Pedofil z Niemiec przez rok ukrywał się w Zdzieszowicach. Teraz resztę życia spędzi w więzieniu

Redakcja
Przed niemiecką policją skutecznie ukrywał się od ponad roku. 61-letni pedofil Johann S., oprawca 24 dzieci, zamelinował się w Zdzieszowicach. Myślał, że w Polsce zapadnie się pod ziemię.

Niewielki hotel robotniczy przy głównej ulicy Zdzieszowic. W kilkumetrowych klitkach mieszkają tu głównie Łotysze, Ukraińcy, Rosjanie, Polacy.

W ciemnym korytarzu jednego z hoteli robotniczych kilkuosobowa grupka właśnie "odpoczywa" po pracy. Przy rozkładanym stoliku piją wódkę z plastikowych kieliszków. I piwo na popitkę. Na stole obrus z gazety. W powietrzu woń wódki miesza się z potem zmęczonych ludzi. Dochodzi 20, to jeszcze nie czas na kąpiel.
- Konrad prestypnik? Nużno u Polaków pytać - nieogolony mężczyzna w podartej koszulce pokazuje na sąsiedni budynek.

Auto ustawiał za rogiem
Na brudnym korytarzu krząta się kilka osób. Kursują między pokojami a wspólną łazienką. To tutaj przez rok ukrywał się Johann S. - pedofil z Niemiec. Szukali go policjanci z całej Europy. A on przycupnął tu.

Od czwartku, gdy został zatrzymany, w pokojach dyskutuje się tylko o tym.
- On od początku jakiś dziwny był... - mówi lokator spod Białogardu. - Nigdy nie wiedziałem, o co tak naprawdę mu chodziło. Tutaj wszyscy trzymamy się razem. Razem wychodzimy wieczorem do knajpy, wspólnie pijemy piwko, żeby jakoś szybciej leciał czas. A on zawsze trzymał się z daleka. Nie miał kumpli. Mało mówił, choć teraz widzę, że dużo miałby do powiedzenia.

Johann S. jako jedyny mieszkał sam. Mimo że miał u siebie ustawione trzy łóżka, protestował, gdy ktoś chciał się do niego wprowadzić. Nigdy nie przedstawiał się z imienia i nazwiska.

- Jak przyjechał tutaj do roboty, przedstawił się: Konrad jestem - dodaje jego sąsiad. - Gdy ktoś krzyknął "Johann", nie reagował. Myślałem, że po prostu nie lubi swojego imienia.

S. posługiwał się dwoma paszportami - polskim i niemieckim. Mówił biegle w obu językach. W pracy zajmował się montowaniem metalowych elementów maszyn.
W życiu prywatnym miał kilka dziwnych nawyków, na które zwracali uwagę koledzy. Z czasem jego zachowanie przestało jednak dziwić.

- On nigdy nie parkował samochodu pod hotelem - mówi sąsiad z pokoju obok. - Auto zostawiał kilkaset metrów dalej i stamtąd zaiwaniał piechotą.

O rodzinie Johann nie wspominał. To był najbardziej drażliwy temat. Raz tylko bąknął, że miał w Niemczech żonę i dzieci. Wtedy jeden z jego kumpli nie wytrzymał i zapytał go wprost:

- Johann! Jak to z tobą jest? Wszyscy zostawiają żony i dzieci w Polsce i jadą zarabiać euro na Zachód, a ty jako jedyny odwrotnie. Co się stało, że nie chcesz wrócić do Niemiec?

- To długa historia... - uciął krótko.
W czwartek, jak zawsze, wyszli na budowę. Około 9.00 na teren budowy weszli dwaj kryminalni w cywilu. Podeszli do Niemca: Joann S.? - upewnili się i od razu zakuli go w kajdanki.

Był zaskoczony.
Joann S. został przewieziony do Opola. Wczoraj przesłuchiwała go prokuratura. W najbliższych dniach sąd zdecyduje, co zrobić dalej. W Niemczech ma na swoim koncie 24 przypadki seksualnego wykorzystywania dzieci.
Pracował w Strzelcach Opolskich na terenie po byłej cementowni. Powstaje tam fabryka niemieckiego koncernu Kronospan. Był zatrudniony przez firmę Agg z Inowrocławia, która wynajmuje robotników na budowy. - Jestem w szoku - mówi Andrzej Gajda, szef firmy. - On był trochę dziwny, ale w życiu bym go nie podejrzewał o takie rzeczy.
Johann uciekł z psychiatryka
Nad schwytaniem pedofila z Niemiec od ponad roku pracowali policjanci z całej Europy. Wydano za nim międzynarodowy list gończy. Za kontakty seksualne z nieletnimi Johann stanął wcześniej przed niemieckim sądem.
Przed więzieniem skierowali go na badania do zakładu psychiatrycznego. Gdy zorientował się, że za kratami spędzi resztę życia, uciekł ze szpitala i przyjechał do Polski. Kręcił się po budowach, zamelinowal w hotelach robotniczych. Zmieniał miejsca zamieszkania. Liczył, że nikt go nie znajdzie.

Niemiecka policja nie udziela informacji, jak to się stało, że wypuściła z rąk groźnego zboczeńca. Rzeczywiście, nie ma się czym chwalić.

- Johann S. najprawdopodobniej wróci do Niemiec - mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. - Wszystkich tych czynów dopuścił się w Niemczech. Między innymi obcował płciowo z własnym synem.

Opolscy policjanci sprawdzają, czy S. ukrywając się w Polsce, nie skrzywdził jakiegoś dziecka.

- To rutynowa procedura - mówi Maciej Milewski, rzecznik opolskiej policji. - Na szczęście do tej pory nie dotarły do nas żadne sygnały, by mężczyzna ten dopuścił się takich przestępstw.

W najbliższych dniach w sądzie okręgowym zapaść ma decyzja, czy mężczyznę czekać będzie ekstradycja. Liczą na to głównie mieszkańcy Zdzieszowic, którzy od czwartku cały czas mówią o Johannie.

- Boję się wypuszczać moją Julkę na dwór - mówi pani Anna. - Akurat mieszkam blisko jednego z tych hoteli robotniczych. Teraz zastanawiam się, kto jeszcze może tutaj się ukrywać. Takich pedofilów powinno się zamykać w więzieniu do końca życia. Żeby nie mieli okazji do krzywdzenia dzieci.

Wszystko wskazuje na to, że Johann S. nie dożyje wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska