Osterreiten, czyli procesja w siodle

Redakcja
W procesji konnej można jechać wierzchem lub bryczką. Na czele ks. Rafał Przybyła.
W procesji konnej można jechać wierzchem lub bryczką. Na czele ks. Rafał Przybyła. Krzysztof Świderski
W wielkanocny poniedziałek w Żędowicach koło Zawadzkiego odbyła się konna procesja. Ten prastary obyczaj, jaki do nas przybył z Niemiec, kultywowany jest dziś jedynie w Bawarii, na Górnych Łużychach i na Śląsku.

Tradycję wielkanocnych procesji konnych zaszczepił w Żędowicach, w latach 80. ubiegłego wieku, ksiądz dr Leonard Makiola, wówczas tamtejszy wikary a obecnie proboszcz parafii pw. Matki Boskiej Fatimskiej w Opolu - Grudzicach.

- Budowaliśmy wtedy dom parafialny - wspomina ksiądz Makiola. - Ludzie bardzo ofiarnie pomagali w pracach. Zorientowałem się, że we wsi jest wiele koni i pomyślałem, że tych rolników, których wówczas raczej gnębiono, można by wypromować przez te szlachetne zwierzęta.

- Zazdrościliśmy takich procesji parafiom, w których od lat odbywały się “krzyżoki" - dodaje Jerzy Stasz, sołtys Żędowic, pomagający wówczas jako elektryk przy budowie. - Aż w końcu dzięki księdzu Makoli doczekaliśmy się własnej. Teraz też mamy swój wkład w śląską kulturę i tradycję.

W poniedziałkowej procesji udział wzięło jedenastu jeźdźców. Większość to rolnicy z Żędowic, kilku przyjechało z pobliskiej Radoni, i Borowian, a jedna amazonka z własnym wierzchowcem nawet z Opola. Ksiądz Bernard Kotula, wicedziekan dekanatu Zawadzkie, ksiądz Leonard Makiola oraz osoby trzymające krzyż i figurę Chrystusa Zmartwychwstałego, zasiedli w dwóch bryczkach.

Procesję poprowadził, konno, ksiądz Rafał Przybyła, wikary w parafii św. Józefa w Zabrzu i duszpasterz miłośników koni w diecezji gliwickiej.

Uroczystość rozpoczęła się o 14.00 modlitwą na dziedzińcu kościoła pw. Matki Boskiej Bolesnej. Wzięło w niej udział wielu mieszkańców Żędowic. Przyjechali też licznie goście z Niemiec. - W ten sposób o wiele piękniej przeżywa się Wielkanoc - mówił Klaus Schneider, mieszkający w Bawarii. - Z zawodu jestem rymarzem i bardzo lubię konie.

W ostatnich dwóch procesjach jechałem bryczkami, które sam wyremontowałem. Teraz zdrowie już nie pozwala, ale przyszedłem choć popatrzeć. Bo to cząstka naszej wspólnej tradycji.

Po nabożeństwie przed kościołem pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Zawadzkiem jeźdźcy ruszyli przez pola. - Jest pięknie - mówił Alfred Tiehl z Żędowic, który z przerwą na służbę wojskową brał udział we wszystkich konnych procesjach. - Śpiewamy wielkanocne pieśni, a przy polnych krzyżach modlimy się o urodzaj, by Bóg pobłogosławił na nowy sezon.

Historycy i etnografowie sądzą, że tradycja wielkanocnych procesji konnych trafiła na Śląsk wraz z niemieckimi osadnikami, prawdopodobnie już w XII i XIII w. Przez stulecia procesje, które początkowo były prośbą o urodzaje, stały się także manifestacją radości z tryumfu Chrystusa nad śmiercią.

Jedna z najbardziej znanych procesji, zwana także też “procesją stu koni", odbywa się w Pietrowicach Wielkich koło Raciborza. Prowadzą ją trzej chorążowie trzymający krzyż opasany czerwoną stułą i figurę Chrystusa Zmartwychwstałego.

Do wsi jeźdźcy wracają miedzami i polnymi drogami, a w pobliżu zabudowań procesja zmienia się w wyścig. Wielkanocne procesje konne odbywają się także m.in.w Raciborzu, Gliwicach - Ostropie, czy Sternalicach w powiecie oleskim. W Niemczech ten obyczaj przetrwał w Bawarii oraz na Górnych Łużycach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska