Pierwsza tura darów od nysan dotarła już do Bogatyni

Fot. Archiwum prywatne
Nyscy wolontariusze z darami w Porajowie pod Bogatynią. Może i Ty pomożesz im w pomaganiu?
Nyscy wolontariusze z darami w Porajowie pod Bogatynią. Może i Ty pomożesz im w pomaganiu? Fot. Archiwum prywatne
Kolejna zbiórka właśnie trwa. Problem jest tylko jeden: maltańczykom brakuje rąk do pracy.

Jest nas wszystkich tutaj nieco ponad trzydzieści osób, ale tych naprawdę aktywnych jest około dwudziestu. Tymczasem w tygodniu trzeba zajmować się chorymi, starszymi, pomóc niepełnosprawnym, no i zbiórkę dla powodzian zorganizować. A w weekendy zabezpieczać w miarę możliwości większe imprezy.

Po prostu nie nadążamy - ubolewa Irena Wolak z nyskiej maltańskiej służby medycznej, która po cichu marzy, by szeregi maltańczyków zasiliła jakaś większa grupa wolontariuszy. - Może być i setka. Dla każdego znajdzie się coś do roboty.

Zwłaszcza teraz, kiedy na nękanych powodziami terenach poszkodowani wypatrują pomocy jak kani. I o ile w datkach i darach nysanie są dość hojni, to już z zaangażowaniem jest u nich trochę gorzej. - Nie powiem, czasem ludzie dzwonią i pytają u nas o pracę - opowiada Wolak. - Przy czym od razu chcą wiedzieć, ile zarobią.

A jak im mówię, że ewentualną zapłatą będzie uśmiech potrzebującego, to odkładają słuchawkę. Ciężko z bezinteresownością... Tymczasem Maltańczykom przydałaby się każda para rąk. Nawet, a może zwłaszcza tych młodych. - Czasem naprawdę nie potrzeba wiele - zapewnia pani Irena.

- Znieść chorego na spacer, jakiejś staruszce poczytać książkę. Po prostu z kimś być. Albo pojechać z nami do powodzian. Na przyszły tydzień bowiem szykuje się kolejny transport darów. Po ostatniej wizycie w Bogatyni i okolicznych wioskach maltańczycy wiedzą, że jeszcze dużo pracy przed nimi.

- Widziałam pozrywane ulice, mosty, zmiecione niemalże całkiem z powierzchni ziemi domy i załamanych ludzi. To horror - opowiada szefowa nyskich maltańczyków. Stąd też konieczność kolejnej zbiórki, która tradycyjnie prowadzona jest przez wolontariuszy w czerwonych koszulkach pod nyską bazyliką w rynku.

Podobnie jak ostatnio pani Irena zaznacza, aby nie przynosić odzieży, sprzętu domowego, mebli. Tylko najpotrzebniejsze obecnie rzeczy. - Oni nie mają gdzie trzymać sprzętu, bo nierzadko nie mają dachu, ścian, sufitów - mówi. - Potrzebne są przede wszystkim środki czystości, łopaty, wiadra, miski, taczki, gumiaki i ewentualnie suche skarpety na odparzone nogi. Oraz długoterminowa żywność.

Powodzianie nie wzgardzą również materiałami budowlanymi, ale tutaj pani Irena zdaje sobie sprawę, że to prośba nie tyle do mieszkańców, co do firm budowlanych. - Ktokolwiek coś ma, niech przyjdzie z tym do rynku, gdzie stać będziemy jeszcze dziś popołudniu - podkreśla. - Można też dzwonić na mój numer telefonu: 601 562 221. Na pewno nic się nie zmarnuje!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska