"Pieśni żałosne"

Bartosz Żurakowski
Jesienne zamieranie przyrody niosące melancholie i żale, a nade wszystko ludzkie cierpienie skrywane głęboko przed szorstkim tłumem kierują nasze myśli ku treściom pozaziemskim, transcendentalnym.

Jakaż sztuka, poza muzyką, pozwala unosić się tak wysoką w sferę absolutu? Kto kiedykolwiek słyszał bodaj fragment "Symfonii pieśni żałosnych" Henryka Mikołaja Góreckiego ten wie, bo przeżył głębię wtajemniczenia. Więc mi smutno, że ostatni wieczór muzyczny, poświęcony w całości twórczości współczesnego polskiego kompozytora - z wiodącą w nastroju III symfonią - nie mógł wywołać tak głębokich wzruszeń.
"Trzy utwory w dawnym stylu" zabrzmiały zgodnie z charakteru - lekko, w pełnym skupieniu kwintetu smyczkowego - z zachowaniem barokowej tradycji stylu koncertującego. Natomiast solistka wykonująca Koncert na fortepian i orkiestrę smyczkową op. 40 z pewnością zapomniała, że sztuka pianistyczna nie polega wyłącznie na bardzo szybkiej grze i głośnym atakowaniu dźwięku, bowiem nie dawała słuchaczom możliwości uchwycenia szczegółów melodycznych wynikających z szybko przebiegających pasaży, a nadto nadwyrężała ich słuch zbyt forsownym forte.
A III "Symfonia pieśni żałosnych", która ze względu na uniwersalność tematyki stała się już własnością ludzi na antypodach, też nie zyskała właściwej interpretacji. Tekst trzech pieśni stanowią fragmenty średniowiecznego "Lamentu świętokrzyskiego", słowa więźniarki wypisane na ścianie celi więziennej oraz lamentacyjna pieśń ludu Opolszczyzny - to one decydowały o charakterze muzyki, określają estetykę i sugerują przesłanie. Tymczasem wykonaniu partii solowej zabrakło czystości stylistycznej, niezbędnej w interpretacji dzieł zawierających cytaty, a nie będących stylizacją. Lamentacyjne wypowiedzi nasycone głębokim tragizmem i cierpieniem zamiast wyrazistej ekspresji skupionej w dykcji oraz naturalnym i swobodnym prowadzeniu głosu przypominały techniką charakterystyczną dla oper werystycznych. A przecież ludzki wymiar cierpienia i jego skala uczuciowa zamknięta w przejmującej prośbie "Posłuchajcie, bracia miła..." nie potrzebuje dramatycznego timbru tam, gdzie kulminację stanowi słowo.
Cóż, szkoda, że tak się stało, ale przecież koncerty zdarzają się mistrzowskie, przeciętne, a nawet słabe. Najważniejsze, że zostaje z nami "Symfonia pieśni żałosnych" Henryka Mikołaja Góreckiego, łącząca ludzi w jedną wspólnotę uczuć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska