Pierwsza liga uratowana

Tadeusz Wyspiański
Po zwycięskich barażach z Iskrą Ostrów zespół Towarzystwa Żużlowego Opole zakończył sezon, realizując plan minimum - utrzymanie w lidze.

Przed tegorocznymi rozgrywkami w I lidze opolanie stawiani byli przez fachowców w gronie drużyn mających walczyć w pierwszej czwórce o awans do ekstraligi. Rzeczywistość zweryfikowała jednak te oczekiwania, a przyczyn tego stanu rzeczy było kilka. Podczas styczniowego zebrania członków klubu, podczas którego funkcję prezesa klubu objął Adam Bukaczewski, w miarę optymistycznie mówiono o stanie finansów klubowych. Okazało się jednak, że podane tam liczby bardzo znacznie różniły się od stanu faktycznego, a garb zadłużenia wisiał nad klubem przez cały sezon. Uniemożliwiało to oczywiście realizację założonych planów, bo najpierw trzeba było myśleć o regulowaniu zaległości, a dopiero później o wypłacaniu zawodnikom należności, inwestowaniu w sprzęt itp.

Po drugie zbyt późno przystąpiono do kompletowania składu. Ponadto w drużynie nie znalazło się kilku zawodników, których chciał w niej widzieć trener Marian Spychała. Zabrakło również przedsezonowych sparingów, a na domiar złego już w pierwszym spotkaniu na własnym torze z RKM-em Rybnik kontuzji wyłączających ich ze startów na długi czas nabawili się podstawowi zawodnicy zespołu - Krzysztof Mikuta i Wojciech Załuski. Pech prześladował także Piotra Barona, a Vaclav Milik po upadku w meczu z GKM w Grudziądzu miał już sezon z głowy. To wszystko sprawiło, że po I rundzie rozgrywek TŻ z zaledwie 3 punktami na koncie zamykał ligową tabelę, tracąc przy tym punkt na własnym torze z "rywalem" do spadku ŁTŻ Łódź. Na tej pozycji zaważyła też minimalna porażka na torze w Grudziądzu. Na szczęście w II części rozgrywek opolski zespół potrafił się spiąć i wyprzedzić rywali z Łodzi w fazie play off. W końcówce sezonu opolscy żużlowcy pokazali charakter, udowodnili, że są drużyną, i za to też podziękowali im kibice po ostatnim spotkaniu z Iskrą w Opolu.

Trener Marian Spychała ciągle zresztą podkreślał rolę, jaką w utrzymaniu się w lidze odegrali sympatycy opolskiej drużyny. Nawet kiedy zespołowi się nie wiodło, kilka tysięcy ludzi przychodziło na stadion przy ul. Wschodniej, by oglądać zażarte boje i dopingować żużlowców. Również prezes A. Bukaczewski, który wcześniej zastanawiał się nawet nad rezygnacją z funkcji, stwierdził, że mimo wszystko ten sezon należy zapisać jako dobry dla klubu. - Utrzymaliśmy się w lidze i udało się nam poprawić finanse klubu - powiedział. - Zdaję sobie sprawę, że kibice oczekiwali od drużyny zajęcia lepszej pozycji, ale pamiętać trzeba o tym, z jakiego pułapu startowaliśmy do rozgrywek. Na początku byłem wręcz przerażony tym, co zastałem, wydawało się nawet, że możemy nie dojechać do końca ligi.

Decydujące o być albo nie być opolskiego zespołu okazały się spotkania play off. Opolanie pokonali jednak na swoim torze wszystkich rywali i uciekli z ostatniej pozycji w tabeli. Do dobrej dyspozycji wrócili Wojciech Załuski i Piotr Baron, skuteczni byli młodzieżowcy, nie zawodził Adam Łabędzki, a Sean Wilson, który zastąpił Sama Ermolenkę, kiedy ten wystawił opolan do wiatru, nie stawiając się na mecz z ŁTŻ, także miał swój udział w obronie ligowego bytu.

Co przed nowym sezonem? - Na razie bilansujemy miniony, rozliczamy się - mówi A. Bukaczewski. - Trwają też rozmowy z zawodnikami, jednak na ujawnianie nazwisk jest jeszcze za wcześnie. Poczekamy z tym do grudnia, kiedy planujemy zorganizować walne zebranie członków klubu, podsumować sezon. Być może dojdzie też do zmiany zarządu i z tego też powodu nie chcemy dziś robić niczego, co mogłoby zablokować ruch nowym władzom klubu. Ja ze swej strony nie odżegnuję się od dalszego kierowania klubem, jednak musi to zweryfikować wspomniane walne zgromadzenie. Ze swej strony bardzo wysoko oceniam pracę naszego trenerskiego duetu i życzyłbym sobie, by nadal prowadził on zespół. Zarówno Marian Spychała, jak i Piotr Żyto mieli ogromny udział w tym, że uratowaliśmy ligę. I to nie tylko w sensie szkoleniowym, ale także dzięki załatwianiu części, sprzętu, w czym na pewno pomogły im ich kontakty w żużlowym światku.

Tymczasem w Rybniku przedstawiciele ośmiu klubów spotkali się, by dyskutować o zmianie systemu rozgrywek. Inicjatorami byli Rufin Sokołowski, prezes Unii Leszno, i Dominik Kolorz, prezes RKM-u. Chcieliby oni, żeby ekstraklasa składała się z 12 zespołów, a pozostałe 11 tworzyłoby dwie grupy II ligi. Opolanom "zagwarantowano" jazdę z takim zespołami jak Unia Tarnów, Krosno, Śląsk, Lublin i Wanda. Wydaje mi się jednak, że znów jest to - podobnie jak przed rokiem, gdy kilka klubów, z GKM i Wybrzeżem na czele, chciało powiększać ekstraklasę, tworząc Polską Żużlową Ligę Zawodową - koncert pobożnych życzeń. Szef polskiego żużla Andrzej Grodzki wypowiedział się bowiem, że GKSŻ nie zgodzi się na żadne zmiany, a prawo nie może działać wstecz. Nie po to tworzono obecnie obowiązujący regulamin, by po roku go zmieniać. A już zestawienie grupy, w której miałoby startować TŻ Opole, jest zupełnie pozbawione sensu. Kto bowiem w Opolu zechciałby oglądać w akcji takich mocarzy żużla jak Wanda, Lublin czy Śląsk? Po co było pakowanie się w tym roku w koszty? Po to, by zamiast I ligi zostać z niej faktycznie zdegradowanym. W Rybniku znów odżyły chore ambicje prezesów klubów, które albo balansują na krawędzi ekstraklasy, albo nie potrafią do niej awansować w sportowej walce i próbują zyskać poparcie innych, by zrealizować to, czego nie potrafią uczynić na torze. Kibic chce oglądać ciekawe, wyrównane spotkania, a nie takie, w których wynik jest z góry przesądzony, a konieczne reformy w żużlu musi przeprowadzić gremium do tego powołane, czyli GKSŻ, w której przecież i ci proponujący "nowości" mają przecież swoich przedstawicieli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska