Pan na saksy, pies do schroniska

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
- Zoja jest spokojna, ale bardzo tęskni za właścicielką - mówi pani Asia, wolontariuszka ze schroniska.
- Zoja jest spokojna, ale bardzo tęskni za właścicielką - mówi pani Asia, wolontariuszka ze schroniska. Sławomir Mielnik
Do schronisk trafia coraz więcej czworonogów, których właściciele jadą za chlebem. Pupil, zwłaszcza ten leciwy, ma niewielkie szanse na znalezienie nowego domu.

10-letnia Zoja trafiła do opolskiego schroniska na początku tygodnia. Jej pani dziś wyjeżdża do pracy za granicę. Suczki zabrać nie może. - Kobieta, oddając ją, płakała jak bóbr. Widać było, że wiele ją ta decyzja kosztuje - opowiada Dorota Skupińska, kierowniczka Miejskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Opolu.

Właścicielka suczki przez miesiąc próbowała znaleźć dla niej dobry dom. Rozwiesiła ogłoszenia, rozpytywała znajomych, ale Zoi nikt nie chciał. - Ludzie wolą młodsze zwierzęta, dlatego dla niej jedyną szansą było schronisko - przyznaje pani kierownik.

Zoja jest zdezorientowana. Tęskni za swoją panią i pewnie ciągle wierzy, że ona jednak po nią wróci. Podobnie jak 9-letnia Bela, której pan również wyjechał na saksy. - Właściciel deklaruje, że bardzo chciałby ją odzyskać. Jeśli Bela nie znajdzie do jego powrotu nowego pana, będzie mógł ją adoptować. Ale pewności nie ma - mówi Dorota Skupińska.

Sezon na pracę za granicą rozkręca się w maju i to widać w statystykach schroniska. W maju do opolskiego przytuliska trafiły cztery psy, których właściciele wyjeżdżali za chlebem. W czerwcu było takich przypadków pięć, a w lipcu, choć miesiąc dopiero się zaczął, aż sześć.

- Jeśli właściciel wcześniej powie nam o swoim planach, pomagamy znaleźć nowy dom dla jego pupila i często to się udaje - mówi Andrzej Jakubiszak, kierownik schroniska w podnyskiej Konradowej. - Schronisko to ostateczność, bo pies bardzo taki pobyt przeżywa.

Teoretycznie właściciele mogliby oddać pupila do psiego hotelu. Problem w tym, że taka usługa kosztuje. - Zostawiając go u nas na dwa miesiące musiałby zapłacić z góry 600 złotych. Dla osoby, która wyjeżdża za chlebem często to nieosiągalna kwota - mówi kierownik opolskiego schroniska.

Rozwiązaniem mogłyby być prywatne hotele dla zwierząt. Podobnych ofert na popularnym portalu z ogłoszeniami nie brakuje. Problem polega jednak na tym, że tu stawka jest jeszcze wyższa niż w schronisku. - Na szczęście jest coraz więcej hoteli i pensjonatów, które przyjmują turystów z czworonogami - mówi Andrzej Jakubiszak. - Może dlatego w ostatnich latach mniej osób pozbywa się zwierząt jadąc na wakacje.

W sumie w schronisku w Opolu przebywa w tej chwili 105 psów. Ogromnym problemem są też kocięta, których przybywa w tempie lawinowym.

- Na początku czerwca było ich 60, a teraz już 110, czyli niemal dwa razy tyle - wylicza Dorota Skupińska. - Ludzie nie sterylizują kotek, bo błędnie uważają, że to dla nich krzywda. Efekt jest taki, że gdy pojawią się młode, przynoszą je do nas, twierdząc, że znaleźli maluchy w środku miasta. To błędne koło, bo taka niewysterylizowana kocia mama za kilka miesięcy znowu będzie miała młode.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska