PGR. Sieroty po starej Polsce

Redakcja
– Chciałam uciec z pegeeru, ale nie udało się, musiałam tu wrócić po dwudziestu latach – mówi Maria Fitoł.
– Chciałam uciec z pegeeru, ale nie udało się, musiałam tu wrócić po dwudziestu latach – mówi Maria Fitoł.
- Jednego dnia Wałęsa powiedział, że pegeery powinny w ciągu doby zniknąć, bo on też z PGR-u - mówi Ryszard Wiatrowski, elektryk z byłego kombinatu. - I tak się stało. Pyk, i naszego Minkowskiego już nie było. Ale ludzie zostali.

Żeby dotrzeć do Fitołów, trzeba przeciąć wielki plac, z parkiem nowoczesnych maszyn rolniczych po jednej stronie. Po drugiej srebrzy się kilka nowoczesnych silosów zbożowych. Po drodze zatrzymuje ochroniarz pilnujący kapitału spółki Dudy - najwyraźniej kwitnącego przedsiębiorstwa, którego część majątku wyrosła na zgliszczach dawnego PGR Namysłów.

Ale za rogiem folwarcznego budynku wszystko jest już inne. Budynek bez wody i prądu - a więc i bez telewizora. Tutaj czas się zatrzymał…

- W tym kilkunastorodzinnym budynku została już tylko pani Marysia ze swoim bratem - opowiada Ryszard Wiatrowski. - Starzy poumierali, a nowych już nie wprowadzili, to niszczeje. A do bloków, które PGR budował, to nie każdy się dostał.

Trzeba się było postarać albo mieć chody.

- Cholera! - Wiatrowski wpada w złość. - Jak górników czy stoczniowców chcieli wykiwać, to oni zaraz pod Sejm pojechali. I co? Zaraz dla nich się znalazły pieniądze, wcześniejsze emerytury. A my, ludzie z pegeerów, nigdy pod Sejm nie pojechaliśmy. Bo nigdy się nie potrafiliśmy o swoje upomnieć.
Za podniszczonymi drzwiami w kuchni wokół gorącego pieca kręci się kilka kotów. W oczy rzuca się też od razu leżąca na łóżku książka, Ignacy Krasicki. - Wykształcenia nie zdobyłam, ale lubię czytać - odzywa się pani Marysia Fitoł, 55 lat. - Szczególnie literaturę francuską i rosyjską.

Zaczyna wymieniać książki, do których chętnie wraca.

- "Martwe dusze", "Zbrodnię i karę" - mówi nie przerywając mieszania zupy na kaflowym piecu. - No i "Cichy Don", "Wojna i pokój".

Co jakiś czas przerywa mieszanie, spogląda do pieca i wyrzeka, że już niedługo się zawali. - Gdyby ojczym pochodził za mieszkaniem w bloku, to miałabym dzisiaj standard jak należy - żali się pani Marysia i miesza pod pokrywką. - Ugotowałam taką chudą pomidorową, a na niedzielę zagniotę łazanek z grzybami. Staram się jak mogę, bo czasem na miesiąc mam 50 złotych na siebie i na brata.

50 zł, czyli 16 dolarów, pół na dzień. ONZ sporządza mające poruszyć sumienia bogatego świata mapy nędzy, na których ludzie muszą żyć za dolara dziennie. Na tych mapach Fitołów nie ma.

- Do biedy można się przyzwyczaić - macha ręką pani Marysia. - Tylko trzeba się jej nauczyć, wiedzieć, jak w tej biedzie być.

Mówi, że chleb czasem dostaje za darmo lub kupuje za sprzedane puszki po piwie. A latem chodzi do zbierania ogórków.

Jak górników czy stoczniowców chcieli wykiwać, to oni zaraz pod Sejm pojechali. I co? Zaraz dla nich się znalazły pieniądze, wcześniejsze emerytury. A my, ludzie z pegeerów, nigdy pod Sejm nie pojechaliśmy. Bo nigdy się nie potrafiliśmy o swoje upomnieć

Ludzie najczęściej ją widzą właśnie wtedy, kiedy zbiera puszki albo inne przedmioty: wszystko, co może trafić do pieca, żeby ogrzać mieszkanie.

Chciała uciec z pegeeru

- Zostawiłem bratu puste puszki i na górę dałem pełną, ale powiedział, że nie chce piwa - mówi do Fitołowej
zdziwiony Wiatrowski.

- Bo nie możemy sobie pozwalać na żadne nałogi! - podkreśla pani Maria. - Kiedyś, za młodu, to popalałam, ale dzisiaj to nie miałabym na papierosy. Ani brat na to piwo, więc lepiej się pozbyć przyzwyczajeń…
Skarży się, że brat nie oddaje jej tego, co dostaje za puszki. I że musi go utrzymywać. - A on taki, jak za socjalizmu: jak kierownik przyszedł i rozdał robotę, to pracował - utyskuje. - Ale sam od siebie nic nie zrobi. Nawet sam nic tutaj nie naprawi. Do gospodarza nie pójdzie i nie powie, że gnój wyrzuci za jajka albo za mleko. I on taki teraz dziwny, chyba od ludzi stroni…

Kiedyś chciała uciec od roboty w pegeerze, gdzie pracowali jej rodzice. Miała 19 lat, kiedy znad morza do Krakowa wracało małżeństwo lekarzy. - Nawet nie wiem, po co się zatrzymali w Minkowskiem - wspomina. - Powiedzieli, że zabiorą mnie do bawienia dzieci. To pojechałam.

Odeszła, kiedy dzieci podrosły. Trafiła w Krakowie do okienka na poczcie. - Jacy ludzie do okienka przychodzili! - rozmarza się przez chwilę. - Nawet biskup Drzycimski. Ale nie ułożyło mi się życie osobiste… Tak przeleciało mi na stancjach dwadzieścia lat.

Przerywa, ukradkiem ociera łzę. - Jakoś nikt mi nigdy ręki nie podał - głos zaczyna jej się łamać. - Straciłam tę pracę. Wróciłam do pegeeru, kiedy mama jeszcze żyła.
Podchodzi do okna, żeby wpuścić kota. Pod oknem łóżko, w którym śpi pani Marysia. - A w te okna nocami rzucają mi kamieniami, szyby wybijają - ma okazję, żeby się komuś pożalić. - Kto? A jacyś tacy w kapturach. Nie wiem, czego ode mnie chcą, bo ja nikomu nic złego nie zrobiłam. Czy się boję? Czasem tak, ale nasz papież powiedział "nie lękajcie się", to aż tak bardzo się nie boję.

Gdzie ten gong, jego ton…

44-letnia Ewa Spyra też wróciła do pegeeru. - Kiedyś za młodu za kelnerkę byłam - wspomina. - Ale ojciec, brygadzista w pegeerze, mówi do mnie: "Córka, wracaj do domu! Co się będziesz po obcym tułać, kiedy najlepiej tutaj".

Przerywa, widać, że jej myśli wracają do tamtych lat. Starej Polski. Tak mówią w Minkowskiem, nikt nie używa: "Za Peerelu".

- To były czasy! - mówi. - Tego nikt nie wie, kto dobrobytu w pegeerze nie zaznał. Ludzie cukier, a kobiety wełnę za darmo dostawali, to wtedy towary deficytowe. Mleko, kartofle… A jak ktoś nie chciał kartofli, to mógł sprzedać do gorzelni, która była w gospodarstwie. No i ze trzy świnie w roku się ubijało. Z paszą też nie było problemów.

Często to ona dzieliła te dobra. Zanim kierownik na placu rozdzielił robotę, pani Ewa o 5 rano wydawała pracownikom, co im się należało. - Wielka kolejka się robiła, bo odbierali swoje dzienne deputaty: mleko dla rodziny i mineralną do roboty - opowiada. - Potem musiałam poczyścić rurki, te, którymi płynęło mleko.

- A jakie dancingi i sylwestry w gospodarstwie nam organizowali! - ożywia się znowu. - Jeszcze za dziecka na kolonie mnie rodzice posyłali, sami nad morze jechali na wczasy organizowane przez PGR. A teraz…

Pani Ewa zaczyna płakać. Mówi, że córki miały urodziny, a ona nawet po 50 złotych nie mogła im dać, bo skąd?

- Mąż pracuje, to bierze się pożyczkę, byle dzisiaj - mówi z rezygnacją. - Żeby opędzić ten miesiąc, bo potem może znowu się trafi i pojadę do Niemców. Oni wojnę przegrali, a my teraz tym starym babkom służymy…

Najbardziej wspomina pegeerowski gong, którego dźwięk słychać było w całej okolicy. - Wzywał ludzi, po przerwie o 10 rano do pracy, ale jak to za socjalizmu, nikt się aż tak nie spieszył, bo roboty było dość - dodaje pani Ewa. - Potem był obiad. Mieliśmy swoją kuchnię, kucharki, jedni jedli w stołówce, innym w pole w baniakach wozili. To było życie! Tato mnie i bratu te mieszkania wykupił, które w 1988 przyznawali. Pracowałam tutaj trzy lata, bo potem padły pegeery….

Tego gongu o dziesiątej rano długo jej brakowało. - Nieraz się popłakałam - przyznaje pani Ewa. - Teraz się martwię, kto mi da za dziesięć lat emeryturę…

Jeden latem, drugi zimą

Przy następnych dwóch blokach w Minkowskiem kręcą się mężczyźni, wśród nich 53-letni Adam Nowakowski. W PGR był traktorzystą. Ciągle w stanie kawalerskim, od dawna nie liczy na stałą pracę.

- Wszędzie tylko "nie ma", "nie ma", bo kto takiego starego weźmie do roboty? - narzeka. - Dla młodych w Namysłowie nic nie ma, to co dopiero dla mnie.

Pan Adam mieszka z matką, z zamężną siostrzenicą i jej dziećmi.
- Trzeba iść do matki, ona w pegeerze od 1948 roku była - podpowiada.

- Czesława Nowakowska jako oborowa przepracowała w PGR całe swoje życie - mówi po drodze jej sąsiadka Danuta Cyganowa. - Ludzie mieli do niej szacunek, bo pracowita kobieta.

85-letnia Nowakowska karmi butelką rocznego prawnuka. Napomina 4-letnią prawnuczkę, żeby nie przeszkadzała.
- Wstawałam o 2.30, nie było techniki, to jedna drugiej 50-kilogramowe worki paszy na plecy zarzucała - wspomina wciąż energiczna kobieta. - Ale przez to na te babskie sprawy my okropnie chorowały. Jak poszłam do lekarza, to mi powiedział, że wszystko od tych ciężarów pozrywane. A moje dzieci też poszły do PGR-u pracować. I zawsze pieniądze były, nie tak jak teraz… Ach jak nam dobrze było, nigdy niczego nie brakowało. Jest mi tylko przykro, że taką małą emeryturę dostałam za tą ciężką pracę… Młodym też nielekko, wnuczka to ma tyle ukończeń z tego urzędu pracy, ale co jej po tych papierkach z kursów jak nigdzie nie ma pracy? Wnuczki mąż też pochodzi z PGR…

- Ale dużo większego niż ten na Minkowskiem, spod Wrocławia - wtrąca się 23-letni Łukasz Wójciak.- Nas było w domu dziewięcioro, ale matka nigdy pomocy z niczego nie dostała. Były jagody, grzyby, złom, tak na zeszyty i książki się zarabiało.

Łukasz od niedawna pracuje w miejscowym tartaku.
- Tutaj największy problem jest z dojazdem, bo autobus jeden latem, drugi zimą się zatrzymuje - śmieje się. - Wcześniej jeździłem 12 kilometrów na rowerze, potem dokładałem się do benzyny i jechaliśmy z kolegami pod Jelcz-Laskowice, tam przy budowlance robiłem.

Mówi, że jak się nie ma swojego samochodu, to się do pracy nie dojedzie. - Ale żeby kupić rower albo motor, to trzeba najpierw zapracować - dodaje Łukasz. - I tak się kręci: jak już zarobisz na motor albo auto, to w stronę Wrocławia do roboty pojedziesz. Jak nie, w domu siedzisz…
Wtedy nie ma też na opał i przy mrozie w zimnym ludzie siedzą.
- Jak ktoś nie wie, to powie: idź do lasu, tam masz suchych gałęzi - mówi Łukasz. - Ale to nie takie proste, bo za kwit leśniczemu trzeba zapłacić 100 złotych, a potem za transport ciągnikiem trzeba gospodarzowi dać 50 złotych. Tutaj to niemałe pieniądze.

Został pomnik po PGR

W najlepszych czasach PGR w Minkowskie zatrudniał 180 pracowników. A w sezonie, do żniw dodatkowo, ściągano z Polski ludzi.

- Tam, gdzie Marysia mieszka, w starym budynku, też mieszkali sezonowi - wspomina Wiatrowski. - Mnie w spółce zatrudnili jako elektryka, a reszta chłopaków poszła na bruk. Oni nie gorsi od górników, tak samo ciężko harowali. A wypadków przy maszynach rolniczych to by naliczył tyle samo, co w kopalniach. Ale na nas patrzą inaczej, bo my z pegeeru.

Wiatrowska ubolewa, bo chciałaby się stąd wyrwać. - Ale gdzie teraz pójdziemy, kto nam gdzie da mieszkanie, kiedy my za mieszkaniem z dolnośląskiego tutaj przyjechali - opowiada.- Jak było tak biednie, to mąż mnie pytał: "jadłaś"? Mówiłam, że tak, dzieciom i jemu przygotowałam, a sama nie jadłam, żeby dla nich wystarczyło.

Tuż obok osiedla niedokończona budowa. Doprowadzony do parteru blok z kotłownią. Stoi jak pomnik po pegeerze.
- To niedokończona inwestycja kombinatu PGR Namysłów - mówi Wacław Landwójtowicz, wicedyrektor Agencji Nieruchomości Rolnych w Opolu, która przejęła majątek po PGR. - To nasza własność, chcieliśmy sprzedać, chociażby gminie na mieszkania socjalne, ale nikt tego nie chce od Agencji kupić.

W Ośrodku Pomocy Społecznej mówią dyplomatycznie, że Minkowskie to trudny teren. - Trudno się z wieloma osobami współpracuje, cały dzień pod sklepem spożywczym stoją - mówi Anna Gubernat-Szmitke, pracownik socjalny. - Co innego pani Maria Fitoł, ona nie jest roszczeniowa. Przychodzi tylko wtedy, kiedy naprawdę nas potrzebuje. Chociażby wtedy, gdy pytała o lekarza.

W OPS mówią, że będą się starać, żeby pani Marysi przyznać mieszkanie socjalne w Namysłowie. - Ale czy ona odnajdzie się w mieście? - powątpiewa pracownica opieki społecznej.
To samo mówi sołtys Minkowskiego. - Sołtysem jestem całej wsi, także tych z pegeeru - podkreśla. - Pani Marysia często do mnie przychodzi. Jej i jej bratu będzie lepiej wśród ludzi, którzy już ich znają.
- Już wiem, że to są pracowici ludzie, brat pani Marii był pomocnikiem hydraulika - mówi dyrektor Landwójtowicz. - Tylko trzeba im pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska