MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pani minister się nadaje

Krzysztof ZYZIK [email protected]
Na Aleksandrę Jakubowską przed drzwiami czekało dwa razy więcej dziennikarzy, niż liczy jej partyjne koło.
Na Aleksandrę Jakubowską przed drzwiami czekało dwa razy więcej dziennikarzy, niż liczy jej partyjne koło.
- Nie pytaliśmy o sprawę Rywina, bo nie chcieliśmy być nietaktowni - powiedział szef koła SLD w Domaszowicach Jerzy Szubert. Na zebraniu weryfikacyjnym Aleksandra Jakubowska dostała jednogłośne poparcie.

Co zarzucają Aleksandrze Jakubowskiej

Co zarzucają Aleksandrze Jakubowskiej

Szefowa gabinetu politycznego premiera ma kłopoty związane z pracami nad ustawą o radiofonii i telewizji, które pilotowała, a które coraz częściej wiąże się z korupcyjną propozycją Lwa Rywina. Taki pogląd reprezentuje m.in. przewodniczący komisji, marszałek Tomasz Nałęcz. Według niego przeciwko pani minister przemawia łańcuch poszlak. Pod lupą komisji są m.in. dziwne poprawki w projekcie ustawy, które czasowo zbiegały się z niektórymi wydarzeniami wokół wizyty Lwa Rywina w "Agorze". Wątpliwości wzbudzają też billingi rozmów telefonicznych, które wskazują na aktywne kontakty w kluczowych momentach afery Włodzimierza Czarzastego, Roberta Kwiatkowskiego i Aleksandry Jakubowskiej. Tygodnik "Newsweek" napisał wprost, że to właśnie te osoby mogą tworzyć "grupę trzymającą władzę".
Zbigniew Ziobro, członek sejmowej komisji śledczej, zapowiedział na łamach "NTO", że będzie namawiał pozostałych członków komisji o złożenie w prokuraturze doniesienia o popełnieniu kilku przestępstw przez minister Jakubowską.
- Po pierwsze: pani minister dokonała kilku merytorycznych zmian w projekcie ustawy, który został wcześniej przyjęty przez Radę Ministrów, a takich zmian nie mógłby dokonać nawet sam premier - mówił nam dwa tygodnie temu poseł Ziobro.
- Po drugie: pani minister dopuściła się w mojej opinii zatarcia korespondencji służbowej.
- Po trzecie: w toku prac komisji ujawniliśmy całą masę nieprawdziwych zeznań pani Jakubowskiej, z których ona musiała się potem wycofywać. Nie można przechodzić do porządku dziennego nad faktem, że świadek świadomie wprowadza w błąd komisję.

Wiceprzewodnicząca SLD i szefowa gabinetu politycznego premiera przyjechała do Domaszowic o 16.00. Nie rozmawiając z dziennikarzami, znikła za drzwiami sali konferencyjnej urzędu gminy. Tam czekało już na nią dwudziestu członków koła SLD - to oni mieli zdecydować, czy poseł Aleksandra Jakubowska jest godna tego, by nadal nosić w klapie znaczek Sojuszu.

- Czegoście tu przyjechali męczyć panią minister, Begerowej z komisji się czepcie za podrabianie podpisów - rzucił do zebranych pod salą jeden z miejscowych działaczy.
Dziennikarzy było wczoraj w Domaszowicach prawie dwa razy tyle, co członków koła SLD. Kamery czołowych stacji telewizyjnych czekały w pogotowiu na wyjście Jakubowskiej. Zza zamkniętych drzwi łapano fragmenty wystąpień.
- Pamiętajcie, gramy w jednej drużynie - mówił do działaczy z Domaszowic Andrzej Kracher, wojewódzki rzecznik dyscypliny partyjnej.
Po godzinie obrad działacze zaczęli wychodzić z sali na papierosa.
- Jest nagonka na panią minister, na cały rząd i wszystkich członków lewicy - ocenił Marek Sterczewski, wiceszef koła SLD. - A my w SLD dajemy się bić, bo jesteśmy bardziej katoliccy od katolików. A Jakubowska nie powinna się bić w piersi, bo nikt jej jeszcze niczego nie udowodnił. Jak ją znam, to jestem święcie przekonany, że to nie ona kręciła z tą ustawą, ale ją wrobili, ten Czarzasty albo inni ją normalnie wkręcili.
Przed drzwiami do sali obrad, na wielkiej tablicy widniał napis: "Pomoc w nagłych wypadkach, omdlenie, utrata przytomności". Nikt z zebranych jednak nie zasłabł, bo - jak się za chwilę okazało - zebranie przebiegło w wyjątkowo miłej, familiarnej atmosferze. Aleksandra Jakubowska wyszła z sali po półtorej godzinie rozpromieniona - dostała jednogłośne poparcie.

- Nie rozmawialiśmy o weryfikacji, tylko o sytuacji w państwie - mówiła na schodach, osaczona przez las mikrofonów. - Opowiadałam o planie Hausnera, o tym, co będzie z dopłatami dla rolników po wejściu do Unii. To właściwie wszystko. Nie usłyszałam żadnych zastrzeżeń pod swoim adresem, nie pytano mnie też o aferę Rywina. Sama powiedziałam krótko członkom koła, czym się kierowałam przy podejmowaniu takich, a nie innych decyzji związanych z ustawą o radiofonii i telewizji.

- Wypuśćcie nas, chcemy już iść do domu - pokrzykiwali w czasie nagrań telewizyjnych pani minister rolnicy - członkowie SLD, uwięzieni w sali przez tłum dziennikarzy.
Z przebiegu weryfikacji był dumny Jerzy Szubert, szef koła SLD w Domaszowicach.
- Nigdy nie lubiłem ludzi weryfikować, nie mam takich skłonności - stwierdził. - Ale mam już to z głowy, wszystko poszło jak należy.
- Zakładał pan, że ktoś się może panu wychylić, że jakiś chłop zagłosuje na "nie"? - zapytaliśmy przewodniczącego Szuberta.
- Owszem, bałem się takiego wychylenia, a jeszcze bardziej bałem się jakiegoś obraźliwego wyskoku pod adresem pani minister - powiedział. - Bo niektórzy u mnie w kole mają cięte języki i mogliby przygadać coś obraźliwego, albo nawet głupawego. Ale na szczęście nic takiego się nie stało.

Zadowolony z przebiegu zebrania był także Andrzej Kracher, wojewódzki rzecznik dyscypliny partyjnej. Przyjechał on do Domaszowic poinstruować działaczy, jak poprawnie wypełnić ankietę weryfikacyjną.
Według Krachera, miejscowi członkowie SLD nie pytali pani minister o sprawę Rywina, bo ona sama wyprzedziła ewentualne pytania z sali i długo tłumaczyła się ze swoich decyzji w sprawie ustawy o mediach.
- Większą część swojego 25-minutowego wystąpienia poświęciła sprawie ustawy - ocenił Kracher. - Mówiła długo i wyczerpująco, trudno, aby miejscowi działacze wchodzili z nią w merytoryczne polemiki.
Po zebraniu Jerzy Szubert i Marek Sterczewski, szef i wiceszef koła SLD, rozpływali się w komplementach pod adresem Aleksandry Jakubowskiej.
- Fakt, że tak znana i lubiana z telewizji pani minister przyjeżdża do nas na wieś, jest dla nas zaszczytem - mówił Sterczewski.
Według Jerzego Szuberta, władze gminy Domaszowice wykazały się sprytem, ściągając do siebie tak znaną osobę.
- Nasza gmina zawsze była upolityczniona - tłumaczył przewodniczący Szubert, wzięty weterynarz. - Pamiętam od dwudziestu paru lat, że zawsze było tu silne PZPR, sam należałem, bo człowiek mógł więcej załatwić, jakiś awans uzyskać. Dziś też, aby zaistnieć, trzeba być przynależnym. Ludzie to widzą i zapisują się. Pani Jakubowska dużo nam pomogła, wóz strażacki nam kupiła, dwie sale komputerowe załatwiła. Takie osoby trzeba szanować, a nie nękać weryfikacją.
- Zapłaciła za ten wóz i komputery? - dopytywali dziennikarze.
- No nie, ale była przy tym, jak dawali - odparł Szubert.
Minister Jakubowska po zebraniu weryfikacyjnym poszła na herbatę do wójta gminy, a dziennikarze próbowali łapać bohaterów wieczoru - członków miejscowego SLD. Ci jednak, odganiając się od kamer i aparatów fotograficznych, szybko pouciekali do domów.
- Ja tam żem się nie udzielał, tylko siedział cicho - powiedział na podwórku przed urzędem gminy członek SLD, który nie chciał podać nazwiska, przedstawił się tylko jako bezrobotny. - Ale gdybym miał panu wygarnąć, co ludzie naprawdę sądzą o tych na górze, to by się do gazety nie nadawało.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska