Już w IV klasie podstawówki Paweł Maryniak przed gronem doktorów biologii miał wykład o straszykach.
Straszyk to owad, ale Paweł już go nie hoduje. Po okresie fascynacji patyczakami, teraz ma kilka pająków (z reguły nie mają polskiej nazwy), skorpiony, wija olbrzymiego (łac. Archispirostreptus gigas) i jakieś sto karaczanów madagaskarskich (łac. Gromphadorhina portentosa). Ta kolekcja to widok dla ludzi o mocnych nerwach, ale Paweł spokojnie układa je sobie na ręce.
- Wszystkie są świetne - twierdzi. - Można odtworzyć trochę egzotyki w domu, ładnie wyglądają, mają ciekawe zachowania.
Samce radzą sobie lepiej
Tato Bernard, lekarz pediatra mówi, że świadomość ich istnienia sprawia, że czuje się troszkę nieswojo.
- Ale ducha nie gasimy - uśmiecha się. - Ustaliliśmy, że rezerwat jest tylko i wyłącznie w pokoju syna, do którego można przecież nie wchodzić. Wzajemnie sobie nie przeszkadzamy.
Mama Beata, polonistka, odważnie przyznaje, że "rezerwat" już jej nie wzrusza.
- Nie mogę zwalczyć, to muszę pokochać - deklaruje. - Ale początki były trudne.
Zwłaszcza że wczesne zainteresowanie syna biologią objawiło się między innymi tym, iż przyniósł z podwórka stonkę i wrzucił ją do cukierniczki.
Karaczany syczą w czasie przepychanek lub zagrożenia, samce walczą ze sobą o korzeń albo łupinę kokosa. Dla Pawła są ważne - pracę na ich temat przygotował na ubiegłoroczną olimpiadę centralną z biologii. Automatycznie została zgłoszona do Konkursu Prac Młodych Naukowców UE.
- Zaobserwowałem ciekawe zachowania karaczanów i zacząłem drążyć temat - opowiada Paweł. - Zauważyłem, że mają dobrą orientację w przestrzeni i że mogą być podatne na warunkowanie instrumentalne...
Stop. Przekładając na nasze - chodzi o to, że spryskane wodą idą w kierunku, gdzie zawsze stało pożywienie. Więc Paweł zaczął sprawdzać, jak znajdują drogę do pokarmu w coraz bardziej skomplikowanych labiryntach. Wyszło na to, że samce szybciej się uczą, lepiej sobie w nich radzą niż samice. W Warszawie śmieją się, że opisując doświadczenie, zaznaczył: - Proszę państwa, to nie jest seksistowska praca, ludzie nie są podobni do karaczanów.
Praca musiała być dobra, skoro jest jedną z zaledwie trzech, które będą reprezentowały Polskę we wrześniu w Kopenhadze. Nasi młodzi naukowcy spotkają się tam z przedstawicielami 29 krajów. Ale Paweł z dumy nie puchnie.
Nie chwali się odczytami
- Miło zobaczyć, że ktoś to docenił, ale nie jadę do Kopenhagi z nadzieją na zdobycie wyróżnienia w konkursie - twierdzi.
Choć nagrodą byłyby pieniądze i staż badawczy w którymś z zagranicznych ośrodków naukowych.
Józef Karaszewski, wychowawca klasy Pawła w LO Carolinum w Nysie:
- Bardzo skromny. Jak wraca z odczytów w Polskiej Akademii Nauk, trzeba go prosić, żeby coś o nich opowiedział na godzinie wychowawczej. Zainteresowany tylko biologią, z innych przedmiotów mógłby mieć lepsze oceny. Miałby szansę na stypendium naukowe.
Opinia
Opinia
Ryszard Rakowski, dyrektor biura Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci:
- Paweł jest naszym wieloletnim stypendystą, co roku bierze udział w warsztatach specjalistycznych i obozach naukowych. To człowiek z pasją, a jednocześnie zwyczajny nastolatek. W tym roku mamy 367 stypendystów ze wszystkich województw, w tym 19 z Opolszczyzny. Nasi podopieczni publikują już w szkole średniej, przywożą dla Polski złote medale z konkursów międzynarodowych, należą do światowej czołówki, są młodą kadrą na wielu uniwersytetach. Ich praca i losy są budujące, serce rośnie, patrząc, jak wykorzystują swój potencjał. Tak też będzie z Pawłem - studia nie będą dla niego problemem, szybko zrobi magisterium, doktorat, ma zadatki na błyskotliwą karierę naukową.
Paweł przyznaje: nie jest omnibusem, takim, co to ma same piątki na świadectwie z góry na dół.
- W tych czasach niemożliwa jest kariera naukowa a la Leonardo da Vinci, który interesował się wszystkim - przekonuje. - Naukowcy specjalizują się w tak konkretnych dziedzinach, że jeden biolog możne drugiego nie zrozumieć.
W pokoju Pawła oprócz "rezerwatu" stoi gitara, nad biurkiem plakat Metalliki. Nie chodzi w białym kitlu, tylko w czarnej podkoszulce z włosami spiętymi w kucyk, słucha rocka, punka, reggae. Na biurku "Fizjologia zwierząt", "Biochemia kręgowców", "Elementy genetyki klinicznej", "Chemia analityczna". Paweł nie pasjonuje się przedmiotami humanistycznymi (polskim przejmuje się o tyle, że w tym roku musi z niego zdać maturę), lubi książki z filozofii naukowej, a o ewolucjonizmie czyta dla rozrywki przed snem.
Rodzice wcześnie zorientowali się, że mają inteligentne dziecko.
- Miał 3,5 roku i już znał wszystkie litery, płynnie czytał, gdy miał niecałe cztery lata - wspomina tato. - Później zaczął się fascynować dinozaurami, a w wieku 5 lat własnoręcznie zrobił o nich album z opisem naukowym.
Naukowiec sprząta i prasuje
(fot. fot. Joanna Forysiak)
Potem już poszło. W IV klasie podstawówki miał indywidualne nauczanie z biologii i geografii. Odnosił sukcesy w pływaniu, startował w olimpiadzie polonistycznej. Od 12. roku życia jest stypendystą Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci, który pomaga wybitnie zdolnej młodzieży (stypendystami byli także m.in. pianista Rafał Blechacz, reżyser teatralny Jan Klata, poeta i prozaik Jacek Dehnel). Od tamtej pory wyjeżdża na obozy naukowe w najlepszym towarzystwie, m.in. profesorów i doktorów PAN czy Uniwersytetu Warszawskiego.
Paweł daje rodzicom dyskretne znaki, żeby już przestali go chwalić. Tak ma - sam o sobie nie mówi, a jak już ktoś się dowie, to trudno.
- Sukcesów było wiele, ale mimo wszystko nie można się do nich przyzwyczaić - mówi tato.
- I każdy ma swoją cenę - dodaje mama. - To nie jest tak, że zdolne dziecko wychowuje się bez problemów. Jest ciągła troska i czuwanie, żeby niczego nie przeoczyć, nie zaprzepaścić, ale też nie przesadzić, nie zmuszać. Życie pokazuje, że chyba nam się udaje.
Jak się mieszka pod jednym dachem z młodym naukowcem? Ciekawie, nie ma czasu na nudę. Naukowiec wynosi śmieci, kosi trawnik, ostatnio nawet obrus wyprasował. Choć głowy do domowych szczególików nie ma.
- Mam normalne obowiązki domowe, bez taryfy ulgowej - podkreśla Paweł. - Wszystko robię, oprócz gotowania.
Indeks na akademię medyczną w kieszeni
Opinia
Prof. Magdalena Fikus, współorganizatorka warszawskiego Festiwalu Nauki, przewodnicząca Rady Upowszechniania Nauki przy Prezydium PAN:
- Uważam, że praca Pawła jest piękna i klasyczna, oparta na osobistej obserwacji biologa. Budzi moje uznanie, że badania przeprowadził nie we wspaniałym instytucie, ale we własnym domu, dokładnie przestrzegał procedury badawczej, uzyskał interesujące wyniki, a na koniec postawił naukową hipotezę. Jego praca jest samodzielna i dorosła. Teoretycznie posiadanie uzdolnionych młodych ludzi dobrze wróży polskiej nauce. Pytanie tylko, jak kraj potrafi im pomóc i ich wypromować. W Polsce mamy bardzo dobrych uczniów i studentów, tylko dlaczego potem wśród naukowców jest czarna dziura? Bo nakłady na naukę są wstydliwie niskie. Póki ich nie zwiększymy, będziemy gubić diamenty. Zdolni i pracowici wyjeżdżają do Europy, Japonii, USA, gdzie ich przyjmują z otwartymi ramionami. Ale dla Polski są straceni.
Mama już przywykła, że mąż z synem przy stole prowadzą spontaniczne dysputy na temat chorób czy stosowania niektórych leków.
- Przy obiedzie ostatnio roztrząsali, co doprowadziło do śmierci znalezioną w ogrodzie mysz - uśmiecha się pani Beata. - Ze szczegółami anatomicznymi, czyli co jej się musiało przerwać i w którym miejscu. Ile się dowiedziałam mimochodem!
Ireneusz Grzegocki, biolog z I LO w Prudniku, indywidualne zajęcia z Pawłem miał, gdy ten był w podstawówce. Kiedy poszedł do gimnazjum, zaczęli przerabiać materiał szkoły średniej.
- Rzadko się zdarza, żeby uczeń miał tak sprecyzowane plany - mówi Grzegocki. - Zdyscyplinowany, samodzielny, jak coś go zainteresuje, będzie drążył temat do końca, aż dostanie satysfakcjonującą odpowiedź.
Paweł przed Kopenhagą chce robić dalsze doświadczenia na karaczanach, żeby wyniki były bardziej wiarygodne.
- Można by było sprawdzić na innych gatunkach zwierząt, wyżej rozwiniętych, jaki związek ma terytorializm samców z zapamiętywaniem obiektów w przestrzeni - zastanawia się. - Czy istnieje korelacja między terytorializmem a umiejętnością orientacji przestrzennej...
W kieszeni ma indeks na akademię medyczną, nie wie jeszcze tylko, na którą się zdecydować. W przyszłości widzi się w roli lekarza.
- Myślę, że zajmę się medycyną od tej naukowej strony - mówi, ale nie marzy, żeby być tym, który znajdzie lek na raka. - To zbyt górnolotne. Zresztą dziś pracuje nad tym ogromny sztab ludzi, badania trwają wiele lat i trzeba mieć dużo szczęścia.
Na razie więc karaczany spokojnie wracają do terrarium, a Paweł do powtórki przed kolejną olimpiadą. Biologiczną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?