Początek spotkania był niemalże jak z bajki dla podopiecznych Rafała Kuptela. Szybkie wyjście na prowadzenie 3:0 było dobrym prognostykiem dla sympatyków Gwardii. A z czasem było jeszcze lepiej. Adam Malcher obronił dwa rzuty karne, formacja defensywna świetnie „czytała” rozegranie zespołu gości, dzięki czemu kilkukrotnie udało się wyjść z kontrami, które były zamieniane na bramki. W zasadzie tyle dobrego można powiedzieć o miejscowej drużynie. Do momentu, gdy na tablicy wyników widniał rezultat 10:2 (!) wydawało się, że beniaminek zbierze przysłowiowe baty. Jakże naiwne było to myślenie…
- Rozegraliśmy super pierwszą połowę, natomiast druga to istna katastrofa. Nie rozumiem tego, jak pokazaliśmy się w drugich 30 minutach. Bramkarz naszych rywali stawał na wysokości zadania, ale mieliśmy swoje szanse w końcówce. Popełniliśmy tyle błędów… z całym szacunkiem do Ostrovii, która dobrze broniła, ale nie wykorzystywaliśmy świetnych okazji, w tym kilkukrotnego wyjścia sam na sam. W końcowej fazie spotkania zagraliśmy jak w przedszkolu. Wychodząc do kontry oddawaliśmy piłkę przeciwnikowi – nie gryzie się w język Rafał Kuptel, trener Gwardii.
I słusznie, bo to, co działo się na parkiecie, było trudne do wytłumaczenia. Co by jednak nie mówić, na przerwę obie ekipy schodziły przy wyniku 15:10, co stanowiło solidną zaliczkę przed rozpoczęciem drugiej połowy, mimo że jeszcze w pierwszej Ostrovia wrzuciła wyższy bieg, zaś Gwardia stopniowo zwalniała.
Trudno było patrzeć na poczynania opolan w drugiej połowie, którzy sprawiali wrażenie, jakby nagle został im odcięty dopływ tlenu. Nie oznacza to opieszałości, bo gospodarze próbowali na różne sposoby zagrozić bramce rywala, a nieskuteczność i brak pomysłu. Nawet jeśli któryś z Gwardzistów został dopuszczony do pozycji rzutowej, na jego drodze stał jeszcze golkiper, który bardzo dobrze wywiązywał się z powierzonego mu zadania.
Po przerwie nie funkcjonowały skrzydła, a jedyna nadzieja na odwrócenie losów spotkania była związana z Mateuszem Jankowskim, który będąc najlepszy strzelcem swojej drużyny pokonał bramkarzy rywali siedmiokrotnie. Niestety, żeby pokonać Ostrovię, kapitan Gwardii potrzebował większej pomocy swoich kolegów.
Nerwowość w wyprowadzaniu ataków była nad wyraz widoczna w końcowych minutach, gdy goście wyszli na prowadzenie. Jej efekt był taki, że opolanie nie potrafili nawet wyjść z szybką kontrą, gdyż albo podanie nie trafiało do adresata, albo ten gubił się z piłką i ją tracił.
- Mecz miał dwie połowy, które różniły się od siebie diametralnie. Gwardia Opole była stroną dominującą w pierwszej części meczu. Nie mieliśmy wtedy zbyt wiele do powiedzenia. Jedynie w końcówce udało nam się „podgonić”. W drugiej połowie lepiej wyglądaliśmy w defensywie, skuteczniej broniliśmy. Szacunek dla chłopaków, że wyszliśmy od ośmiobramkowej straty, przechodząc przez pięć trafień, kończąc na doprowadzeniu do remisu i wygranej – podsumowuje Maciej Nowakowski, trener Ostrovii.
Gwardia Opole - ARGED KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski 22:25 (15:10)
Gwardia: Malcher (11/29 - 38 proc.), Lellek (2/8 - 25 proc.) - Jankowski 7, Widomski 4, Wojdan 4, Fabianowicz 2, Stempin 2, Morawski 1, Scisłowicz 1, Kawka 1, Sosna, Hryniewicz, Monczka, Czyczykało, Koc, Kucharzyk
Ostrovia: Balcerek (1/8 - 13 proc.), Krekora (16/31 - 52 proc.) - Klopsteg 8, Adamski 4, Gajek 4, Gierak 4, Urbaniak 2, Misiejuk 1, M. Wojciechowski 1, Marciniak 1, Tomczak, Wadowski, M. Przybylski, J. Przybylski, Szych
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?