Pacjenci mogą zostać bez leków

Redakcja
Dr n. med. Jerzy Jakubiszyn: – Nie będziemy wyręczać NFZ i sprawdzać, czy pacjenci są ubezpieczeni. To nie należy do obowiązku lekarzy.
Dr n. med. Jerzy Jakubiszyn: – Nie będziemy wyręczać NFZ i sprawdzać, czy pacjenci są ubezpieczeni. To nie należy do obowiązku lekarzy. Krzysztof Świderski
Lekarze z Opolszczyzny obawiają się kar, które grożą im ze strony NFZ - od 1 stycznia - za uchybienia przy wystawianiu recept. Dlatego nie chcą już wypisywać leków na choroby przewlekłe bez badania pacjenta.

Wcześniej chorzy na nadciśnienie, cukrzycę, astmę czy inne schorzenia wymagające stałego przyjmowania tych samych leków nie musieli za każdym razem, gdy potrzebowali recepty, zapisywać się do lekarza, czekać w kolejce na wizytę, robić wciąż te same badania. Ale to się zmienia.

- Kończył mi się lek na nadciśnienie, myślałam, że załatwię jak zwykle receptę od ręki. Tymczasem okazało się to niemożliwe - opowiada Ewa Radomska z Opola. - W rejestracji usłyszałam, że moja pani doktor musi mnie najpierw zbadać. Wprawdzie receptę dostałam, ale pod warunkiem, że zrobię badania krwi i moczu. I tak ma być za każdym razem? Przecież taka procedura tylko wydłuża kolejki w przychodniach.

Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej z Opola niechętnie wypowiadają się na ten temat. Nie chcą się ujawniać, bo - jak tłumaczą - boją się restrykcji ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia, utraty kontraktu bądź jego drastycznego okrojenia. - Wystarczy, że urzędnik zajrzy do karty pacjenta, zapyta, na jakiej podstawie wypisałem ten czy inny lek, i zawsze jakiś hak na mnie znajdzie - argumentuje lekarz z 20-letnim stażem.

Niezadowolenie wśród lekarzy wzbudziła ustawa o refundacji leków. Uchwalona przez Sejm 12 maja tego roku, wejdzie w życie w styczniu. Według niej NFZ może m.in. ukarać lekarza za wypisanie leku "nieuzasadnionego względami medycznymi".

- Na jakiej podstawie? - oburza się dr Jerzy Jakubiszyn, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu. - Dlaczego fundusz uzurpuje sobie prawo do podważania ordynacji lekarskiej? Jeśli lekarz podstawowej opieki zna pacjenta, dobrze sobie radzi z jego leczeniem, to dlaczego ktoś ma wątpić, czy przepisał słusznie lek na nadciśnienie. Przecież nie będzie za każdym razem odsyłać pacjenta do kardiologa. Ustawa zostawia zbyt dużą furtkę dla dowolnej interpretacji przez NFZ.

Opolska Izba Lekarska zaapelowała do medyków, by wstrzymali się z podpisywaniem nowych umów na wystawianie refundowanych recept.

- Bo to na lekarzy ma spaść obowiązek sprawdzania, czy pacjent jest ubezpieczony - denerwuje się dr Jerzy Jakubiszyn. - Jeśli okaże się, że nie jest, a wypiszemy mu receptę na leki refundowane, czekają nas za to aż trzy kary, w tym zwrot refundacji z własnej kieszeni. Dlaczego? Ustawa o funduszu z 2004 roku mówi, że dowodem ubezpieczenia jest elektroniczna karta. NFZ miał dużo czasu, żeby ją wprowadzić. Od stycznia będziemy więc takiej karty żądać. Albo zaczniemy wystawiać recepty tylko na 100 proc.

Wtedy oczywiście ucierpią pacjenci.

Dr Łucjan Opiełka, naczelnik wydziału gospodarki lekami opolskiego oddziału NFZ: - Medycy ustawę trochę demonizują. Teraz też kontrolujemy recepty i lekarze muszą w nieuzasadnionych przypadkach koszty refundacji zwracać, choć zdarza się to bardzo rzadko. W tym roku kwota ta wyniosła łącznie 20 tys. zł.

Nadal też lekarze podstawowej opieki mogą przedłużać recepty dla przewlekle chorych, bez każdorazowego ich zbadania. Żaden przepis tego nie zabrania! Chyba że sami uznają, iż badanie jest konieczne, np. by zmienić dawkowanie leku. Poza tym jeszcze nie ma żadnych rozporządzeń wykonawczych do ustawy refundacyjnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska