Parafia św. Józefa w Opolu Szczepanowicach ma już 80 lat

fot. Mariusz Jarzombek
Ksiądz Zygmunt Lubieniecki i Paweł Kukiz. Księdza proboszcza wszyscy tu nazywają "szefem".
Ksiądz Zygmunt Lubieniecki i Paweł Kukiz. Księdza proboszcza wszyscy tu nazywają "szefem". fot. Mariusz Jarzombek
Tu co roku do żywej stajenki przyjeżdżają tysiące ludzi, to tu kilka razy w roku odbywają się największe w okolicy festyny, to tu ściągają bezdomni, samotni, a także sportowcy i artyści. Obchodząca w tym roku 80-lecie parafia św. Józefa opolanom kojarzy się z miejscem, w którym ciągle coś się dzieje.

80 lat temu, kiedy powstawał kościół, na świecie szalał kryzys. Mimo że wielu wiernych ledwo wiązało koniec z końcem, świątynię wybudowali zaledwie w 20 miesięcy. Dziś podobnie ochoczo angażują się w życie parafii.

- Przecież wszystko robimy dla siebie - tłumaczą, organizując każdy festyn czy akcję pomocy.
Szczepanowicka parafia miała do tej pory tylko trzech proboszczów. Każdy zapisał się złotymi zgłoskami. Ks. Karol Tokarz spędził w niej aż 46 lat, przeprowadził ją przez kryzys i czas wojny. Po niej razem z parafianami odbudował zniszczoną świątynię, odprawiając msze w prowadzonym przez siostry franciszkanki domu opieki. Znany z twardej ręki ksiądz założył większość działających do dziś grup parafialnych, ucząc, że wspólnota parafialna to nie tylko modlitwa.

Ks. Hubert Skomudek, kolejny proboszcz, wyremontował organy, w stanie wojennym rozdzielał zagraniczne dary i ku zadowoleniu wiernych... podzielił parafię. Jak? Najpierw pomógł wybudować kościoły w sąsiednich Chmielowicach, potem w Winowie. Dziś oba mają swoich proboszczów.

Najważniejsze było jednak to, że wymyślił wiele imprez, z których słyną dziś Szczepanowice.
- Jego dziełem był pierwszy żniwniok, który nazwano jednocześnie dożynkami - po to, by nie dzielić parafian na tutejszych i przyjezdnych - wspomina Antoni Piechota, starosta ostatnich dożynek, które połączono w ubiegłą niedzielę z jubileuszem kościoła.

Takie podejście procentuje do dziś. Organizowana co roku akcja rozdawania mikołajkowych paczek dla biednych dzieci to również jego pomysł.

- Zawsze mieliśmy szczęście do księży - mówią w św. Józefie, do którego co niedziela zjeżdżają się ludzie z odległych części Opola. Dlaczego?
- Tu czuć ducha wspólnoty - zupełnie jak na wsi, choć przecież w mieście - wyjaśnia Irena Josek.

Duża w tym zasługa ks. Zygmunta Lubienieckiego, obecnego proboszcza. Ten urodzony za miedzą, bo na niedalekim Zaodrzu kapłan rozwinął większość tutejszych imprez i akcji.
- Kiedy "szef" coś wymyśli, wszyscy tylko pytają, w czym pomóc - śmieje się Ryszard Winiarz, który zawsze pomaga przy organizacji imprez. Szefem nazywają tu księdza Lubienieckiego wszyscy.
- To chyba dobrze, zawsze musi być ktoś, kto nad wszystkim czuwa - przyznaje proboszcz. - Tak jak kiedyś do budowy kościoła, tak teraz do każdej pracy jest zawsze wielu chętnych.

Parafianie od kilkunastu lat organizują zabawy taneczne, z których dochód jest przeznaczony na paczki mikołajkowe dla dzieci, ale i ludzi samotnych, ubogich i niepełnosprawnych. To właśnie u św Józefa szesnaście lat temu zorganizowali pierwszą wigilię dla bezdomnych i samotnych. W ubiegłym roku tysiąc osób gościł już Okrąglak.

- Moją dewizą jest bardzo prosta zasada: człowiek w życiu jest wart tylko tyle, ile potrafi dać z siebie innym - tłumaczy ksiądz Lubieniecki, mianowany przez papieża za działalność duszpasterską prałatem, prezes olimpiad specjalnych, kawaler Orderu Uśmiechu oraz kapelan sportu i turystyki w jednym. Były zawodnik i zagorzały kibic opolskiej Odry.

- W zdrowym ciele zdrowy duch - przecież jeśli sportowiec przegrywa, potrzebuje wsparcia przede wszystkim duchowego - mówi ks. Lubieniecki, który znany jest też z miłości do zwierząt. I to one wypełniają żywą stajenkę, do której pielgrzymują co roku wierni z całej Opolszczyzny.
- To był pomysł parafian, którzy chcieli pokazać cud Bożego Narodzenia inaczej, bardziej dobitnie - wspomina Andrzej Toczek, który zajmuje się co roku aranżacją stajenki. To pod jego "batutą" wspólnymi siłami kilkudziesięciu mieszkańców Szczepanowic, Wójtowej Wsi i osiedla buduje szopę, wykłada ją słomą i pilnuje zwierząt, jakby były ich własne.

(fot. fot. Mariusz Jarzombek)

- Zresztą większość i tak jest nasza - mój brat z tego powodu kupił nawet osiołka - śmieje się Toczek, tłumacząc, że nie ma wśród budowniczych podziałów na Ślązaków i przybyszów.
- Jeśli prosi, to wszystkich - z osiedla i domków - ludzie widzą, że to ma sens i naturalnie włączają się w prace - dodaje Bożena Musiurska, parafianka od 20 lat.

Owa jedność sprawdziła się w czasie powodzi tysiąclecia, największej katastrofy, jaka spotkała parafię i całe Opole. To tu, w sytuacji, kiedy z kataklizmem nie poradziły sobie samorządy, powstało centrum dowodzenia pomocą z Polski i zagranicy. Woda zalała wówczas większość ciągnących się wzdłuż rzeki wiosek. To im Szczepanowice oddawały jedzenie, środki czystości i czego tylko wówczas brakowało. A brakowało wszystkiego.

- To było najtragiczniejsze, ale i najpiękniejsze wydarzenie w naszej historii - wspomina ks. Lubieniecki. - Wielu straciło wówczas wszystko, ale jeszcze więcej poczuło potrzebę pomagania. To było niesamowite - dodaje.

Na największej jak do tej pory jubileuszowej imprezie bawiło się w ubiegły weekend kilka tysięcy gości. Jak zwykle wszystkie przygotowania (może jedynie poza stawianiem wielkiego namiotu) wzięli na siebie parafianie.

- Gdybyśmy do wszystkiego mieli wynajmować firmy, to na ich opłacenie nie starczyłoby pieniędzy z kolekty - wyjaśnia prosto i zwięźle powód swojego zaangażowania Gerard Kowalski, jeden z parafian. Gwiazdami niedzielnego koncertu - obok rowerowych akrobatów, orkiestr dętych, kabaretów i tancerzy - był zespół Lombard i Paweł Kukiz.

- O Szczepanowicach myślę zawsze dobrze, bo tutejszy proboszcz ma w sobie przede wszystkim człowieka, a nie urzędnika - przyznaje lider zespołu Piersi, który dostał od ks. Lubienieckiego dyplom za pomoc osobom niepełnosprawnym.

Dochód z festynu jak zwykle pójdzie na cele charytatywne.
Do mikołajkowej akcji z prezentami trzeba przygotowywać się przez cały rok - mówią parafianie, zastanawiając się, co "szef" wymyśli na następne urodziny kościoła.

- Setka musi być jeszcze lepsza - zaprasza Józef Pryszcz. - Unia Europejska może zniknąć, parafia pw. św. Józefa będzie tu jednak na zawsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska