Pierwsza wojna aptekarska

rys. Andrzej Czyczyło
rys. Andrzej Czyczyło
Obiegowa opinia, że nic się w Polsce nie opłaca, nie dotyczy handlu lekarstwami.

Apteki wyrastają w naszych miastach i miasteczkach jak grzyby po deszczu. Powód? Polacy są w światowej czołówce zjadaczy leków.
W Europie więcej medykamentów od nas zażywają tylko Francuzi. Jesteśmy na trzecim miejscu na świecie, po Ameryce i Francji, w spożyciu tabletek przeciwbólowych. Im bliżej mamy do apteki, tym jest większe prawdopodobieństwo, że do niej wstąpimy. To efekt stałego bombardowania nas reklamami nowych leków. A poza tym lecznictwo u nas mocno niedomaga, więc zamiast tracić zdrowie i nerwy w kolejce do lekarza, wolimy leczyć się sami. Polskie apteki są coraz bardziej eleganckie, znajdują się w coraz lepszych punktach miasta, wiele z nich pracuje przez całą dobę.

W Opolu w roku 1990 było tylko 12 aptek. Potem zostały one sprywatyzowane, a z czasem zaczęło ich przybywać, gdyż coraz więcej farmaceutów chciało mieć własny interes, który zaczął być uważany za żyłę złota. Obecnie w Opolu aptek jest 47. Byłoby ich jeszcze więcej, ale trzy ostatnio splajtowały.
- Moim zdaniem, aptek jest już przesyt - uważa mgr farmacji Marek Tomków, wojewódzki inspektor farmaceutyczny. - Dojdzie do tego, że będą się one wzajemnie wyniszczać. Z drugiej strony, piętnaście lat po ich prywatyzacji trudno byłoby ten proces zahamować. Aptekarze idą na całość. Ciągle panuje mit, że się bogacą. Wszyscy ludzie widzą, że stale jakaś apteka się otwiera, a nie widzą, że inna się zamyka. Na Opolszczyźnie jeszcze tego nie ma, ale Dolny Śląsk już to przeżywa.
Farmaceutów z naszego województwa jednak te doniesienia z innych stron kraju nie zrażają. Otwierają nowe apteki, wierząc po cichu, że akurat im się uda. Tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni w Opolu wyrosły kolejne trzy takie placówki - na ulicy Ozimskiej, Tarnopolskiej i Kościuszki. Szykowane są jeszcze trzy.
- Jesteśmy z mężem magistrami farmacji i wcześniej pracowaliśmy w innych aptekach - mówi Aleksandra Pęcherska-Wieczorek, współwłaścicielka apteki "Aleja Witosa" przy ul. Tarnopolskiej. - Chcieliśmy jednak coś własnego otworzyć, a nie pracować dla kogoś. Kosztowało nas to trochę pieniędzy, które pożyczyliśmy i musimy je zwrócić. Ale nasza placówka dopiero się rozkręca.

Wieczorkowie poszli na całość i zbudowali aptekę od podstaw, według projektu wziętego opolskiego architekta Mirosława Paleja. Cały czas inwestują w reklamę, aby się przebić.
- Wysłaliśmy przez pocztę 10 tysięcy ulotek do okolicznych mieszkańców - wyznaje pani Aleksandra. - Nie mamy łatwego startu, gdyż w szpitalu przy Witosa jest już apteka, ale ona jest czynna tylko do dwudziestej, a my - przez całą dobę.
Ostatnio, w miejscu dawnego sklepu z obuwiem "But hala", powstała apteka "Całodobowa Ozimska", która specjalnie otrzymała taką nazwę, aby pacjent od razu skojarzył miejsce. Jej współwłaścicielem jest Jarosław Horzela, do którego należą już dwie inne apteki: przy ulicy Niemodlińskiej, która jako pierwsza w Opolu zaczęła pełnić dyżury całodobowe, i przy Jagiellonów.
- To był mój pomysł z apteką całodobową - podkreśla mgr farmacji Jarosław Horzela. - Uważałem, że należy to w Opolu ucywilizować, aby pacjent miał jedno stałe miejsce, do którego łatwo może dotrzeć. Wcześniej, gdy apteki pełniły nocne dyżury na zmiany, nikt nie chciał ich brać w święta. Powstawały na tym tle konflikty. Dlatego moją inicjatywę część kolegów przyjęła wtedy oklaskami, bo zdjąłem z nich niechciany ciężar.

Gdy jednak całodobowych placówek powstało w Opolu więcej, właściciel apteki przy ul. Niemodlińskiej postanowił stawić im czoło, gdyż stracił część klientów.
- Zostałem odcięty przez konkurencję, więc zachowałem się rynkowo i uruchomiłem kolejną aptekę w centrum - mówi Jarosław Horzela. - Szkoda tylko, że nie zrobiłem tego wcześniej.
Horzela też korzystał z pomocy dwóch architektów: - Miałem ambicję, żeby moja nowa apteka była najładniejsza, najnowocześniejsza, przyjazna dla pacjenta. Aby miał on do dyspozycji pełen asortyment leków. Bo jeżeli coś się robi, to porządnie. Na razie o ewentualnym zysku nie myślę, bo nie jestem przywiązany do pieniędzy. Nie muszę jeździć na wakacje na Bermudy. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na urlopie.

Katarzyna Kaniut, właścicielka apteki "Śródmiejska", której niemalże pod bokiem wyrosła konkurencja w postaci "Całodobowej Ozimskiej", stwierdza:
- Tort jest jeden, a jego kawałki są już przezroczyste. Doszło do tego, że koledzy kolegów podgryzają, tworzą sieci, blokują lokale. To nie jest nic dobrego, bo dochodzi do rozdrabniania usług. Apteka powinna pacjentowi zapewnić lek plus fachową wiedzę o nim. Czy każda może to zagwarantować?
- Jest coraz ciężej - przyznaje Maciej Zaklika, magister farmacji, który z Oskarem Orskim (lekarzem z zawodu) jest właścicielem całodobowej apteki "Na dobre i na złe" przy ul. Krakowskiej oraz od niedawna - jej filii przy Kościuszki. - Gdy zaczynaliśmy przeszło trzy lata temu, aptek było mniej, a teraz trzeba się ścigać.
Zaklika jest współwłaścicielem jeszcze trzech aptek: w Kluczborku, Oleśnie i Byczynie, a mimo to zarzeka się: - Gdyby to był taki świetny interes, to miałbym do tego ludzi, a ja muszę jak szeregowy pracownik stać za ladą. Zaczynam każdy dzień o szóstej rano, a wracam do domu o 22. Krążę między aptekami. Z drugiej strony prawda jest taka, że mając zaplecze, z każdą następną apteką jest już łatwiej. Nowa placówka może przez rok na siebie nie zarabiać, a nawet można do niej dokładać. Zagrożenie jest tylko jedno, że ktoś może założyć aptekę w jeszcze dogodniejszym miejscu niż nasza.

Prowadzenie aptek chyba musi się opłacać, choć żaden z aptekarzy za nic się do tego nie chce przyznać. Na pewno jednak ich właściciele muszą się nieźle nagimnastykować, aby utrzymać się na powierzchni. Promocje na niektóre leki, konkursy, możliwość wykonania sobie pewnych badań - to już codzienność w wielu aptekach. W Warszawie kuszą one pacjentów nawet możliwością wygrania zagranicznej wycieczki, w innych miastach klienci aptek uczestniczący w loteriach wygrywają garnki, a nawet zdarzyło się, że dostawali... szynkę.
- Dla mnie jest to upokarzające - mówi Katarzyna Kaniut, która jest też wiceprezesem Okręgowej Izby Aptekarskiej w Opolu. - Czy my musimy konkurować z Realem?
Opolskie apteki nie oferują wprawdzie wycieczek, ale kuszą jak mogą. Dwie z nich dodawały ostatnio gratisowo do zakupionych leków - opakowanie witaminy C. Wszystkie prześcigają się też między sobą w obniżaniu cen. Czasem walka jest zażarta, ale gra idzie o dużą stawkę.
- My mamy wszystkie insuliny oraz leki dla cukrzyków tańsze - mówi Aleksandra Pęcherska-Wieczorek z apteki "Aleja Witosa". - Można też u nas kupić taniej scorbolamid, cerrutin, pyralginę i witaminę B. Zeszliśmy z marży, świadomie rezygnując z własnego zarobku, żeby przyciągnąć ludzi.

W aptece "Na Rondzie" każdego dnia przy wejściu umieszczana jest informacja, jaki lek danego dnia ma niższą cenę. Tym razem można kupić 100 tabletek geriavitu za 86 zł, choć w innych kosztuje on co najmniej 90 zł. Pacjent, jeśli ma czas i siłę, może obskoczyć różne apteki i na pewno na tym zyska.
- Takie obniżki są na pewno dobre dla pacjenta, jednak nie można ich ciągnąć w nieskończoność - uważa Maciej Zaklika. - Można zrobić promocję tygodnia, jednak w końcu trzeba na czymś zarobić. Bo personel też oczekuje godziwych zarobków.
Filia "Na dobre i na złe" znalazła inny rodzaj zachęty. - Wręczamy naszym stałym klientom karty czipowe, dzięki którym mogą sobie zrobić w aptece badania na specjalnym aparacie. Dokonuje on pomiaru tkanki tłuszczowej, mierzy ciśnienie, wzrost i waży, a następnie to wszystko analizuje. W tym tygodniu zapraszamy też naszych klientów do przychodni "Polimed", w której mogą sobie za darmo zbadać poziom cholesterolu i trójglicerydów.
Aparat do pomiaru ciśnienia, wagi i wzrostu ma też "Całodobowa Ozimska". Część aptek w Opolu proponuje klientom udział w promocji "Dbam o zdrowie". Jeśli ktoś zrobi w nich zakupy za więcej niż 39 zł, to dostanie kupon. A za zgromadzenie kuponów w odpowiednich ilościach - są upominki. Np. za 52 kupony można dostać krem do twarzy na noc z miedzią, a za 14 - pastę do zębów.
- Apteki prześcigają się w głupawych konkursach, wchodzą w różne programy, bo chcą przetrwać - mówi Katarzyna Kaniut. - Ale to nie jest normalne.

Rywalizacja między aptekami nabiera coraz szerszego rozmachu. Niektóre z nich wykupują w gazetach ogłoszenia, nawet całostronicowe, co jeszcze nie tak dawno było nie do pomyślenia.
"Nasza placówka szczyci się również swoim personelem, który ze względu na wysokie kwalifikacje zawodowe zapewnia fachową poradę i obsługę. Jest apteką kreatywną, wychodzącą naprzeciw potrzebom klientów" - reklamuje się apteka "Na Rondzie", wymieniając najpierw listę leków bez recepty, które można w niej dostać.
- To nie są puste słowa - podkreśla mgr farm. Elżbieta Karczewska, jej kierowniczka. - Mamy sześciu magistrów na etacie, a niewiele aptek tylu ich ma.
Nowe apteki są coraz ładniejsze. Ich właściciele to zazwyczaj młodzi ludzie, którzy zatrudniają młody, miły (to jeden z warunków) personel. Mówią o sobie: staramy się wybiegać przed szereg. Aptekarze, którzy już od dawna funkcjonują na rynku, reagują na ich poczynania z lękiem, gdyż widzą w nich poważne zagrożenie.
- Taki jest rynek, prawa konkurencji - uważa Aleksandra Pęcherska-Wieczorek. - Wcześniej, gdy apteki nie czuły się zagrożone, nieraz traktowało się w nich pacjenta jak intruza. Bo wiadomo było, że on i tak do nich wróci. A teraz pójdzie tam, gdzie jest najlepiej. Pacjent tylko na tym skorzysta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska