Piekło domowe

Zdzisław ADAMIEC
Doprowadziła do tego, że trzymałem siekierę pod łóżkiem, żeby zabić swego ojca.

Ostatnio we wszystkich prawie mediach dużo materiałów dotyczących molestowania bezbronnych dzieci - rozpoczyna swą opowieść pan Jerzy A., nerwowo obgryzając paznokcie. - Wynika z tego, że prawie w stu procentach winni są mężczyźni, przeważnie ojcowie, wujkowie, bracia, sąsiedzi, bliscy znajomi. Nie zaprzeczam, taka jest niestety gorzka prawda. Nikt jednak nie mówi i nie pisze o chłopcach skrzywdzonych przez własne matki. Nie wywlekałbym dziś tych moich rodzinnych brudów, ale muszę wreszcie wyrzucić to z siebie. A przede wszystkim niech ludzie czasem spojrzą na te sprawy obiektywniej. Szczególnie niewiasty w togach sędziowskich. Bo i wśród kobiet bywają bardzo wyrodne matki i babcie. Prawie potwory.
Widzi pan moją siwiuteńką głowę? Niedawno stuknęła mi pięćdziesiątka, a siwy jestem już od piętnastu lat. To dlatego, że wciąż jestem molestowany przez swoją matkę Cecylię. Teraz już nie fizycznie, lecz psychicznie. Do tej pory tylko swojej babci o tym kiedyś napomknąłem, ale ona umarła już dawno i teraz matka czuje się zupełnie bezkarna. Molestuje też już moje... wnuki. Chyba zgłoszę się do redaktor Ewy Drzyzgi, by wystapić w jej "Rozmowach w toku". Tak bardzo chciałbym, żeby matka też się na to zgodziła. Niechby nawet miała odwrócić kota ogonem, jak to zawsze robi, ale żeby tylko spojrzała w oczy mnie, ludziom i do kamery. To jest teraz największe marzenie mego życia.
Zaczęło się w wannie
Jak tylko sięgam pamięcią, matka od maleńkości była dla mnie nadopiekuńcza. Z biegiem czasu stawało się to chorobliwe. Głaskała, opatulała, wciąż upominała, żebym się dokładnie szalikiem owijał i czapkę na same oczy naciągał. Kąpała mnie do jedenastego roku życia. Najważniejsze podczas tych kąpieli było namydlanie mojego ptaszka. Czyniła to zawsze bardzo długo i z wielkim namaszczeniem. Kiedy byłem już starszy, doprowadzała do wzwodu, a później figlarnie groziła palcem i mówiła: "Oj, rośnie mój synuś, rośnie".
Ale to jeszcze nie było najgorsze. Najgorsze były dni, kiedy ojca nie było w domu, a zdarzało się to dość często. Kiedy miałem pięć lat, wyjechał za granicę na dwa lata. To były najkoszmarniejsze dwa lata mojego dzieciństwa. Każdego ranka przychodziła do mnie do łóżka. Goła albo w samej koszuli nocnej. Kładła się obok, przytulała mnie do piersi, kazała się głaskać po nich i po brzuchu, a potem niżej...
Byłem wtedy przekonany, że to jest najlepsza mamusia pod słońcem, chociaż wciąż się czegoś bałem, bo zawsze mówiła mi po takich pieszczotach: "Tylko nie mów ojcu, bo on jest niedobry i może nas zabić". Rosła we mnie miłość do mamuśki, a podświadomie narastała wrogość do ojca.
Bardzo upokarzające było dla mnie to, że gdy siedziałem w ubikacji, zawsze krzyczała, czy już, i wchodziła, by wytrzeć mi tyłek. Twierdziła, że ja robię to niedokładnie. A ja już miałem... jedenaście lat! Zresztą później to samo powtarzała ze swoimi wnukami, ale o tym za chwilę.
Strach ma wielkie oczy
- Do Opola przeprowadziliśmy się, kiedy zacząłem chodzić do trzeciej klasy. Ojciec już wtedy nie wyjeżdżał tak często. Częściej bywał w domu. Ale ona swoich praktyk nie zaprzestawała, chociaż ja już broniłem się przed tym, jak tylko mogłem. Wtedy zawsze czymś mnie szantażowała. Zresztą do dziś podły szantaż i krętactwa to jej ulubiona broń.
Ojciec był bardzo inteligenty, z pewnością zaczął się czegoś domyślać. Widać bolało go, że został odrzucony, bo nie widziałem u niej absolutnie żadnych znaków czułości i miłości wobec niego. Z czasem zaczął przychodzić do domu później niż zwykle i trochę podchmielony. Bywało, że dwa-trzy razy w miesiącu upijał się dość mocno. Dzieci z podwórka się ze mnie zaczęły naśmiewać. Kiedyś koleżanka Iza, której mama była barmanką w restauracji "Zagłoba" - wtedy jeszcze na skrzyżowaniu ulic Katowickiej i 1 Maja - przybiegła po mnie, żebym przyszedł po tatę, bo śpi na stoliku. Mieszkaliśmy osiemdziesiąt metrów od "Zagłoby", więc pobiegłem po niego i jakoś udało mi się przyprowadzić go do domu. Ile ja się wtedy wstydu najadłem. Jaki ja miałem do niego ogromny żal! Po latach dopiero zrozumiałem, że on wolał upić się blisko domu, niż słuchać jej gderania i czepiania się o byle co.
Mnie bez przerwy nim straszyła, obrzydzała go. Wciąż mówiła, że on nas zabije, że ją wciąż bije, jak ja nie widzę. A to były zwykłe, podłe kłamstwa. Nigdy w życiu jej nie uderzył. Tym straszeniem i napuszczaniem mnie na ojca doprowadziła do tego, że kiedy miałem szesnaście lat, skombinowałem siekierę i trzymałem ją pod swoim łóżkiem. Po to, żeby w razie czego bronić matkę i zabić ojca! Tak, to może wydawać się nieprawdopodobne, ale ja naprawdę serio wtedy o tym myślałem
Wtedy z premedytacją zaczęła podtruwać ojca. Sypała mu do zupy anticol, bez jego wiedzy. Kiedy wypił lampkę koniaku albo wina, robił się na twarzy czerwony jak burak, wychodziły mu na skroniach grube żyły. Wszyscy byli w szoku, a ona rozpowiadała, że mąż ma wysokie ciśnienie. Kiedy miałem dziewiętnaście lat, przez przypadek zjadłem zupę ojca, a wieczorem byłem z kolegami na piwie. Nie zapomnę tego dnia do końca życia. Myślałem, że mi głowę rozerwie.
Tato umarł w bardzo tajemniczych okolicznościach, do dziś nikt nie wie, na co. Ja podejrzewam, że go otruła, bo umarł w nocy, a one z siostrą ani nie zapłakały, tylko od rana biegały od banku do banku, by polikwidować - póki się nie wyda, że nie żyje - książeczki oszczędnościowe i konta. Niestety, też w tym uczestniczyłem, bo woziłem ich tego dnia samochodem do pięciu banków. Niech Bóg mi to wybaczy.
Sieje nienawiść
Ta kobieta potrafi tak chytrze nakłamać, tak podstępnie ze sobą wszystkich skłócić, że inni myślą, że to prawda. Zresztą ona jest święcie przekonana, że czyni samo dobro, a inni są źli, nie potrafią jej docenić. To jest diabeł wcielony w ludzką skórę. Jestem o tym przekonany, bo na sam dźwięk słów Pan Bóg wpada w ogromny szał, blednie, dostaje drgawek. Kiedy przechodzi koło kościoła, spluwa przez ramię. Tu przydałby się egzorcysta.
Ja wiem, że o swojej matce nie powinno się mówić źle. Ale ja nie mówię źle, ja mówię tylko szczerą prawdę. Zresztą przemilczę niektóre drastyczne momenty, bo ani to do druku się nie nadaje, ani chyba większość normalnych ludzi by w to nie uwierzyła. Bo kto uwierzy w to, że ona potrafiła doprowadzić do tego, że ojciec ze swoim bratem nie odezwali się do siebie ani nie spotkali, przez... trzydzieści pięć lat! A mieszkali sto kilometrów od siebie, bo tyle jest z Opola do Sosnowca. Cóż ona na tego brata nie wygadywała? Zresztą przez telefon to samo mówiła na ojca. Lecz ani jedno słowo nie było prawdą. Wujka zobaczyłem po trzydziestu pięciu latach, na pogrzebie ojca cztery lata temu. Wtedy "od nowa" też poznałem swoją kuzynkę i kuzyna. Jest to urocza, zgodnie żyjąca, kochająca się rodzina. Przeciwieństwo naszej...
Wiem, o matce nie powinno się mówić źle. Ale co sądzić o kobiecie, która przez wszystkie lata małżeństwa do swojej matki mówiła, że mąż ją bije, że jest niedobry, że nie daje pieniędzy? Biedna babcia w to wierzyła, bo przecież córka nie mogłaby ją tak okłamywać. A kiedy przyjeżdżała do domu, na babcię wygadywała niestworzone rzeczy, same plugastwa. Dlatego ojciec z moją babcią nie rozmawiali ponad dwadzieścia lat! Zresztą ja też "dzięki" matce nie mogłem porozumieć się ze swoim ojcem pięć lat przed jego śmiercia, choć mieszkaliśmy zaledwie kilka przecznic od siebie.
Uratował mnie dzidziuś
Kiedy miałem dziesięć lat, zacząłem buntować się przeciw wspólnym kąpielom, namydlaniu i podcieraniu mi pupy. Ojciec z pewnością wszystko wiedział, bo czasem w nocy słyszałem, jak mówił do niej: "Daj temu naszemu synkowi już wreszcie spokój". Widać nie skutkowało, więc ojciec wziął się na sposób i zrobił matce dziecko. Po ponad jedenastu latach od moich narodzin na świat przyszła moja siostra Grażyna. To mnie uratowało! Matka, zajęta niemowlakiem, z konieczności musiała dać mi spokój. Ale i tak całymi dniami obnosiła się po mieszkaniu z gołymi piersiami, że niby karmi, że jej cieknie, że tak jest zdrowo. Musiałem na to patrzeć. Ale robiła tak tylko wtedy, kiedy byliśmy sami.
Kiedy powiedziałem w domu, że mam ukochaną dziewczynę i się z nią chcę ożenić, matka dostała ataku wścieklizny, natychmiast zarządziła śledztwo, kto to jest. No i mój koszmar zaczął się od nowa. Robiła wszystko, żeby mi ją obrzydzić. Zresztą robi to już trzydzieści lat.
Znając jej upodobania, zdołałem przed fizycznym molestowaniem ochronić mego syna. Cóż z tego, skoro zaczęła znęcać się nad nim psychicznie. Najpierw, kiedy zapraszała go na obiad, wygadywała straszliwe okropności na moją żonę, później już nawet na mnie. Syn przez wiele lat musiał wysłuchiwać wszystkiego, ale z czasem się zbuntował i przestał ją odwiedzać. Ożenił się i wyjechał z Opola. Jest bardzo wierzący i taką sobie też wziął żonę. Tego moja matka już nie umie ścierpieć. Potrafi wsiąść w pociąg, pojechać do nich sto pięćdziesiąt kilometrów tylko po to, żeby wywołać totalną awanturę o nic. Wyzywa ich, pluje, synową targa za ubranie. Ostatnio z całej siły ciągnęła za włosy ich trzyletniego zaledwie synka, a mojego wnuczka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska