stanie się z moim profilem społecznościowym po śmierci i nagrałem wzruszający filmik, to dlaczego od razu nie zadbać o resztę spraw związanych z przejściem na tamten świat. Szczególnie, że wciąż nie muszę się ruszać od komputera. Komputer pomoże zaplanować realny pogrzeb. Umożliwia mi to pewna firma pogrzebowa, która przygotowała internetowy formularz pozwalający zaplanować swój pogrzeb, oczywiście jeszcze za życia.

Pierwsza decyzja, którą muszę podjąć, to odpowiedź na pytanie, czy zgodzić się na kremację, czy też pozostać przy tradycyjnym pogrzebie. A jaka to różnica? - Przede wszystkim finansowa - mówi mi pracownik jednego z opolskich zakładów pogrzebowych, którego proszę o radę. - Urna kosztuje kilkaset złotych, kremacja - 600 zł, a porządna trumna kilka tysięcy. To właśnie dlatego ludzie coraz częściej decydują się na kremację - tłumaczy.

Zakładam jednak, że to nie ja będę płacić za pogrzeb, więc wybieram pochówek tradycyjny. Przy okazji mogę wybrać w formularzu, czy wyrażam zgodę na przeznaczenie mego ciała do badań. Chodzi o to, czy nie mam nic przeciwko, by studenci pokroili moją wątrobę na zajęciach. Przepraszam, ale nie.

Kolejnym krokiem jest "lista gości", czyli kogo chcę powiadomić o moim pożegnaniu. Mam wpisać ich nazwiska. - Część klientów od razu informuje również o tym, kogo nie chcę zapraszać na pogrzeb. Ich nazwiska również należy wpisać w odpowiednim formularzu - instruuje mnie Marek Zmysłowski z firmy pogrzebowej.

Wybór miejsca spoczynku to najłatwiejsze z dotychczasowych pytań, podobnie jak to o obrządek. Do wyboru są odpowiedzi: nieistotne, katolicki, świecki i inny.

Jak długo poleżę, to rodzina zabuli

Następnie muszę się zdecydować na dzień i godzinę swojego pogrzebu. Jeśli np. zażyczę sobie piątek, a odejdę z tego świata w czwartek, to w konsekwencji moje ciało będzie musiało być przechowywane w chłodni aż 8 dni. A to kosztuje.

- W Polsce doba przechowywania ciała to wydatek średnio od 40 do 100 złotych - wylicza Piotr Pabisz z Miejskiego Zakładu Cmentarnego w Kędzierzynie-Koźlu. I dodaje, że w swojej wieloletniej pracy zdarzało się, iż ludzie planowali wstępnie swój pochówek, co polegało np. na wyborze miejsca. Ale póki co - nikt nie rezerwował dnia ani godziny…

Wreszcie coś przyjemniejszego: kwiaty. Do wyboru w interentowym zakładzie pogrzebowym są frezje, róże, słoneczniki, lilie, bzy. Autor kwestionariusza sugeruje mi, że pięknie na grobie mogą wyglądać również polne kwiaty. Ja "klikam" na lilie, storczyki i żonkile.

Higway to hell

Trąbka, skrzypce, organy? Czy może zespół, bądź muzyka z płyty? Jedną z najbardziej wzruszających chwil jest właśnie wykonanie pożegnalnego utworu. Ale co zagrać?

- Najwięcej osób wybiera "Knocking On Heaven's Door" zespołu Guns'n'Roses - mówi Zmysłowski z Mementisa.
Puszczam sobie dla przypomnienia w youtubie. Tak, to prawdziwy wyciskacz łez. A czy zdarzało się, żeby ktoś zamówił coś mniej smutnego? - nurtuje mnie pytanie.- Tak, np. "Highway to hell" (autostrada do piekła - red.) zespołu AC/DC - tłumaczą mi w firmie.

To ja się jeszcze zastanowię.

Teraz czas wybrać mówcę, który trochę nam posłodzi na koniec. Sam mam wskazać jego nazwisko, mogę też napisać, co ma mówić, żeby nie nagadał jakichś bzdur. To ja mam też zadecydować, co będzie napisane na nekrologu.
wódka czy tylko cola?

Stypa. Organizowałem już w życiu wiele imprez, ale ta jest wyjątkowa. Jej zaplanowanie w zasadzie niewiele różni się od urządzenia wesela. Standardowo wybieramy miejsce, decydujemy również, czy ma to być jedynie pożegnalny obiad, czy dłuższa nasiadówka. Sami ustalamy też menu. W kwestionariuszu znajduję dyskretną podpowiedź, abym nie zapomniał o tym, czy ma się na stypie pojawić alkohol. Szybko wracam pamięcią do listy gości… Tak, nie zmarnuje się.
Stypę mamy załatwioną, ale wciąż nie wiemy jeszcze, jak się ubierzemy w naszą ostatnią podróż. I od razu podpowiedź: pomyśl też o perfumach. Dowiaduję się, że tej rubryce szczególnie dużo czasu poświęcają panie. Dokładnie precyzują, jak ma wyglądać ich makijaż, a także zaznaczają, w których szpilkach chcą być pochowane. - Niektórzy chcą także zabrać ze sobą jakiś gadżet, np. szalik ukochanego klubu piłkarskiego - mówi Marek Zmysłowski.
Zimny dreszcz przechodzi po moim ciele. Ale to nie grypa, tylko trumna, a w zasadzie jej wybór. Może być skromna, luksusowa, bądź zwariowana, np. przypominająca opakowanie prezentu, albo z rysunkiem skaczących w wodzie delfinów.

I to w zasadzie byłoby na tyle. Muszę jeszcze tylko wybrać kolejnego męża zaufania, który dostanie elektroniczne hasło do formularza i obieca mi, że nie będzie tam zaglądał za mojego żywota. No a potem spełni moje zachcianki.
Nawet już się zdecydowałem, co mają zagrać na pogrzebie. Niemena - “Dziwny jest ten świat"...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska