PIĘĆ DEKO SALCESONU, WPISAĆ PROSZĘ...

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Supermarkety mają wiele zalet, ale jedną wadę - nie sprzedają w nich na krechę. Dlatego w podbramkowej sytuacji niezastąpione są małe, wiejskie sklepiki, z kochaną panią ekspedientką.

Powstały na początku lat 90., kiedy ludziom chciało się jeszcze coś robić. Jedni wstawali skoro świt, brali pod pachę grilla, do drugiej ręki podróżną torbę z pętami kiełbasy, bułkami i słojem korniszonów. Jak przydrożny interes wypalił, to dzierżawili sklepy GS-u, albo otwierali swoje. Jedni budowali nowe pawilony, inni adoptowali stare chałupy. Ktoś miał dom przy ulicy, wykuwał kawał ściany i już z okna w kuchni robiło się eleganckie wejście do wiejskiego "szopu".
W drugiej połowie lat 90. wiejskie sklepy były w odwrocie, bo ludzie rzucili się na supermarkety. Teraz, po 12 latach, do małych sklepików w ubogich wioskach wracają klienci.
- Niech Bóg pobłogosławi Mariannę Wiśniewską, naszą kochaną sklepową! - pani Alina z Charbielna pod Głuchołazami wznosi oczy ku niebu. - Gdyby nie Marianna, żarlibyśmy suche kartofle, a dzieciaki by na oczy lodów nie widziały.

Fajrant na okrągło
Osiedle Charbielin, malutka wioska pod Głuchołazami, popegeerowskie bloki. Pan Czesław zajeżdża pod sklep "ABC" rowerem, z rurki zeskakuje córka Mariolka. Wchodzą do sklepu, Czesław rozgląda się nerwowo po pustawych półkach (Wiśniewska nie zamawia na pokaz), po czym szybko rzuca:
- Paczkę fajrantów i lizaka dla małej.
Czesław płaci (niedawno dostał z opieki), wychodzi przed sklep, zapala fajranta, gładzi córkę po włosach.
- Z rusztowania spadłem - opowiada. - Na budowie w Nysie my robili, kumpel krokiew mi podawał, jakoś tak się obróciłem i prach, poleciałem. Przyjechał prokurator, behapowiec, narobił się cyrk, to się zwolniłem pracy, żeby nie dostać dyscyplinarki. Od tego czasu nie mam ani roboty, ani zasiłku.
Marianna Wiśniewska, właścicielka sklepiku "ABC" zamawia tylko to, co niezbędne ludziom do przeżycia. Plus dwie przyjemności: papierosy i lody. Czasem, kiedy do sklepu wdepnie jakiś nietutejszy, pani Mariannie wstyd, że musi odpowiadać jak za komuny: nie ma, nie ma, nie ma...
- Zamawia się tak, żeby było najtaniej - opowiada. - Dajmy na to lody. O zagranicznych to nawet mowy nie ma. Najpierw sprzedawałam polskie "Augusto", ale były za drogie. Potem ściągnęłam "Lodgar", ale też okazały się za drogie. Teraz mam najtańsze "Koral" - te, co reklamuje Rodowicz. Najlepiej schodzą najtańsze - po 40 groszy. Jak dzieciak płacze, to matka choćby przed "pierwszym", zawsze jakoś uzbiera po pięć groszy."Ich Troje" piją za swoje
Życie Bąkowic pod Świerczowem koncentruje się pod sklepem. Do południa plotkują tu, oparte o rowery, kobiety. Wieczorami na schodkach pod sklepem, gadają i konsumują mężczyźni, jakby żywcem wyjęci z reklamy "Królewskie rządzi".
- Pić piwo, piję. Kraść, nie kradnę - mówi o sobie Andrzej Błagański.
- Ogólnie nędza - dodaje Janusz Tymków. - Jak matka postawi, to piję.
- Za swoje piję - zastrzega natomiast Dariusz Kłos. - W Brzegu robię, w drogownictwie. Na rękę biorę 650, z tego 340 od razu idzie na alimenty. Żryć i spać dostanę u matki, to resztę mam na piwo i fajki.
Pytamy Dariusza skąd te alimenty. Mówi, że "przez ten cały dobrobyt nie wyszło mu z babą". Ma dwójkę dzieci, ale już nie pamięta, ile mają lat, choć mieszkają z żoną w tej samej gminie.
- Zaprosimy pana na festyn - Błagański zmienia temat. - Mamy takie marzenie, żeby we wsi zagrali Ich Troje, nasz ulubiony zespół. Oni ponoć biorą za takie śpiewanie kupę siana, ale może by się dało załatwić, żeby dla PGR za półdarmo zagrali. To by dopiero było, jakby ten Wiśniewski do nas na boisko na motorze zajechał. Ale jaja by były!

Szyneczka dla szaleństwa
W sklepie "Artykuły spożywcze" w Kopernikach (powiat Nysa) najlepiej schodzą najtańsze mięsa i wędliny.
- Podroby, kaszaneczka, goloneczka - mówi Elżbieta Kowalczyk. - Masę ludzi kupuje na zeszyt, ale wszyscy starają się oddać. Niekiedy czekamy nawet rok, ale w końcu po tym roku oddają.
Do sklepu wtacza się w papciach Kazimierz Blacharski. Mieszka w tej samej kamienicy, na górze. Dziś wpadł po nalewkę.
- Daj mnie, Elunia, wiśniówkę - mówi.
Płaci za litrową flaszkę pięć złotych, chowa do kieszeni wypchanych spodni i wraca konsumować do mieszkania.
Sklepowa: - Mamy jeszcze tańsze winka, np. "cytrynka" po 3.20. Ale pan Kazik dziś zaszalał, bo wczoraj wziął rentę.
W stronę sklepu, powolutku, zmierzają dwie sąsiadki: Krystyna Klimczak i Maria Graszek.
- Człowiek oszczędnie żyje - przyznaje pani Krysia. - Choć muszę się przyznać do jednej słabości. Nie to, żeby od razu jakieś rozkosze! Ale lubię sobie czasem podjeść chudej szyneczki, dobrej gatunkowo. Niekiedy, jak zajdę, to kupię kawałeczek. Tylko niech pan takich rzeczy w gazecie nie pisze, bo mnie chłop, kuźwa, zabije.
- Bogaczka! - droczy się z Klimczakową zza płotu sąsiad.
- Bogaczka, sraczka! - odpyskowuje pani Krysia. - Na jedzenie mi jeszcze starcza, ale już imienin i urodzin nie robię, z oszczędności.
Pani Klimczak jednak się w tych nowych czasach poszczęściło. Była sprzątaczką w ośrodku zdrowia, zrobili grupową redukcję, a że miała już 50 lat, płacą jej teraz miesięcznie sześć stów na rękę. Jej mąż, palacz w miejscowym domu starców, też nie narzeka. - Stałą pensję do domu przynosi - podkreśla z dumą pani Krystyna.

Szczęściara z Biskupowa
Słoneczne przedpołudnie, sklepik "Kama" w Biskupowie pod czeską granicą. Teresa Pawlus siedzi pod parasolką, pali papierosa, leniwie kartkuje "Życie na gorąco".
Pierwsza (śniadaniowa) fala klientów już minęła. Pawlusowa za chwilę przyjmie towar od Krzysztofa Marcinowskiego. Zamówi jak zwykle podstawowe produkty. Krzysztof wyciągnie jeszcze paletę nektaryn, ale pani Teresa stanowczo odmówi.
- Od trzech lat jedzenie wożę i widzę, że jest coraz gorzej - narzeka Marcinowski. - Cytrusy już prawie w ogóle nie schodzą, ludzie biorą, co niezbędne do życia.
Pawlusowa wzrusza ramionami: - Jakbym wszystko miała brać, to bym zbankrutowała. Szczęście, że mąż za granicą pracuje, inaczej już bym zwinęła interes. Bo co to za biznes na kreskę. Ludzie pierwszego spłacają, a piątego nowy kredyt otwierają.
Pod sklep podjeżdża na rowerach trójka klientów: Jan Deńków, Sebastian Staliś i Edward Kłakowicz. Dwóch pierwszych prosi o piwo. Ostatni nic nie zamawia, bo nie ma pieniędzy ("przyjechałem sobie posiedzieć").
- Patrz pan, a kiedyś to ludzie od nas do Afryki jeździli na eksport - zauważa Deńków.
Teresa Pawlus, ekspedienka, dosiada się: - Sklep otworzyłam w 1992, jak odchowałam dzieci. Ruch był ogromny. Nawet w niedzielę trzeba było towar dowozić, jak ludzie z kościoła wyszli. Teraz bryndza, normalna bryndza.

Pożyteczne jest życie staruszka
Pod sklepem w Charbielinie spotkaliśmy Zofię Ryś, która wychowuje wnuczka Grzesia. Wychowuje tak dobrze, że chłopak dostał wyróżnienie za wybitne osiągnięcia w nauce.
- Chcę, żeby Grzesiek wyszedł na ludzi, żeby wyrwał się z tej pegeerowskiej biedy i żył tak jak ludzie w telewizji - mówi babcia.
Babcie i dziadkowie to dziś na biednych wsiach największy skarb. Z babcinej renty żyje niejedna wielodzietna rodzina. Babcia nie tylko da pieniążki, ale jeszcze - jak jest na chodzie - zaopiekuje się wnuczkami.
- Dzieciom trzeba pomagać - przyznaje Elżbieta Bernat z Gierałcic, która właśnie kupiła wnuczkowi Krystianowi pomarańczowego loda.
Sklepowa Marianna Wiśniewska Z Charbielina przyznaje, że jej samej nie jest lekko.
- Za komuny robiłam w "Renifrze", rękawiczki szyłam - opowiada. - Jak mnie zredukowali, to najęłam się na sklepową, a od roku ciągnę mój sklepik na własny rachunek. Ale trafiłam na taki okres, że tylko siąść i płakać.
Wiśniewska nie zwinie interesu, bo czuje się potrzebna. Dowody tej przydatności otrzymuje niemal co dzień, a najczęściej pod koniec miesiąca.
- Niedawno - opowiada pani Marianna - przyszedł do sklepu chłopczyk i położył na ladzie karteczkę: "Chleb i pięć deko salcesonu, wpisać proszę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska