Paraolimpijczycy. Herosi drugiego planu

Marcin Sagan
Marcin Sagan
- Przygotowania do igrzysk, wreszcie sam występ to była walka także z tęsknotą za domem, bliskimi, przyjaciółmi - mówi Barbara Niewiedział z Korfantowa, złota medalistka tegorocznej paraolimpiady. Osiąga wyniki nieosiągalne dla niejednego pełnosprawnego zawodowego sportowca.
- Przygotowania do igrzysk, wreszcie sam występ to była walka także z tęsknotą za domem, bliskimi, przyjaciółmi - mówi Barbara Niewiedział z Korfantowa, złota medalistka tegorocznej paraolimpiady. Osiąga wyniki nieosiągalne dla niejednego pełnosprawnego zawodowego sportowca. london2012.com
W niedzielę zakończy się w Londynie paraolimpiada. Dla polskich sportowców udana. W klasyfikacji medalowej nasz kraj zajmie zdecydowanie wyższą lokatę niż podczas igrzysk olimpijskich na przełomie lipca i sierpnia.

Kilka dni temu w naszym kraju burzę wywołał Janusz Korwin-Mikke. Znany z radykalnych poglądów polityk na swoim blogu napisał: Każdy ma prawo uprawiać dowolne ćwiczenia fizyczne i urządzać dowolne zawody. Można się tylko cieszyć, że inwalidzi też organizują zawody.

Ze sportem nie ma to jednak wiele wspólnego. Równie dobrze można by organizować zawody w szachy dla debili.

To jest sport, panie Mikke

Polityk przeprosił już za swój wybuch szczerości. W bardzo mocno przejaskrawiony sposób dotknął jednak problemu, jak powinien być traktowany sport niepełnosprawnych.

Trwa paraolimpiada i to jest tak naprawdę najlepszy czas, żeby bliżej przyjrzeć się dokonaniom niepełnosprawnych. Nie jest o to jednak łatwo. Transmisji telewizyjnych w naszym kraju nie ma. Jest wprawdzie codziennie kilkuminutowa kronika w TVP, stacje radiowe czy portale podają wyniki i przedstawiają sukcesy, ale w niczym nie można porównać tego do sposobu przekazywania informacji z Londynu sprzed kilku tygodni w czasie igrzysk.

Jednocześnie też często dochodzi do dosyć kontrowersyjnego zestawiania ilości medali zdobytych przez polskich sportowców niepełnosprawnych (na koniec paraolimpiady powinno ich być ponad 30) z tymi zdobytymi przez Polaków w czasie igrzysk. To jasne, że występ "normalnych" reprezentantów Polski był marny (zaledwie 10 medali), tyle że trzeba wziąć pod uwagę fakt, że rywali na paraolimpiadzie jest mniej, a konkurencji znacznie więcej. Na paraolimpiadzie startuje 4000 sportowców, a na igrzyskach sprzed kilku tygodni było ich ponad 10 tysięcy. Na paraolimpiadzie są 503 konkurencje, a na igrzyskach było ich 302. Już to zestawienie wskazuje, że o wiele łatwiej jest zdobyć medal na zawodach dla osób niepełnosprawnych.

- Dlatego też nie ma co porównywać tych dwóch imprez - mówi publicysta sportowy i redaktor dziennika "Sport" Dariusz Leśnikowski, który sam był dwa razy w roli wysłannika na igrzyskach.

- Nie pytajcie nas o niepełnosprawność, pytajcie o wyniki - apelują niepełnosprawni sportowcy. Może nie są oni tak znani czy tak często pokazywani, ale nie można ich nie doceniać. Ich postawa jest często wręcz heroiczna. Walczą nie tylko z rywalami, ale i własnymi ograniczeniami fizycznymi. Tacy herosi drugiego planu. Na pewno też można ich uznawać za sportowców, bo przecież normalnie trenują i przygotowują się do zawodów. Zresztą - na Zachodzie koszykarze na wózkach są prawdziwymi zawodowcami, kasują grube kontrakty i - co ciekawe - są zasilani przez sportowców z... Polski.

Opolanka pokazała

Nasza medalistka paraolimpiady Barbara Niewiedział z Korfantowa, która zdobyła w ostatnią środę złoto na dystansie 1500 m w kategorii osób z minimalną niepełnosprawnością intelektualną (F/T20), żeby być najlepszą na świecie w tej konkurencji - musi ostro trenować. - Na co dzień, w zwykłym cyklu, trenuję normalnie na miejscu w klubie z Korfantowa - mówi pani Basia. - Wówczas nie ma co narzekać, bo to normalny sportowy rytm. Jednak przez ostatnie sześć tygodni przed startem w Londynie w domu byłam tylko kilka dni. Reszta to obozy, gdzie odbywało się końcowe szlifowanie formy. To był bardzo trudny okres, bo mocno trenowaliśmy i bardzo tęskniłam za domem. Rozłąka z rodziną była dla mnie bardzo dotkliwa. W domu zostały dwie córeczki: 10-letnia Wiktoria i 4-letnia Martynka, które bardzo za mną tęskniły, a ja za nimi. Poza zmęczeniem fizycznym, to spowodowane tęsknotą było chyba znacznie większe. Stąd tych wyrzeczeń nie brakowało.

- Nie zdobywa się codziennie złoty medal, wprawdzie na paraolimpiadzie, ale ja to traktuje jak olimpiadę - zaznacza wzruszony trener naszej zawodniczki Mariusz Żabiński. - Są zawodnicy mający różnie dolegliwości i nie mogą startować ze zdrowymi, ale nawet gdyby mogli, to w pewnych rzeczach nie dorównają zdrowym, dlatego mają swoją olimpiadę. Pewnie, że łezka w oku się zakręciła. Basia już nie jest najmłodsza, ma rodzinę: męża, dwójkę dzieci. Oprócz tego, że dzieci trzeba wychowywać, a wychowuje bardzo fajnie, bo dziewczynki są grzeczne i dobrze się uczą, to musi jeszcze znaleźć dużo czasu na trening. Trenuje codziennie, bo sport tego wymaga. Do pracy nie trzeba jej namawiać. Daje się trening do realizacji i ona w stu procentach go wykonuje. To wielka przyjemność pracować z taką zawodniczką. W tym sezonie główną imprezą była paraolimpiada. Od października ubiegłego roku robiliśmy przygotowania do tych zawodów. Wszystko inne było pośrednie, na boku. W okresie przygotowawczym Basia ćwiczyła raz dziennie, jeśli był okres przedstartowy - to dwa razy dziennie, podobnie jak podczas obozu. Nie ma tak, że w tygodniu ma mniej niż siedem treningów. To są bardzo duże wyrzeczenia.

Niewiedział, która była jedyną reprezentantka Opolszczyzny w kadrze Polski na paraolimpiadę, należy od kilku lat do szerokiej czołówki krajowej w biegach średnich. Znacznie częściej startuje w normalnych zawodach niż w tych dla niepełnosprawnych. Na swoim koncie ma sporo sukcesów. Sięgała po złoto mistrzostw kraju w biegach górskich, srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski w biegach przełajowych oraz halowe wicemistrzostwo kraju na 3000 metrów. Głównych imprez światowych niepełnosprawnych jednak nie opuszcza i w dorobku ma złoty medal igrzysk paraolimpijskich z 2000 roku w Sydney, wywalczony na dystansie 800 metrów. Poza tym była najlepsza na 1500 m podczas mistrzostw świata w 2011 roku. W sumie ma trzy złota mistrzostw świata i kilka mistrzostw Europy oraz niezliczoną liczbę sukcesów na krajowych arenach.

Kontrowersyjna proteza

Wyniki naszej medalistki (jej rekord życiowy na 1500 m wynosi 4.21,06) to nieosiągalny poziom dla wielu lekkoatletek w Polsce. Jeszcze mocniejszą pozycję w krajowej czołówce ma gwiazda polskiej reprezentacji na paraolimpiadzie - tenisistka stołowa Natalia Partyka. W Londynie zdobyła ona swój trzeci złoty medal w zawodach paraolimpijskich. W stolicy Wielkiej Brytanii tego lata była jednak dwa razy. Startowała bowiem w czasie igrzysk olimpijskich (to był jej drugi start na igrzyskach, bo była też cztery lata temu w Pekinie), gdzie dotarła do III rundy. Pozbawiona prawego przedramienia 23-letnia zawodniczka bezwzględnie należy do europejskiej czołówki, czego dowodem są trzy medale mistrzostw naszego kontynentu (dwa w drużynie i jeden w grze podwójnej). W rywalizacji z najlepszymi na świecie nie ma jednak wielkich szans. Jednak nie dlatego, że jest niepełnosprawna, a z prostej przyczyny, że w tej dyscyplinie sportu dominują Azjatki, na czele z Chinkami. Ich poziom jest nieosiągalny dla zawodniczek reszty świata.

Największą gwiazdą wśród niepełnosprawnych sportowców na świecie jest specjalizujący się w biegu na dystansie 400 metrów 25-letni Oscar Pistorius z RPA. Mając niespełna rok, w wyniku wad wrodzonych stracił obydwie nogi. Mimo zaawansowanego stopnia kalectwa, to świetny zawodnik. Biega na specjalnych protezach z włókna węglowego. Jest rekordzistą wśród niepełnosprawnych w biegach na dystansach 100, 200 i 400 metrów. Startuje również w rywalizacji ze sprawnymi biegaczami. Zresztą z jego osobą wiąże się duże zamieszanie sprzed kilku lat. W 2007 roku, kiedy zaczął rywalizować z najlepszymi średniodystansowcami świata na 400 m po przeprowadzonych badaniach biomechanicznych naukowcy orzekli, że używane przez niego protezy dają mu dużą przewagę nad w pełni sprawnymi zawodnikami. Miał wobec tego nie wystartować na igrzyskach w Pekinie w 2008 roku. W maju 2008 roku Trybunał Arbitrażowy przy Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim, od którego werdyktów nie ma odwołania uznał jednak, że zawodnik może wystartować w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Werdykt nie oznaczał powszechnego dopuszczenia niepełnosprawnych, którzy korzystają z pomocy nowych technologii, do rywalizacji ze zdrowymi. Każdy przypadek ma być rozpatrywany osobno. Trybunał uznał, że nie można jednoznacznie stwierdzić, że protezy dają Pistoriusowi przewagę nad pełnosprawnymi sportowcami. Zawodnik nie zakwalifikował się jednak do reprezentacji swojego kraju. Pojechał jednak na ostatnie igrzyska w Londynie. W starciu z najlepszymi na świecie zajął 23. miejsce, zostawiając za sobą 24 innych zawodników. Z kolegami z reprezentacji RPA zajął też 8. miejsce w sztafecie 4 x 400 metrów. Pewnie gdyby był w ścisłej światowej czołówce i walczył o medale, to temat jego kontrowersyjnych protez i tego, czy dają mu przewagę by wrócił. Na razie jednak pod względem sportowym jest zawodnikiem drugiego planu, choć pod względem medialnym przebija większość najlepszych 400-metrowców.

W polskiej kadrze na para-olimpiadę w Londynie nie brakowało też osób, które poznał sport od tej drugiej, zdrowej, strony. Wypadek przeszkodził im w kontynuowaniu normalnej kariery, ale natura nie pozwalała im odejść od sportu. Takim przykładem jest 38-letni Rafał Wilk. Przez 15 lat był on żużlowcem, jeździł w kilku polskich klubach. Wybitnym zawodnikiem nie był, ale miał opinię solidnego ligowca. W 2006 roku miał wypadek na torze podczas zawodów, po którym stracił władzę w nogach. Do sportu wrócił. Jest trenerem żużlowym. Nie skończył też z jego uprawianiem, ale już w kategorii niepełnosprawnych. Trenuje narciarstwo zjazdowe na wózku (mono-ski) z nadzieją na zakwalifikowanie się do reprezentacji na najbliższą zimowa paraolimpiadę w Soczi za półtora roku. Trenuje też kolarstwo na rowerze z napędem ręcznym. To właśnie w tej konkurencji zwyciężył na imprezie w Londynie na dystansie 16 km.

Dobrze zapowiadającym się biegaczem narciarskim był 38-letni dziś Janusz Rokicki. Dwadzieścia lat temu jego życie wywróciło się do góry nogami. Został pobity przez bandytów, okradziony i zostawiony na torach. Przejeżdżający pociąg zmiażdżył mu nogi, które trzeba było amputować. Wrócił do sportu, a jego nową konkurencją jest pchnięcie kulą. W gronie zawodników z amputowanymi nogami zdobył srebrny medal z wynikiem 15,68 m. Srebrny medal miał też osiem lat temu w Atenach, a w 2008 roku w Pekinie był czwarty.

- Każdy sportowiec zasługuje na mój szacunek - mówi wielki miłośnik i kapelan sportu opolskiego ks. Zygmunt Lubieniecki, który mocno angażuje się w sport niepełnosprawnych, organizując od lat specjalny plebiscyt dla nich w naszym regionie. - Sportowcy niepełnosprawni zasługują na jeszcze większy. Hart ducha, determinacja i ambicja, jakie prezentują, są niesamowite. To jest sport w czystej postaci. Nie zepsuty pieniędzmi. Może wyniki nie są najlepsze, bo trudno je zestawiać z pełnosprawnymi sportowcami. Ci ludzie mają jednak rezultaty, których większość zdrowych ludzi trenujących amatorsko jakąś dyscyplinę nie jest w stanie osiągnąć.

Ilu zdrowych mężczyzn w wieku do 35 lat jest w stanie skoczyć wzwyż 174 cm? Tyle zaliczył brązowy medalista paraolimpiady Łukasz Mamczarz z Gorzowa. Zawodnik ten jest po amputacji nogi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska