Pacjenci ich biją. Do opolskiego rzecznika praw lekarzy dotarły pierwsze skargi

Redakcja
W Brzegu inwalida wojenny urządził okulistce awanturę za to, że nie mógł wejść od razu do gabinetu, tylko musiał chwilę poczekać. Do opolskiego rzecznika praw lekarzy dotarły już pierwsze skargi.

Pacjent wygrażał okulistce: - Ja cię, p...., tak załatwię, że się nie pozbierasz.

- Inwalida wojenny ma prawo do korzystania z wizyty w przychodni poza kolejką - przyznaje dr Jacek Mazur, rzecznik praw lekarzy przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Opolu. - Ale nigdzie nie jest powiedziane, że jak przyjdzie, to musi być od razu przyjęty. Trudno przecież wyprosić innego pacjenta, który jest akurat w gabinecie, jak w tym przypadku. Nic się nie stanie, jeśli ktoś chwilę poczeka.
Pani doktor, mimo inwektyw, przyjęła krewkiego inwalidę. Nie miała innego wyjścia. Potem poprosiła o pomoc rzecznika.

- Niestety, na wulgarnych, aroganckich pacjentów nie ma sposobu - mówi dr Jacek Miarka. - Są chorzy i perfidnie to wykorzystują. Nawet jeśli lekarz wniesie sprawę do sądu, to czy ktoś ukarze inwalidę wojennego?

Pacjent z Kędzierzyna-Koźla, mężczyzna po czterdziestce, jest obłożnie chory, ale nie powstrzymuje go to od obscenicznych zachowań. Za każdym razem, gdy lekarka pierwszego kontaktu składa mu wraz z pielęgniarką wizytę w domu, obrzuca je wyzwiskami, zaczepia i chętnie się obnaża.
Wprawdzie lekarz może odmówić sprawowania opieki nad tak trudnym pacjentem, ale musi mu w zamian wskazać innego kolegę, w porozumieniu z przełożonym - podkreśla rzecznik. - A wiadomo, że z taką rekomendacją nikt inny tego chorego nie przejmie. To kwadratura koła.
Doktor Miarka poradził lekarce z Kędzierzyna-Koźla, aby zabierała na wizyty dyktafon i ostrzegała pacjenta, iż będzie nagrywała ich rozmowy. Bo niestety lekarz nie ma żadnej ochrony.

RZECZNIK ZORGANIZUJE POMOC
Zdaniem lekarzy przejawów agresji wobec nich ze strony pacjentów, internautów i mediów narosło już tyle, że postanowili wreszcie coś z tym zrobić. Podczas Ogólnopolskiego Zjazdu Lekarzy, pod koniec stycznia tego roku w Warszawie, jego uczestnicy zgłosili postulat (przesłany potem do Ministerstwa Zdrowia), aby lekarz w trakcie wykonywanej pracy miał status urzędnika państwowego i tym samym z urzędu podlegał ochronie prawnej. Obecnie przysługuje ona tylko lekarzom dyżurującym w szpitalnym oddziale ratunkowym oraz zespołom pogotowia ratunkowego. A nie obejmuje już lekarzy pełniących dyżury w szpitalu na innych oddziałach.

- Chcieliśmy rozszerzyć opiekę prawną na wszystkich lekarzy, bez względu na to, gdzie aktualnie wykonują swoją pracę - wyjaśnia dr n. med. Jerzy Jakubiszyn, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu. - Niestety, nasz postulat nie znalazł akceptacji. Zdaniem ministerstwa byłoby to nieuprawnione wyróżnienie jednej z grup zawodowych.

W marcu prezydium Okręgowej Rady Lekarskiej w Opolu powołało więc - po raz pierwszy w historii - rzecznika praw lekarzy. Został nim Jacek Mazur, ginekolog-położnik z Kędzierzyna-Koźla. Obecnie rzeczników ma już większość izb lekarskich w kraju. Niedawno przy Naczelnej Radzie Lekarskiej w Warszawie powstało biuro praw lekarzy, które będzie koordynować pracę wszystkich rzeczników, działających przy izbach. A lada chwila zostanie wyłoniony jego szef.

Decydując się na powołanie rzecznika, nie zamierzaliśmy tłumić krytyki pod adresem środowiska lekarskiego - zaznacza dr Jerzy Jakubiszyn. - Nie możemy jednak pozostać obojętni, jeśli lekarze są obrażani i poniżani przez pacjentów, na forach internetowych, w mediach oraz przez polityków. Chodziło nam o to, żeby ktoś wziął na siebie zorganizowanie pomocy prawnej, by lekarz nie musiał sam się z tym borykać. Zwykle gdy dochodzi do pyskówki, w pierwszej chwili lekarz się zdenerwuje, ale potem i tak machnie na to ręką. Bo nikt nie ma czasu ani ochoty chodzić z pacjentami po sądach.

W TWARZ OD PACJENTKI
W większości przypadków medyk musiałby wnieść sprawę z oskarżenia prywatnego. Proces ciągnąłby się miesiącami. Z powodu luk prawnych nawet dyrektor szpitala czy przychodni nie mógłby wtedy nic zrobić w obronie swego pracownika. Doktor Mazur, który jest zastępcą ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego Szpitala w Kędzierzynie-Koźlu, nie powiadomił policji nawet wtedy, gdy uderzyła go pacjentka. To było, zanim został rzecznikiem kolegów lekarzy.

- Dostałem po twarzy od 16-letniej ciężarnej, która leżała na naszym oddziale - wspomina. - Chciałem jej zrobić usg. i wcześniej zapytałem, kiedy miała ostatnią miesiączkę. Odpowiedziała pytaniem: "A co cię to p... palancie obchodzi?". Tak się zamachnęła, że przy okazji stłukła mi okulary. Dobrze, że tylko tak się to skończyło. Do badania już nie doszło. Nie usłyszałem też do końca jej pobytu na oddziale słowa "przepraszam". Nie widziałem skruchy. Nigdzie tego nie zgłosiłem, bo niczego bym nie osiągnął. Młodocianej ciężarnej nikt nie pogrozi nawet palcem.

W tym samym szpitalu doszło do rękoczynów wobec lekarza na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii. Synowie mężczyzny, który leżał w ciężkim stanie, podłączony do aparatury, złamali lekarzowi rękę. Uznali, że ich ojciec był źle leczony, bo nie odzyskiwał przytomności. Synowie trafili do sądu. Ale to ciągle rzadkość.

Często po stronie rodziny pacjenta są emocje - mówi dr Jerzy Jakubiszyn. - Ale największy problem, jaki mają lekarze, dotyczy spraw poruszanych przez media. Jeśli w lokalnej gazecie ukazuje się napastliwy artykuł o lekarzu, tylko dlatego, że jakiś pacjent był niezadowolony z postawionej przez niego diagnozy, to podanie tylko inicjałów skrytykowanego nic nie daje. W małej miejscowości i tak wiadomo, o kogo chodzi. A potem trudno jest pochopnie wystawioną o kimś opinię odkręcić. Odium zła na sponiewieranym lekarzu pozostaje.

Jerzy B. Lach, ordynator oddziału rehabilitacji ogólnoustrojowej w Opolskim Centrum Rehabilitacji w Korfantowie, miał niedawno dostęp do danych, z których wynikało, że poziom agresji pacjentów w stosunku do personelu medycznego nieustannie wzrasta. Z czego to wynika?

- Po pierwsze - z zawirowań systemu ochrony zdrowia, utrudnionego dostępu do specjalistów, konieczności czekania w długich kolejkach - uważa dr Jerzy B. Lach. - Pacjent jest zdezorientowany i sfrustrowany, więc wyładowuje swoją złość na lekarzu, pielęgniarce, do których ma najbliżej. Po drugie - jest to kwestia wzrostu agresji w ogóle. Wielu ludzi ma o nas takie wyobrażenie, że powinniśmy być na każde skinienie.
Na oddziale rehabilitacji, gdzie leżą pacjenci specyficzni - po udarach mózgu, zabiegach na centralnym układzie nerwowym - emocji nie brakuje. - Spotykamy się głównie z pretensjami rodzin, wyrażanymi w różny osób - mówi ordynator. - Bliscy wyobrażają sobie, wręcz oczekują, że ich krewny wyjdzie do domu o własnych siłach, tymczasem opuszcza oddział na wózku inwalidzkim i trzeba się nim opiekować. Często są to sytuacje nagłe, więc rodzina nie jest przygotowana. Wpada we frustrację, a my jesteśmy pod bokiem, by się wyżyć...

Nowy rzecznik działa niespełna trzy miesiące. Na razie żadna poważna sprawa do niego nie wpłynęła. - Chciałbym działać w interesie lekarzy, pacjentów, jak i całej służby zdrowia - deklaruje Jacek Mazur. - Zamierzam reprezentować interesy koleżanek i kolegów wtedy, gdy racja jest po ich stronie. Pilnować, by ich prawa były respektowane. Ale nie będę wkraczać wtedy, gdy lekarz okaże się winny. Bo przecież i tak bywa.

Doktor Mazur dodaje: - Chciałbym jednak zaznaczyć, że lekarz nie jest Bogiem. Tak jak każdy człowiek ma prawo do błędu. Trzeba zrobić wszystko, żeby ich nie popełniać. Jeśli kierowca pomyli drogę, to zawsze może zawrócić i pojechać właściwą. Niestety, lekarz nie ma czasu, żeby się cofnąć. To są bardzo trudne dylematy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska