Paweł Bernas zwycięzcą Memoriału Stanisława Szozdy

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus
Kolarze jechali w Prudniku ku pamięci Stanisława Szozdy.
Kolarze jechali w Prudniku ku pamięci Stanisława Szozdy. Oliwer Kubus
Po raz czwarty kolarze ścigali się po ulicach Prudnika, by uczcić pamięć wielkiego zawodnika.

Turniej ku pamięci pochodzącego z Prudnika znakomitego kolarza rozgrywany jest w rodzinnym mieście Szozdy od czterech. To prawdziwe kolarskie święto. W niedzielę zawodnicy wyjechali na trasę ulicznego kryterium już przed południem. Rozpoczęli najmłodsi, a skończyli kolarze z zawodowych kolarskich grup w kategorii „elita”.

Od początku bardzo aktywni byli kolarze brzeskiego Wibatechu 7R Fuji. Dobrze punktowali zwłaszcza Jacek Morajko i Andrzej Bartkiewicz. Ta dwójka do samego końca liczyła się w boju o wysokie pozycje i ostatecznie wywalczyła miejsca na podium. Zwyciężyć nie zdołała. Musiała bowiem uznać wyższość najlepszego w stawce Pawła Bernasa. Zawodnik zespołu Active-Jet jechał ciągle w czołówce, jednak dopiero na 20. okrążeniu uciekł peletonowi. Utrzymał równe tempo, nie dał się dogonić i finiszował samotnie.

- To moje trzecie w tym roku kryterium, w którym zwyciężyłem - powiedział triumfator. - Od pierwszych kółek starałem się zbierać punkty. Wiedziałem, że wyścig nie jest zbyt długi, dlatego mogłem sobie pozwolić na szastanie siłami. Gdy chwilowo je traciłem, w sukurs przychodził mi zawsze któryś z kolegów z grupy. W końcu na tyle zmęczyliśmy rywali, że udało mi się im odjechać. Na dziesięć rund przed metą byłem pewien, że wygram. Nie czułem oznak kryzysu. Jechałem mocnym, równym tempem, a przeciwnicy z czasem odpuścili.

Kryterium kolarskie jest dla kibiców interesujące głównie ze względu na dużą dynamikę i częste zmiany na prowadzeniu. W wyścigu głównym uczestnicy mieli do przejechania 30 okrążeń, z których każde liczyło po 1600 metrów. Zmagania obserwowało wielu mieszkańców miasta zarówno z perspektywy ulicy, jak i okien mieszkań.

- Kryterium jest krótsze i bardziej interwałowe od tradycyjnych wyścigów - tłumaczył Bernas. - Drużyny nie stawiają przed rozpoczęciem na jednego, konkretnego zawodnika. Wiele zależy od dyspozycji dnia oraz tego, kto i w jakim momencie jedzie z przodu. Jako że od początku solidnie punktowałem i dobrze się czułem, to mogłem liczyć na pomoc kolegów.

Imprezę odwiedziły, oprócz kibiców, osoby, które świetnie znały Szozdę, również prywatnie. Nagrody zwycięzcom wręczał Henryk Charucki, który ścigał się z Szozdą. Wśród gości nie zabrakło także Mariana Staniszewskiego, byłego kolarza, a obecnie szkoleniowca i działacza Ziemi Opolskiej.

- Dobrze znaliśmy się ze Staszkiem - podkreślał Staniszewski. - Najpierw wspólnie jeździliśmy, a potem wspierałem go podczas wyścigów. Jeszcze kilka lat temu, gdy Staszek stał się wśród fanów nieco zapomniany, na moje zaproszenie przyjechał rowerem do Dębia. Był znakomitym sportowcem i miał talent do wielu dyscyplin. Uprawiał amatorsko narciarstwo biegowe i piłkę nożną, ale swoje życie poświęcił kolarstwu. Wielki wojownik, nie było dla niego straconych pozycji. Zawsze atakował i chciał być pierwszy. Nigdy nie ustępował. Prywatnie był fajnym kolegą. Choć święcił sukcesy, nie wywyższał się i zawsze znalazł czas na rozmowę. Karierę zakończył szybko, mimo to zdołał osiągnąć tak dużo.

Przed dekoracją prezes Polskiego Związku Kolarskiego Dariusz Banaszek uhonorował odkrywcę talentu Szozdy - Franciszka Surmińskiego. Surmiński nie ukrywał wzruszenia i zapowiedział, że nadal chętnie będzie pracował z młodzieżą.

- Staszek to prawie jak mój syn - zaznaczył Surmiński. - Osiągnął to, czego mi się nie udało. Kolarstwu zawdzięczam wszystko. Sport nie tylko się uprawia, on także wychowuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska