Oszczędności muszą służyć pracownikom

Tomasz Gdula
Zbyt wielkie cięcia kosztów mogą się pracodawcy odbić czkawką. - Oszczędzajmym, ale z głową - twierdzą specjaliści.
Zbyt wielkie cięcia kosztów mogą się pracodawcy odbić czkawką. - Oszczędzajmym, ale z głową - twierdzą specjaliści. rys. Andrzej Czyczyło
Redukując w firmie koszty za wszelką cenę, bardzo łatwo przekroczyć cienką granicę absurdu. Poza nią zamiast zysków są już tylko straty.

W Zakładach Azotowych Kędzierzyn przez dziesięciolecia funkcjonowało znakomite biuro projektów. Gdy firma popadła w tarapaty finansowe, zaczęto w niej rozpaczliwie szukać oszczędności. Ratując chemicznego giganta przed upadłością zarząd ponad pięć lat nie podnosił płac załodze, wstrzymano wszystkie inwestycje i wyzbyto się zbędnego majątku. Do dziś nie milkną spory, czy cięcia nie poszły co najmniej o krok za daleko.

- Z tkanki zakładu wycięto m.in. biuro projektów, pozbywając się nie tylko wyposażenia, ale także wysokiej klasy zespołu, mającego na koncie wiele spektakularnych opracowań na rzecz polskiego przemysłu chemicznego - mówi z goryczą pan Zbigniew, emerytowany architekt, były pracownik biura.

W Azotach odżyły ostatnio spory o decyzję sprzed lat, gdyż krótkotrwałe oszczędności dziś są powodem... strat. Kędzierzyńska firma przeżywa drugą młodość, a na inwestycje planuje wydać niebawem prawie miliard złotych. Byłoby taniej, gdyby dokumentacja planowanych prac powstawała na miejscu. Niestety to już niemożliwe.

Kosztowny projekt nowej instalacji do produkcji kwasu azotowego trzeba było zlecić Czechom.
Firmy zewnętrzne zarobią też na wielu innych zleceniach z ZAK, Na tym jednak nie koniec: koniunktura w polskim przemyśle trwa, a brak własnego biura projektów pozbawia Azoty potencjalnych zysków ze świadczenia usług innym zakładom.

Rozmowa

Rozmowa

Cecylia Gonet, przewodnicząca NSZZ Solidarność na Opolszczyźnie
- Gdy w Polsce szalało bezrobocie, pracodawcy łamali prawa pracowników i oszczędzali na czym się da. Czy w dobie prosperity coś się zmieniło?
- Tak, chociaż nie wszędzie. W firmach, które niedawno stały na skraju bankructwa i wyszły na prostą dzięki wysiłkowi załóg widać poprawę. Ogólnie ilość skarg pracowników na pracodawców spada, a lepsze warunki pracy i płacy odczuwają głownie przedstawiciele tych profesji, których brak na rynku. Jednak W części opolskich firm, głównie przejętych przez kapitał spoza regionu z myślą o szybkim zysku, zdarza się, że ludzie nadal są wykorzystywani, a ich prawa łamane. I to nawet, jeśli firmy prosperują nieźle.

- Czy Solidarność może pomóc takim pracownikom?
- Wspieramy ich w zakładaniu organizacji związkowych, a jeśli to nie wystarcza, zwracamy się o do Państwowej Inspekcji Pracy. Staramy się nikogo nie zostawiać samemu sobie.

Odbudowa zespołu projektantów nie wchodzi w grę, gdyż byłaby zbyt droga i czasochłonna.
- Dla doraźnych korzyści i wykazania się odrobinę lepszymi wynikami zarżnięto kurę, która dziś znosiłaby złote jaja... - narzeka były chemik-architekt.

Anna Witowska z Opola zaczynała pracę osiem lat temu w osiedlowym sklepiku. Na jej przykładzie doskonale widać zmiany, jakie zaszły w tym czasie na rynku pracy.

- Na początku właścicielka sklepu kazała mi i innej sprzedawczyni brać do domu przeterminowane towary, za które oczywiście same musiałyśmy płacić - opowiada Ania. - Początkowo naszym kosztem zmniejszała swoje straty, a potem z premedytacją zamawiała za dużo towaru i kazała go nam kupować. Bez przerwy tłumaczyła, że jak firma nie będzie ciąć kosztów, to stracimy pracę. Oj, aż mi wstyd, że tak się dawałam wykorzystywać! Z drugiej strony nie było wyjścia, jak się chciało pracować...

Z tego sklepiku Ania zwiała szybko i pracowała m.in. jako kelnerka czy pomoc biurowa. W 2005 roku zaczepiła się w sieciowym markecie, bo oferowali więcej pieniędzy niż w biurze "firmy kogucik". Zarabiała prawie tysiąc, ale tyrała jak wół, znosząc wrzaski kierowniczki-furiatki. Wiosną 2007 nie wytrzymała i na pół roku wyjechała do Holandii. Po powrocie znów usiadła za kasą, lecz za przywiezione z saksów pieniądze zrobiła prawo jazdy i kupiła pierwszy samochód .

Ostatnio Ania dostała podwyżkę. Na jej konto wlało się 1470 zł.
- Wcześniej płacili mi 1320, ale zapowiedziałam, że znów wybieram sie do Holandii - wyjaśnia rozpromieniona. Już policzyła, że będzie miała na nowy ciuch, albo lepsze pachnidło, w końcu coś się jej wreszcie od życia należy.

Anię cieszy też coś innego.
- Ostatnio przechodziłam koło sklepu w którym zaczynałam pracę. Wcześniej wisiały tam kartki "Zatrudnię pracownika - wymagana własna firma", potem było już tylko "Zatrudnię pracownika", a teraz jest nabazgrana kartka "Do wynajęcia" i komórka tej oszustki, która myślała, że zawsze będzie mogła wykorzystywać ludzi - uśmiecha się sprzedawczyni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska